Nyquist wyprężył się i uśmiechnął...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Dziewczyna na posadzce obciągnęła spódnicę, zasłaniając długie, spracowane nogi, spojrzała na Sefelta, który leżał przy niej uśmiechnięty, drgając w...
- Wcale nie zasypiam tak często, choć może niełatwo wam w to uwierzyć — dodał z uśmiechem...
- - Płaczesz, bo tak ci smutno na mój widok, Cul? Pociągając nosem, uśmiechnęłam się przytulona do jegopiersi...
- zawieszenie głosu było tak wymowne, że uśmiech gospodarza stał się do reszty sztucz- ny...
- Więzień, któremu drgnęły usta jakby w zalążku uśmiechu, potarł się po podbródku...
- - O panu też mogą mówić z ironicznym uśmiechem na twarzy - rzekłem...
- zahn timothy-gwiezdne wojny Roshton rzucił mu nieznaczny uśmiech...
- - Czy pojawił się jakiś statek? Uśmiech Uno zniknął...
- Jeremy uśmiechnął się lekko...
- Ulana, Ulana15Linowski si umiechn...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
– Jak zwykle wyglądacie cudownie. A stary Berni chce zażyć kąpieli?
– Tak – odparła ruda – jest nieznośny. – I, zwracając się do psa, rzekła: – Jesteś nieznośny, piesku, prawda? Powinieneś urodzić się rybą.
Jakby rozumiejąc obrazę, pies odwrócił się, zaczął kopać piasek tylnymi łapami i kichnął.
– Chyba piesek się przeziębił – zauważył Nyquist.
– Możliwe – odparła rudowłosa.
– Trzeba pokruszyć i wepchnąć mu do pyska parę witamin C i B12.
– Kto to? – zapytała blondynka. – Nowy przyjaciel?
– Znajomy właściciela tego domu.
– Ach tak – rzekła blondynka. – Zamierzasz podnieść czynsz? – zapytała mnie z zalotną miną.
Uśmiechnąłem się.
– Przepraszam na sekundę – rzekł Nyquist i podszedł do dziewcząt.
Objął je i przyciągnął do siebie, głowa przy głowie, jakby byli zawodnikami drużyny futbolowej. Dziewczyny wyglądały na zdziwione, ale nie oponowały.
Mówił coś do nich, gładząc jednocześnie szyję blondynki i biodra rudowłosej.
Pies obwąchiwał mu nogę i łasił się.
Nyquist klepnął je po pośladkach, a one odwróciły się i odeszły szybkim krokiem. Pies niechętnie podążył za nimi.
– Przepraszam, ale muszę je trzymać krótko. Kobiety mogą być niebezpieczne, kiedy pozwala się im za dużo. – Uśmiechnął się szelmowsko.
W jego zachowaniu było coś fałszywego. Przypomniałem sobie jego rozmowę z Giną parę dni temu. Jakieś napięcie, zmiana tonu głosu, na co wtedy nie zwróciłem większej uwagi.
„Może być pepsi albo cokolwiek, żeby tylko było zimne i słodkie.”
„Poproszę Madeleine, żeby coś panu przygotowała.”
Starsze kobiety, które uczy grać w tenisa, młode, atrakcyjne dziewczyny, które trzyma krótko. Do tego mężulek, któremu daje prywatne lekcje. Co faktycznie łączyło Nyquista i Ginę Ramp?
Zastanawiające.
– Czy domyślasz się, gdzie może być teraz pani Ramp? – zapytałem.
– Nie, nie mam pojęcia. Nic z tego nie rozumiem. Gdzie mogłaby pójść, kiedy lękała się wszystkiego tak bardzo?
– Czy mówiła z tobą o swych lękach?
– Nie, my... nie, nigdy. Kiedy jednak człowiek obraca się w jakimś środowisku, zaczyna rozumieć pewne rzeczy. – Spojrzał na dom. – Może piwa?
– Nie, dziękuję. Muszę zaraz wracać.
– Rozumiem – rzekł z widoczną ulgą. – Jak widzę, jesteś w dobrej formie. Trenujesz coś?
Widocznie to był jedyny temat, na który potrafił rozmawiać, jeśli nie ciągnęło się go za język.
– Trochę biegam – odparłem.
– Tylko trochę?
– Jakieś osiem do szesnastu kilometrów w ciągu tygodnia.
– Lepiej uważaj, bieganie nie jest najlepsze dla organizmu. Nacisk na stopy jest cztery razy większy niż przy zwykłym chodzie. Można nadwerężyć ścięgna i kręgosłup.
– Ostatnio kupiłem urządzenie do treningu jazdy na nartach.
– Bardzo dobrze, popieram. A jeśli od czasu do czasu odwiedzisz siłownię, to uczynisz najmądrzejszą rzecz pod słońcem.
– Dziękuję za radę.
– Nie ma sprawy. Jeśli zdecydujesz się na prywatną lekcję, wystarczy jeden telefon. Zawsze do usług. Nie mam wizytówki, ale możesz się ze mną skontaktować przez Rampów... przepraszam, przez Dona Rampa. – Potrząsnął głową. – To wszystko jest bez sensu. Mam nadzieję, że wkrótce ją znajdziecie jest taką miłą kobietą.
Wróciłem do samochodu i raz jeszcze spojrzałem na ocean. Nie było widać żagla windsurfingu, ale pelikany wciąż krążyły po okolicy. Towarzyszyły im mewy i rybitwy. Na horyzoncie przesuwały się dwa szare punkty w kształcie cygar. Zapewne statki handlowe wypływające w transoceaniczny rejs. Ciekawe, jak to jest być marynarzem i mieszkać na wodzie. Czuć się taką kruszyną rzuconą na niezmierzoną pustynię oceanu.
Z rozmyślań wyrwał mnie ryk silnika i wesołe wołanie:
– Hej! Panie właścicielu!