Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Proszę pani, jeśli pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- Niemniej obawiałem się wyjść z lasu — choć skądinąd było oczywiste, że prędzej albo później wyjść muszę...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- le jest potrzebny), niedostępnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- łącznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- wyreperował dach i ściany, wybił otwory i wstawił okna, żeby był przewiew — zmienił całe pomieszczenie tak, że wyglądało prawie jak mieszkanie...
- — Od dawna panowało przekonanie, że rzeka Nil wypływa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- mogła umknąć uwagi czatowników pilnujących granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać się w głąb terenów Armektu...
- 2 — Głodna kotka 33 - Świetnie się dogadujecie - stwierdził kiedyś, jeszcze w próbnym okresie Maryjkowego panowania...
- Jednak potężniejsza od atomowej bomba wodorowa była również tylko zapalnikiem — bomby plazmowej...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Jednakże o „samym życiu”, realnym, a nie postulowanym normatywnie, dowiadujemy się na ogół z tekstów (historycznych kronik), które też przecież spisywał jakiś człowiek ówczesny, a nie marsjański obserwator, żadnym sposobem kulturowo i lokalnie nie uwarunkowany. Toteż można jedynie hipotezy naukowe, jako względnie bardziej wiarygodne, zestawiać z tekstami dzieł owej epoki, jako źródłami znacznie mniej wiarygodnymi — w komparatystyce odwzorowań „tego, jak naprawdę było”.
Wszystko to razem sprawia, że nie wolno, jak to robiliśmy dotychczas, stosować do dziel, jako „modeli” całościowych — ujęć czysto singularnych, uważając, iż sama tylko wiedza specyficzna o przebiegu procesów sterowania, programowania, kodowania i dekodowania informacji może powiadomić nas o tym np., czym były „oryginały” konkretnych literackich „modeli”, gdzie ich szukać i jak je z tymi „modelami” zestawiać. Dla rozmaitych wydarzeń historycznych, takich jak wojna Napoleona z Rosja, i dzieł, jak „Wojna i pokój”, bywa to po części możliwe, lecz nie wolno reguły, stosowalnej w specjalnie dla nas korzystnych okolicznościach, podnosić do rangi uniwersalnie ważnej dyrektywy.
Skoro nie podlega testowi na eksperymentalną wywrotność przesadzanie o tym, co stanowi „oryginał” dzieła, możemy tylko zestawiać wizerunek świata własny z tym, jakiego dostarcza tekst. Lecz skąd mamy wiedzieć, czy wykryliśmy „prawdziwy oryginał”, tyle że autor wymodelował go jakoś „źle”, czy też jest tak raczej, że postulowany przez nas „oryginał” jest niewłaściwy i autorowi szło o „zupełnie inny”? Gdyż wynik może być w obu wypadkach taki sam: nieprzystawalność przedstawiającego do przedstawianego. Ale jeżeli nie to przedstawiano, czego się domyślamy, nasz własny błąd rzutujemy w dzieło i skazujemy je na „niedobroć” za własną niedomyślność. Jest to też pytanie o metodę artystycznej transformacji: można ją uważać za rezultat „złego” modelowania (dającego zwichnięcia proporcji, dystorsje, przeinaczenia, przesunięcia znaczeń itp.) albo za rezultat rozmyślnego nacelowania dzieła, jako „substratu odwzorowującego”, na pewne osobliwie wyróżnione i zagęszczone cechy rzeczywistości. Jest to zarazem metodologiczny problem antropologa, który, studiując obcą mu kulturowo grupę ludzką, nie może całkowicie wyzbyć się własnej kulturowej impregnacji i jedne obserwowane zachowania ludzi ma za bardziej, inne za mniej zrozumiałe, bo może się w jedne „wzywać”, a inne tylko konstatować behawiorystycznie. I jest to wreszcie kwestionowanie „krytyki immanentnej”, która pragnie — rezygnując ze stanowiska względem dzieła „zewnętrznego” — dokładnie zestawiać to, „co autor chciał przedstawić”, z tym, „co dziełem przedstawił rzeczywiście”. Otóż postępowanie to jest w pewnym stopniu fikcją — zawsze, ponieważ dzieło nie gwarantuje prawidłowego wykrycia tego, „co autor chciał przedstawić”, i ekstrahowanie jego „celowniczych zamysłów” — z jego modelarskich rezultatów jest skażone niezbywalnie arbitralnością. „Odchylenia” w modelowaniu mogą być spowodowane osobliwym „sterowaniem światopoglądowym” (tj. „zniekształcenia” implikują pewną filozofię) — albo też są one może rezultatami zwyczajnej „niedomogi sterowania”; gdy zatem niewiadome przedstawiają naraz i „lokalizacje oryginałów”, i „system zastosowanych przekszałceń”, i jeszcze „udział procentowy niepowodzenia” w kreacyjnym zabiegu, metaliterackie porównywanie „oryginałów” z „modelami” nieapodyktyczne być nie może. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko od „komparatystyki” takiej przejść do wykrywania, jakimi sposobami czytelnicy dochodzą w tym przedmiocie ustaleń. Mniemanie, jakoby pojedynczy czytelnik mógł decydować o tym, co dzieło „modeluje”, uważamy za nieporozumienie. Najbardziej szalony zachwyt pojedynczego czytelnika nie czyni z tekstu arcydzieła. Arcydzielność wykrywa społeczny test powtarzalnej trwale lektury. Lecz i to jest problemem do rozstrzygnięcia, czy ów test wartość dzieła tylko wykrywa, czy też może być i tak, że ja ustanawia — i odkrycie okazuje się wówczas decyzją, która bezwiednie zapada.
VIII. Los społeczny, czyli znaczenie dziełaWstęp
Pokażemy okoliczności wyjawiające, że los dzieła społeczny zależy nie tylko i niekoniecznie od jego własności „immanentnych”, ale. w pewnym co najmniej stopniu, również od prawideł działania statystyczno–masowych zjawisk socjalnego środowiska. W tym ujęciu arcydzieło cech znakomitości nie posiada, kiedy zaczyna się ubiegać o uznanie, lecz jest ono jak gdyby odpowiednikiem pewnego wzoru myślenia bądź zachowania, który pretenduje do upowszechnienia. Jeśli projekt taki stanie się normą, będzie zarazem norma „właściwą”, ponieważ być normą społeczna to tyle, co ustanawiać sposoby ludzkiego zachowania. Nic takiego, jak norma „niewłaściwa”, a jednak regularnie funkcjonująca w danej kulturze, nie istnieje. Podobnie jak pojecie „niewłaściwej normy” implikuje zestaw kryteriów oceny ponadkulturowy, analogicznie pojęcie „absolutnego arcydzieła” implikuje zestaw kryteriów oceny, żadnym sposobem nie związanych z cechami szczegółowymi dowolnej chwili historycznej. Arcydzieło absolutne jest nim dla wszystkich możliwych czasów i społeczeństw. Zakłada ono tedy pewne takie cechy ludzkiej natury, które się żadnym sposobem i nigdy nie mogą zmieniać. Otóż tylko badanie kultur i ich składni wykryć może, czy takie cechy niezmienne, od kulturowej impregnacji lokalnej niezawisłe, istnieją. Jednakże podobny program badawczy narażony jest na szwank przez to, że, badając zjawiska kulturowe, nie można samemu być niepodległym żadnemu kulturowemu wpływowi. W statystycznym procesie ewolucyjnym retrospekcja nie jest ponadto możliwa: stanów łańcucha markowskiego nie da się prześledzić wstecz, jeśli obserwator znajduje się sam w jednym z ogniw tego procesu, a nie — poza wszystkimi. Pytanie o przypadkowość lub nieprzypadkowość kariery dzieła, zakończonej ustaleniem jego arcydzielności, prowadzi nas tedy do pytania o przypadkowość lub nieprzypadkowość samej kultury.