mogła umknąć uwagi czatowników pilnujących granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać się w głąb terenów Armektu...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Proszę pani, jeśli pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- Niemniej obawiałem się wyjść z lasu — choć skądinąd było oczywiste, że prędzej albo później wyjść muszę...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- ciekawe i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło — zdałem sobie spra- wę, że czasami pracując mniej i krócej, można było zrobić więcej, niż...
- le jest potrzebny), niedostępnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- łącznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- wyreperował dach i ściany, wybił otwory i wstawił okna, żeby był przewiew — zmienił całe pomieszczenie tak, że wyglądało prawie jak mieszkanie...
- — Od dawna panowało przekonanie, że rzeka Nil wypływa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- 2 — Głodna kotka 33 - Świetnie się dogadujecie - stwierdził kiedyś, jeszcze w próbnym okresie Maryjkowego panowania...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Ale taka armia? Na pewno już wyruszyła silna
wyprawa karna. Pytanie, czy dość silna. . . Tak czy owak, była to jedyna szansa.
Należało przekraść się między oddziałami Alerów. Należało przebiec szmat ste-
pu w poszukiwaniu oddziału, który mógł być na dobrą sprawę gdziekolwiek, lub
dotrzeć do samej Alkawy. Należało zrobić to szybko, by odsiecz przybyła na czas.
Tylko tyle.
Rawat omal nie roześmiał się głośno.
59
Szybko. . . to znaczy: jak szybko? Przed szturmem? Popatrzywszy dokoła Rawat doszedł do wniosku, że teraz, zaraz, w tej chwili, wioskę mogłyby chyba zająć same wehfety. Bez jeźdźców, doprawdy bez jeźdźców. . .
Na razie jednak szturmu nie było. Alerowie wyraźnie stracili entuzjazm. . .
Chyba nie zamierzano wzmocnić sił, przeznaczonych do zdobycia wioski. I chyba
nie zamierzano atakować tej nocy. Nie pozostawało do zrobienia nic innego, jak
uczepić się ostatniej szansy. Należało sprowadzić alkawczyków.
Tylko kto miał to zrobić? Doltar, tęgi rębajło, był za stary do gonitw po stepie.
Astat? Może Astat. Ale nie, to musiał być jeździec. Świetny jeździec na dosko-
nałym koniu. Prawdę rzekłszy, w wiosce był tylko jeden człowiek, który miałby
szansę sprostać zadaniu. . . Lecz to nie wchodziło w rachubę. Musiał zostać. Wiedział, że w takiej sytuacji dowódca — to symbol. Gdyby tylko krokiem ruszył
się z osady, natychmiast ktoś głupi. . . lub po prostu zmęczony, tak, zmęczony. . .
powiedziałby: uciekł. I to byłby koniec wszystkiego. Koniec! Dowódca uciekł.
Setnik rozpaczliwie pożałował swych konnych, osaczonych i wybitych gdzieś
w stepie. Gdyby choć jeden z tych znakomitych jeźdźców był teraz tutaj, w osa-
dzie. Ale nie. . . Do wioski przybyło z nim tylko dwóch konnych łuczników. Je-
den dogorywał, drugi, pomimo ran, walczył i zginął. Zresztą, nawet gdyby żył,
nie mógłby sprostać zadaniu. A łucznicy Astata — może i potrafili utrzymać się
w siodłach, ale jacyż z nich byli jeźdźcy?!
Po raz pierwszy Rawat na dłużej skierował myśli ku grupie legionistów, którzy
odciągnęli od niego całą armię. Zżył się z tymi ludźmi, odbyli razem wiele wy-
praw. Bał się wierzyć, że może jednak ocaleli. To, że nie stawili się we wsi, mogło wynikać z niemożności przedarcia się przez liczne alerskie oddziały. Rawat gorą-
co pragnął, by im się powiodło. Chociaż nie wiązał z tym żadnych nadziei. Rest
nie mógł wiedzieć nic o tym, co działo się w Trzech Wsiach. Jeśli nawet wypro-
wadził swoich, to powiódł ich do Erwy. A Erwa (jeśli dotąd jej nie spalono) cóż
mogła tutaj poradzić? Co najwyżej powiadomić Alkawę. Ileż to czasu. . . Ambe-
gen nic nie mógł mu posłać. Nawet, jeśli Tereza, niezawodna podsetniczka Tereza, była już łaskawa odprowadzić jazdę, którą mu ukradła — to co? Odsiecz w postaci
pięćdziesięciu konnych? Wolne żarty. . .
Pokręcił głową. Czuł wielkie znużenie.
*
*
*
Kot był zmęczony. Tak zmęczony, że gdy setnik stanął obok — nie obudził
się. Po raz pierwszy Rawat widział Dorlota nie budzącego się na odgłos kroków.
Wyszedł ze stanicy jako pierwszy. Biegał po stepie, potem znowu chodził na
zwiady, chociaż skaleczona cierniem łapa wyraźnie mu doskwierała. Przedzierał
się przez las, potem wracał, nocą, by odnaleźć zgraję w stepie — i znów dołączał
60
do oddziału. Potem razem z innymi uciekał do Trzech Wsi. Teraz, podczas szturmu, biegał bez wytchnienia, przynosząc dowódcy potrzebne wiadomości, przeka-
zując rozkazy, ganiając od zasieku do zasieku.
Mógł być zmęczony. Miał prawo.
— Dorlot.
Kot otworzył oczy i wstał.
— Pójdziesz w step, Dorlot. Trzeba odnaleźć alkawczyków i sprowadzić ich
tutaj z odsieczą. Albo nawet iść do samej Alkawy. Nie wiadomo, czy jeszcze
stoi. . . Bo że naszą Erwę spalono, tego jestem, niestety, prawie pewien.
Siedzący nieopodal chłopi unieśli głowy i ożywili się nieco. Usłyszeli słowo
„odsiecz”. Wieść natychmiast pobiegła z ust do ust.
— Nie — powiedziała Agatra.
Rawat dopiero teraz dostrzegł siedzącą w mroku dziewczynę. Opierając się
o ścianę domu, siedziała z łukiem położonym w poprzek kolan.
— Nie — powtórzyła cicho. — Wysyłasz go, panie, na śmierć. Proszę. . . nie.
Łuczniczka bywała niepokorna. Nawet podczas pobytu w stanicy, lubiła mieć
własne zdanie. Jak większość legionistek. . . Kobiety bardzo swoiście pojmowały
słowo „rozkaz”. Rawat przywykł, że czasem trzeba taką usadzić. Teraz jednak
milczał, bo miała dużo racji. A wreszcie. . . chodziło o coś innego.
Agatra przyjaźniła się z kotem. Nigdy nie kochała żadnego mężczyzny i nie
miała rodziny. Lecz tutaj, pod Północną Granicą, spotkała i obdarzyła szczerą,
siostrzaną miłością zwinnego kociego zwiadowcę. Trochę śmiano się z tej przy-
jaźni, ale rzadko złośliwie; wszyscy o niej wiedzieli i lubili tę przyjaźń, bo było w niej coś delikatnego i bardzo, bardzo pięknego. Była ogromna. . . czystość, któ-
rą widziały nawet oczy szorstkich, twardych żołnierzy. W jakiś sposób otoczono
tę przyjaźń opieką. W stanicy, pośród ciągłych patroli i „wyjść”, było tak niewie-le rzeczy pięknych i czystych. . . Wszyscy chcieli, by ta przyjaźń trwała i trwała.
Nikt nic do niej nie miał. Ale każdy chciał ją oglądać.
— Proszę, panie — powtórzyła łuczniczka. — Nie posyłaj go, on kuleje. . .