dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Proszę pani, jeśli pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- Niemniej obawiałem się wyjść z lasu — choć skądinąd było oczywiste, że prędzej albo później wyjść muszę...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- ciekawe i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło — zdałem sobie spra- wę, że czasami pracując mniej i krócej, można było zrobić więcej, niż...
- le jest potrzebny), niedostępnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- łącznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- wyreperował dach i ściany, wybił otwory i wstawił okna, żeby był przewiew — zmienił całe pomieszczenie tak, że wyglądało prawie jak mieszkanie...
- — Od dawna panowało przekonanie, że rzeka Nil wypływa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- mogła umknąć uwagi czatowników pilnujących granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać się w głąb terenów Armektu...
- 2 — Głodna kotka 33 - Świetnie się dogadujecie - stwierdził kiedyś, jeszcze w próbnym okresie Maryjkowego panowania...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Nie wytrzymała już dłu-
żej i zadzwoniła, czując z ulgą, jak czynność ta wyprowa-
dza ją z odrętwienia.
Cicho pukając weszła pokojówka.
— Ktoś do pani przyjechał — powiedziała. — Nie mo-
gliśmy nic zrobić. Z karety pokrytej herbami wyszedł
200
człowiek i rozkazał bezzwłocznie przekazać pani list. „Jak
tylko go przeczyta — powiedział — otrzymacie polecenie,
by natychmiast zaprowadzić mnie do waszej pani”. Na-
radziliśmy się chwilę. On zaś widząc, że nie chcemy nie-
pokoić pani, zaśmiał się i dał nam po kilka złotych mo-
net. Domyśliliśmy się. że tak ważna osoba nie ośmiela się
niepokoić pani bez przyczyny. Postanowiliśmy więc
spróbować, pomyśleliśmy...
— Jak to! — mimowolnie oburzając się powiedziała
Runa. — Tylko kilka złotych monet... Zobaczę ten list.
Biada wam, jeśli jest zbyt błahy, jak na takie bezczelne
odwiedziny.
Rozerwała kopertę, z wyrzutem spojrzała na poko-
jówkę, która jeszcze zdążyła, jąkając się, wybełkotać:
— Doprawdy nie wiemy, dlaczego wpuściliśmy go. On
wie, co robi. Jest taki spokojny. Ma w sobie coś...
Runa już jej nie słuchała. Skierowała wzrok na atła-
sową kartkę, i zatrzymała go, wzruszona, na słowie:
„Drud”. które każdemu innemu mogło wydać się bez
sensu. Przeczytała kartkę: „Na tropie Druda” — nic wię-
cej tylko tyle, lecz to wystarczyło.
— Proszę mi podać ubiór — powiedziała z pośpie-
chem do pokojówki, gwałtownie mnąc przy tym list, jak
chusteczkę. — A tego człowieka zaprowadź do marmu-
rowego pokoju gościnnego.
Wśród nocy zapłonęły zwrócone do ogrodu okna sa-
lonu, jaskrawe światło rozjaśniło posągi i dywany; wokół
powiało nienaturalnym ożywieniem, wywołanym późną
nocną godziną, skrywającą sedno tajemnicy. Runie z
trudem udało się zapanować nad sobą i przybrać chłod-
ny, nieruchomy wyraz twarzy. Wchodząc do salonu na-
potkała witające ją spojrzenie wąskich, półprzymknię-
tych oczu. Oczy te przekazywały niemal świdrujący ton
201
równy nieprzyjemnemu, ostremu dźwiękowi; dookoła
kości policzkowych śniadej twarzy wiły się siwe, opada-
jące lokami na pierś włosy, przypominające osiemnaste
stulecie. Krzywa linia gładkich ust pokrywała całą twarz
mrocznym światłem, przywołując uśmiech Giocondy.
Taka twarz mogłaby przestraszyć, gdybyśmy beztrosko
nucąc, nagle ją ujrzeli. Był w czarnym surducie i trzymał
czapkę w rękach. Runa zjawiła się z pytaniem na ustach,
ale gdy tylko spojrzała na gościa, od razu zrozumiała, że
jest to zbyteczne. Należało raczej przedłużyć prowadzoną
rozmowę.
— Nie przedstawię się — powiedział nieznajomy — a
także nie objaśnię pani, dlaczego dopiero teraz, a nie
później i nie wcześniej zjawiam się tutaj. Wiem, że pani
czekała na mnie, dlatego przyszedłem.
Drżąc, gestem zaprosiła go, by spoczął, i sama siada-
jąc zacisnęła ręce, oczekując na coś niezwykłego. Gość
złożył na spiczastym kolanie żółte dłonie, stał się przez to
jeszcze bardziej nieruchomy niż znajdujące się za nim
marmurowe posągi Leandra i Hery, pełne bólu i śmierci.
Bez zbędnych gestów kontynuował swoją mowę.
— Wiem, jak pani żyje, wiem, że pani życie pełne jest
wiecznego strachu, że pani młodość gaśnie. I wiem rów-
nież, że myślami biegnąc w jednym kierunku, zawsze
myśląc o jednym i tym samym, bez cienia nadziei na po-
konanie tego żaru, spalającego panią pośród przepiękne-
go błękitu dnia, doszła pani do rozsądnego rozwiązania.
W słowach tych zaiste zawarty był stan jej duszy.
Jak się pan nazywa — cofając się zawołała Runa tak