— Proszę pani, jeśli pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- Niemniej obawiałem się wyjść z lasu — choć skądinąd było oczywiste, że prędzej albo później wyjść muszę...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- ciekawe i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło — zdałem sobie spra- wę, że czasami pracując mniej i krócej, można było zrobić więcej, niż...
- le jest potrzebny), niedostępnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- łącznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- wyreperował dach i ściany, wybił otwory i wstawił okna, żeby był przewiew — zmienił całe pomieszczenie tak, że wyglądało prawie jak mieszkanie...
- — Od dawna panowało przekonanie, że rzeka Nil wypływa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- mogła umknąć uwagi czatowników pilnujących granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać się w głąb terenów Armektu...
- 2 — Głodna kotka 33 - Świetnie się dogadujecie - stwierdził kiedyś, jeszcze w próbnym okresie Maryjkowego panowania...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
— Nie rozumiem, dlaczego nie mogę podpisać wszelkich koniecznych papierów tutaj — gderała kobieta.
— Nie mam przy sobie takiego formularza, proszę pani.
Trzeba się udać do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego — powtórzył cierpliwie Charley McFadden. — Takie są reguły.
Nie była to całkowita prawda, jednak funkcjonariusz McFadden wiedział z doświadczenia, że jeśli odda tu i teraz poszkodowanej jej własność, on sam i — co ważniejsze — system sądownictwa karnego nigdy już poszkodowanej nie zobaczą. Funkcjonariusz McFadden wiedział bowiem — również z doświadczenia — że zainteresowanie zwykłego obywatela porządkiem publicznym kończy się w momencie, gdy musi on dokonać własnego weń wkładu, na przykład pojawić się w sądzie i złożyć pod przysięgą zeznanie, iż do niego należały przedmioty skradzione przez oskarżonego.
Szanse na pojawienie się tej konkretnej kobiety w sądzie i tym samym na jej pomoc w wysłaniu pana Simsa do więzienia zwiększą się bez wątpienia, jeśli poszkodowana odkryje, że po podpisaniu formularza użyczenia własności została wmieszana w całą sprawę i po prostu musi pójść do sądu.
— A co się stanie, jeśli postanowię nie wnosić oskarżenia? — spytała w pewnej chwili poszkodowana. W jej głosie pobrzmiewała równocześnie desperacja i rozdrażnienie.
— Proszę pani, to ja wnoszę oskarżenie — oznajmił Charley McFadden, równie rozdrażniony. — Albo ja, albo mój partner, Hezus. Jednym słowem, oskarżenie wnosi miasto. Złapaliśmy przecież drania na gorącym uczynku czy, inaczej mówiąc, na kradzieży tych przedmiotów z pani samochodu.
— No cóż, zobaczymy, młody człowieku — mruknęła kobieta. — Zobaczymy! Mój szwagier całkiem przypadkowo jest ogromnie wybitnym adwokatem.
— Bardzo dobrze, proszę pani — uciął McFadden, a następnie odwrócił się do dwóch funkcjonariuszy z furgonetki. — Możecie go zabierać — polecił.
— I zaraz do niego zadzwonię. Wszystko mu opowiem wszystko — denerwowała się poszkodowana. — To doprawdy oburzające!
— Bardzo dobrze, proszę pani — powtórzył McFadden.
Clarence’a Simsa odprowadzono do furgonetki. Policjanci pomogli mu wsiąść, po czym zajęli swoje miejsca i skierowali się do siedziby detektywów Zachodniego Dystryktu, znajdującej się na skrzyżowaniu ulic Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie iskierkę nadziei na zwolnienie, tlącą się w umyśle Simsa, łatwo i szybko zgasi detektyw, który zacznie ich rozmowę od odczytania mężczyźnie jego praw obywatelskich.
* * *
Porucznik Ed Michleson, dowódca dziennej zmiany w Dwunastym Dystrykcie, wcale się nie zdziwił, że telefonuje do niego sierżant Willoughby z biura głównego inspektora Coughlina i informuje go, iż właśnie przestają mu podlegać funkcjonariusze Jesus Martinez i Charles McFadden.
Kiedy obu przydzielono do Dwunastego Dystryktu, wszyscy wiedzieli, że trafiają tam jedynie tymczasowo i dość szybko otrzymają inny przydział. Dowódca Dystryktu oświadczył Michlesonowi, co słyszał od inspektora Coughlina — podobno wiele osób intensywnie myśli o znalezieniu dla tych dwóch funkcjonariuszy dobrego miejsca.
Wcześniej pracowali jako tajniacy w wydziale antynarkotykowym, co stanowiło zajęcie zwyczajne, lecz całkiem niezłe dla młodych policjantów. Mogli je wykonywać bystrzy, obiecujący funkcjonariusze, których twarzy nie znała jeszcze ulica i którym nie przeszkadzał konieczny strój — ubrania charakterystyczne dla środowiska narkomanów — oraz brudne, długie włosy. Jednym słowem, tacy policjanci, którzy potrafili się wtopić w to otoczenie.
Niestety, twarze McFaddena i Martineza stały się znane, a w takim przypadku następny logiczny krok oznaczał zwykle pracę w mundurze. Jednak obu tych policjantów doceniono za indywidualną akcję na końcowej stacji kolejki przy Bridge i Pratt Street, gdzie namierzyli i wypatrzyli ćpuna, który śmiertelnie postrzelił szefa drogówki, kapitana „Dutcha” Moffitta. McFadden ścigał owego ćpuna, Geralda Vincenta Gallaghera, wzdłuż torów, aż przestępca spadł na trzecią szynę, po czym przejechał go pociąg.