Niemniej obawiałem się wyjść z lasu — choć skądinąd było oczywiste, że prędzej albo później wyjść muszę...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Proszę pani, jeśli pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- le jest potrzebny), niedostępnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- łącznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- wyreperował dach i ściany, wybił otwory i wstawił okna, żeby był przewiew — zmienił całe pomieszczenie tak, że wyglądało prawie jak mieszkanie...
- — Od dawna panowało przekonanie, że rzeka Nil wypływa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- mogła umknąć uwagi czatowników pilnujących granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać się w głąb terenów Armektu...
- 2 — Głodna kotka 33 - Świetnie się dogadujecie - stwierdził kiedyś, jeszcze w próbnym okresie Maryjkowego panowania...
- Jednak potężniejsza od atomowej bomba wodorowa była również tylko zapalnikiem — bomby plazmowej...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Pytanie, co było właściwsze? Spieszyć się, opuścić hrabstwo Alide Sar, nim pani Atheves pośle szpiegów i wojskowe patrole do każdej, najmniejszej mieściny? Czy też raczej właśnie przeczekać? Skryć się w lasach, aż potężna przeciwniczka uzna, że zwierzyna wymknęła się z matni i odwoła swoich myśliwych? Po namyśle uznałem, że zwlekać niepodobna. Jeden pomysł wart był drugiego, lecz ten pierwszy pozwalał żywić słabą nadzieję, że zasięgnę skądś wieści o Jasenie — mojej biednej, nieszczęśliwej siostrze. Niepokój zabijał mnie. Nie widziałem jej przez dwa lata i niewiele, a byłbym uwierzył, że nie jest mi już potrzebna. Było wszakże inaczej. Oto przez godzinę, przez długą, wieczną godzinę uważałem... łudziłem się nadzieją, żem odnalazł kogoś bliskiego. Że mam powód nie tylko do tego, by żyć, ale i do tego, by gorąco chcieć żyć.
Gdy zwierzęta nieco wytchnęły, a starannie nabite pistolety znowu tkwiły w olstrach, zarządziłem wymarsz i najkrótszą drogą powiodłem do Lens-Re-Toy, miasta niezbyt odległego, a przede wszystkim na tyle dużego, by trójka jeźdźców nie wzbudziła tam zaraz sensacji. Obliczyłem przy tym, że rajtarzy, zanim wrócą z raportem do Ammene, gdzie przebywała pani Atheves, stracą dość czasu. Wystarczająco dużo, by nawet gońcy na pocztowych koniach nie zdołali postawić policji i wojska w Lens-Re-Toy na nogi. Miałem kilka godzin, by wjechać do miasta bez zwracania niczyjej uwagi, a następnie ukryć się gdzieś. Odnaleźć przyjaciół — o ile jeszcze miałem takowych. Zasięgnąć wieści — o ile było skąd.
Wyprowadziwszy swych towarzyszy z lasu, powiodłem ich dalej gościńcem. Dość mi było jednego straconego wierzchowca i jednego kozła w powietrzu; anim myślał jeździć pośród nocy po bezdrożach.
Bo właśnie zbliżał się wieczór.
Idąc stępa, to znów kłusując po gościńcu, minęliśmy jakąś wioskę, potem drugą. Nasz wojenny rynsztunek, a zwłaszcza zakurzony, lecz wciąż świetny gwardyjski mundur Chal-Cheneta, zwracały uwagę — chłopi wyglądali zza płotów, dzieciarnia z patykami udającymi szpady biegła naszym śladem. Zła to była wróżba na przyszłość. W kraju, w którym przemarsze wielkich wojsk dawno już przestały dziwić kogokolwiek, trzej orężni podróżni wciąż zwracali uwagę. W tak niebezpiecznych czasach mało kto podróżował gościńcem ot, bez żadnego powodu. Kurierzy jeździli samotnie, gnając co koń wyskoczy. Szlachta w podróży dobierała sobie liczne poczty sług — do obrony przed bandami zbiegłych z” szeregów żołdaków i rzezimieszków wszelkiego autoramentu.
Obawiałem się trochę, żem niedobrze policzył czas i mile. Jeśli moje rachuby zawiodły, to zaraz za miejską bramą czekała na nas pułapka. Jadąc ciemnymi ulicami przedmieścia (bo była już młoda noc), podzieliłem się obawami z Chal-Chenetem, a wreszcie stanąłem w,zaułku i przywoławszy Benochta, prowadzącego luzaka, raz jeszcze powierzyłem złowrogie zawiniątko jego pieczy.
— Benocht, przyjacielu — rzekłem, by osłodzić słudze niewdzięczne zadanie — ten malutki pakunek świadczy o tym, jak ogromne pokładam w tobie zaufanie. Obaj wiemy, co ten przedmiot może. W żadnym razie nie pozwól, by zabrała go pani Atheves ani ktokolwiek z Rodziny, zresztą w ogóle nikt. Pojedziemy teraz przodem, ty zostaniesz z tyłu. Oto zaułek, w którym będziesz czekał na pana Chal-Cheneta. Gdy wróci w ciągu kwadransa, lub najwyżej dwóch, udasz się z nim. Jeśli zaś nie wróci, będzie to oznaczać, że wpadliśmy w pułapkę. Umkniesz wtedy, nie próbując przychodzić nam z pomocą, a gdy tylko zyskasz pewność, że nikt cię nie śledzi, zakopiesz ten przedmiot w najdzikszych leśnych ostępach bądź utopisz w rzece. To półśrodki: ziemia zamarznie i okryje się szronem, a wodę skuje lód. Liczę wszakże, iż leśne uroczysko zachowa tajemnicę, dno rzeki zaś okaże się miejscem niedostępnym... przynajmniej przez jakiś czas. Obiecaj, że spełnisz moją wole.
— Nigdy jeszcze nie przeciwstawiłem się waszej dostojności — odparł służący, nie próbując ukryć drżenia głosu.
— Tak, lecz znając twoją wierność, wiem na pewno, że najpierw pomyślisz o pójściu mi na ratunek. Żądam wiec obietnicy. Przysięgnij mi, Benocht, że uczynisz, jak powiedziałem. Mało tego, gdy ukryjesz powierzony ci depozyt, zaraz potem wyjedziesz z Valaquet, by nikt nigdy nie zdołał cię pochwycić i wyrwać twej tajemnicy. Jeśli będę wolny, odszukam cię.
— Ale w jaki sposób, panie hrabio?
— Obaj znamy miejsca, których nie zna nikt inny, albo raczej: które dla nikogo nie mają żadnego znaczenia, tylko dla nas. Gdy pomyślisz, łatwo zgadniesz, o jakich miejscach mówię. Tam znajdziesz wiadomość ode mnie bądź odwrotnie: ja będę szukał wiadomości od ciebie.
— Miejsca, w których... bywaliśmy razem, panie hrabio? Tylko my dwaj?
— Dobrze zrozumiałeś. Właśnie tak.