omyliło mię przeczucie serca...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Wyniki te przeczą dosyć silnie zakorzenionemu w psychologii przekonaniu, że albo stosujemy racjonalne, czyli zaradcze sposoby przezwyciężania...
- Uważnie przeczytaj, przemyśl i zapamiętaj na całe życie ten oto główny wniosek: Natura stworzyła człowieka w taki sposób, że sprawuje on całkowitą...
- Nie mogłem pojąć, jak to się stało, gdy nagle z przeciwnej strony wypadł na mnie mój ordynans i zasypawszy mnie gradem płynących z serca powinszowań wyłożył mi...
- Przeczytał im krótkie urywki ze swojej rozmowy z Bayardem, z diariusza Madeleine i zapytał: - Czy zgadzamy się więc, że dowodzi to stabilnej, ale bardzo...
- Takich bowiem istot, które by świadomie” ciągle przeczyły, złego chciały i złe tworzyły”, nie ma między nami...
- 23 Myœla³em nie bez podstaw, ¿e te okolicznoœciowe pochlebstwa przeczytane na granicy zapewni³yby mi spokój na resztê podró¿y...
- prostszego i bardziej przekonującego sposobu oświadczenia, Ŝe ja uwaŜam cię za Ŝe - kolejny raz - poczuł, jak z jego serca znikają resztki chłodu...
- Teraz powinniście trzykrotnie, bez przerywania sobie, przeczytać wzajemnie swoje wypowiedzi...
- purytańskie reguły kodeksu postępowania - wzięli sobie do serca te nauki...
- serca szanowała męską ofiarność...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Istotnie, ona to wyprzedawała się forsownie, zmuszona do tego
przez komornika polującego na jej swobodę z rozkazu zdradzonego bankiera. Skóra lwia raz
jeszcze okazała się być skórą biednego Samsona; tylko, że nie miała już zębów ani szpon –
tak dalece kuszącą jest żądza marnego kruszcu! Niestety! Niestety! Ten, na którego ryk jeden
truchlała niegdyś cała historia naturalna, sam teraz trząsł się od lada wiatru, zawieszony na
sznurze od bielizny pomiędzy garnkiem i dymnikiem. Pokazywała go kupującym kucharka z
patelnią w ręku, a stróż w bramie opowiadał znajomym, że go już nawet mole napoczęły...
I przypomniałem sobie przypowieść Salomonową, zapisaną w rozdziale IX, wierszu 4:
„Pies żywy lepszy jest niż lew zdechły”.
W lipcu 1872
149
ALBERT WILCZYŃSKI
1829 – 1900
„W r. 1856 ukazał się na półkach księgarskich obszerny jowialnogawędziarski anonimowy
utwór powieściowy zatytułowany Kłopoty starego komendanta, który niezmiernie szybko
zdobył sobie poczytność u czytelników ówczesnych i szeroko zasłynął, dzięki swoim – moc-
no zresztą przesadzonym – zaletom literackim.
Anonimowy autor nie zaspał gruszek w popiele i wykorzystując sukces owego pierwszego
utworu szybko dołączył doń kilka następnych, które począł teraz podpisywać jako ,,Autor
Kłopotów starego komendanta”. Powieści jakoś nie chwyciły i autor na całe dziesięć lat po-
żegnał się z niewdzięcznym piórem, rozbudzona żyłka pisarska nie dawała mu jednak spokoju
i zmusiła na koniec do ponownego wstąpienia w szranki literackie.
Począwszy od r. 1868 posypały się więc na nowo, tom za tomem, dziesiątki nowych po-
wieści i opowiadań – Miłość i recydywa, Historia mojej dubeltówki. Fotografie społeczne, Z
pamiętników plotkarza itd., itd. – i sypały w ten sposób prawie do samego zgonu autora, któ-
rym okazał się, zdjąwszy po pewnym czasie maskę pseudonimu, były urzędnik warszawskiej
Komisji Sprawiedliwości, później ziemianin podlaski, a jeszcze później ponownie urzędnik,
tylko że galicyjski, niejaki Albert Wilczyński.
Wychowanek szkół pińczowskich (gdzie umieścił akcję Kapitana-profesora), później kieleckich
(w tym z kolei mieście znalazł wzorki do Kłopotów starego komendanta), wszedł do literatury
przypadkiem, czując po prostu – jak sam to po latach określił – ,,wewnętrzny przymus pisania”.
,,Pierwszy obrazek – opowiadał – skreśliłem bez żadnej myśli drukowania i tym bardziej
bez planu na przyszłe, lecz skoro po umieszczeniu go w Bibliotece Warszawskiej opinia pu-
bliczna wyraziła się o nim pochlebnie, ludzie uczciwi przyjęli go sercem i sercem do dalszej
pracy zachęcili, czułem się w obowiązku pisania dalej – i stąd powstał drugi i następne”.
Potwierdzenie tego charakterystycznego wyznania możemy znaleźć w późniejszych losach
Wilczyńskiego, który odrzuciwszy pióro po pierwszych niepowodzeniach, wziął je ponownie
do ręki dopiero za namową Władysława Łozińskiego, świetnego pisarza i rzutkiego redaktora
„Gazety Lwowskiej”
Talent niewielki i mało oryginalny, powszechnie chwalony za swoją „humorystykę”, w
istocie zaś tylko jowialny gawędziarz i szlachecki facecjonista, nie osiągnął Wilczyński wy-
sokiego miejsca w dziejach literatury narodowej. Słabszy w większych utworach powieścio-
wych, najlepsze swoje karty pozostawił w rodzaju gawędziarsko-nowelistycznym, w którym
znalazł również zdolniejszego od siebie kontynuatora w osobie Juliana Wieniawskiego (Jordana).
150
KAPITAN-PROFESOR
Obrazek ze wspomnień szkolnych
Niech tam co chcą mówią wszyscy filozofowie, ja jednak powiadam, że młodość jest naj-
piękniejszą kartą z całej księgi ludzkiego żywota. Ale nie ta młodość, broń Boże, gdy czło-
wiek jeść, spać i płakać umie – nie, ja tu chcę mówić o tym czasie nauki, gdy to patrzy się na
świat różowo, gdzie swobodny umysł chłopaka, co lekcji się wyuczył, drwi sobie z całego
świata, bo nie obchodzą go troski rodziców, nie straszy głód i niedostatek, a żadne nieszczę-
ście nie zapuszcza się głębiej do duszy. Dlatego też może owe lata najgłębiej sadowią się w
naszej pamięci, dlatego to zawsze ich wspomnienie odświeża umysł już myślącego poważnie
człowieka i nęci ku sobie jakąś serdeczną błogością nawet starca stojącego nad grobem.
Wszystkie, choć najdrobniejsze odcienia z tego wieku stoją żywo przed duszą, każdy rys
twarzy profesorów i współkolegów tak świeżo i jasno staje przed naszą wyobraźnią, jakby-
śmy przed chwilą dopiero na nich patrzeli; głos zdaje się brzmieć w uszach z całą mocą i
dźwiękiem, choć to, panie, obejrzawszy się za siebie, jak obszył czterdzieści lat zleciało. Tak,
tak, najtrwalsze to wspomnienie! Nawet owe przykrości i nieszczęścia studenckie, tak błahe
dzisiaj w swym znaczeniu, rodzą i teraz pewną bojaźń; dawna niechęć ku profesorom, choć
151
na ówczesnym pojęciu oparta, nie da się jakoś prędko wyrugować, nie z serca już, lecz z pa-
mięci naszej.