nym
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — OczywiÅ›cie...
- - Ależ, milady, to nie przystoi, żebyśmy zasiedli do stołu z lepszymi od siebie...
- nie pomorskiego Selbstschutzu...
- naukowiec, filozof, mistyk i interpretator Pisma Świętego...
- Stojąca na schodach Freydis wyprostowała się...
- zająć się resztkami sił atakujących...
- otwarcie się horyzontu czasowego w przyszłość, lecz raczej w przeszłość:‼Idziemy do przodu oglądając się za siebie" - napisał jeden z...
- wiszącej u sufitu żarówki, jednak w kilka lat później już prawie wszystkie mieszkania w domach przy Stalowej korzystały z oświetlenia elektrycznego...
- xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxc
- Wpływy miast dochodziły do głosu także w innych dziedzinach aktywności finansowej...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Pamiętam, było to już pod wieczór, a wrota naszego podwórza były przywarte; kiedy sie-
dząc w izbie, słyszę mocne wołanie:
– Hej, ho! Hej, ho!
10
Wychodzę ja i spojrzę: przed wrotami stoją trzy konie; dwa z nich wyniosłe i szumne, całe
czerwonymi suknami nakryte, bardzo pańskie i harde, żem takich pięknych jeszcze nie wi-
dział, zaś trzeci o wiele mniejszy, chudy i bardzo na oko niepoczesny, a na nim siedzi młody
człek, jakoby wyrostek dopiero, w kaftanie z cielęcej skóry, na której sierść była zostawiona,
w czapce baraniej wysokiej i spiczastej, przegiętej na lewy bok, z długą spisą i przy szabli, a
na plecach i przy boku wiszą mu trzy jakoby sakwy, jedna bardzo długa, druga krótsza, trze-
cia, jakby okrągła, a wszystkie trzy mocno kudłate, bo z koziego kożucha szyte.
– Hej, ho! Hej, ho! – woÅ‚a na mnie patrzÄ…cego – a odewrzesz ty wrota, kotiuho!
Idę otwierać, a tymczasem wyszła i matka, już zła bardzo, cała czerwona i chmurna, z za-
ciśniętymi od gniewu ustami, bo już jej były te gospody żołnierskie dojęły do żywego i tak
nas zniszczyły, że i chleba suchego w domu nieraz nie było, że pamiętam, matka zwykła była
mówić: Przyszedł jeden, wziął sukmanę; przyszedł drugi, wziął koszulę; przyjdzie trzeci, to
chyba skórę z ciała zedrze.
Ale ten nowy gość w cielęcym kaftanie jakoś tak nie wyglądał, jakoby nas ze skóry miał
łupić. Choć mnie przed chwilą nazwał kotiuhą, teraz kiwnął mi głową i uśmiechnął się we-
soło, zeskoczył z konia, zdjął czapkę, pokłonił się pięknie matce, pocałował ją w rękę i rzekł:
– SÅ‚awa Bohu! Daj Boże zdrowie, pani matko!
Kiedy zdjął czapkę i grzecznie nas pozdrowił, my oboje jeno gęby pootwierali od zdzi-
wienia, bo ano ten człowiek miał całą głowę ogoloną, a na wierzchu jeno został mu długi
kosmyk włosów, jakoby warkocz zapleciony, a ten sobie zawinął aż poza ucho. Pomiarkował
to ten człowiek, że na niego jakby na dziw patrzymy i śmiejąc się rzecze:
– Ano, to wy, jako baczÄ™, żywego Kozaka jeszcze nie widali?
Jam przecież widywał często kozaków starościńskich, bo z zamku samborskiego z listami
jeździli, ale ci byli w barwie przystojnej i włosy tak strzygli, jako my wszyscy, i nie wieszali
na siebie takich biesag kosmatych i spis takich długich u nich nie widziałem, jeno szable i
pletnie. Tak mu też powiadam.
– Bo tamto to sobie czeladź sÅ‚użebna, staroÅ›ciÅ„ska – rzecze on na to – a ja moÅ‚ojec rzetel-
ny, wolny, i z Kozaków «nieposłusznych», zaporoskich.
– A kiedy wy nieposÅ‚uszny i niesÅ‚użebny, to czemu sÅ‚użycie i sÅ‚uchacie? – mówi matka.
– Bo teraz muszÄ™, ale mój ojciec nie musiaÅ‚ i ja przódy nie musiaÅ‚, i niezadÅ‚ugo to znowu
nie będę musiał, jak Bóg da... U nas tak powiadają: Terpy, Kozacze, budesz atamanom!
Mówił po rusku lubo umiał także po polsku, ale my i po rusku dobrze go rozumieli, jako
żeśmy między samą Rusią i porodzili się, i wychowali.
– A ciebie jak woÅ‚ajÄ…? – pyta mnie ten Kozak. – Hanusz – odpowiadam, bo na imiÄ™ byÅ‚o
mi Jan, ale ojciec z miejska Hanusz mnie woÅ‚aÅ‚, i pytam: – A was jak?
– Ja siÄ™ nazywam Semen Bedryszko, spod Czerkas, assawułów syn.
Zawiódł konie do stajni, a już mu było ze dworu obroki przystawiono, ustawił w przewo-
rynach, uwiązał, nasypał jeść, założył siano, a przed tym jeszcze długą spisę i owe kosmate
biesagi w kącie złożył. Potem z jednej biesagi wydobył łuk, z drugiej łubie ze strzałami, a z
trzeciej kobzę kozacką z dereniowego drzewa i wszystko to obok siodła i dwóch pistoletów,
które miał w olstrach kulbaki, porządnie na kołkach porozwieszał.
Ja przez cały czas chodziłem za nim oczami w ciekawości wielkiej, a kiedy wyszedł ze
stajni, pobiegłem i ja, czekając, rychłoli, tak jak inni żołnierze, weźmie kląć a na matkę wo-
łać: «Dawaj, babo, jeść!» Matka była właśnie na podwórzu z siekierą w ręku i zabierała się
do rąbania drwa, bo sługi już wtedy nie mieliśmy, a tu Kozak skoczy do niej, odbierze jej
siekierÄ™ i powie:
– Zostawcie; ja to lepiej umiem!
Narąbał drew, zaniósł do izby, wziął dwie próżne konewki i nie pytając nawet, gdzie we
wsi studnia, bo ją po drodze widział, nanosił wody, a widząc, że matka nieci ogień na kuchni,
podsunął się i sam go tak prędko rozniecił, że ja z matką z podziwieniem na to patrzyliśmy.
11
Zobaczył garnek czysty, który matka nagotowała była, nalał doń wody, przystawił do ognia,
a zrobiwszy to wszystko, siadł na ławce i mrugając do nas wesoło, mówi:
– OgieÅ„ jest, woda jest, ino waryty, koby buÅ‚o szczo!
Tak się ten Semen grzecznie przymówił do wieczerzy, a że matka mu rada była za tę jego
poczciwość, tedy miaÅ‚ i kaszÄ™ jaglanÄ… z mlekiem i trochÄ™ szperki do chleba siÄ™ znalazÅ‚o – a
jadł jak wilk, taki był głodny.
Wziął nas od razu za serce ten Kozaczek i z każdym dniem milszy był mojej matce; ja zaś
tom go tak polubił, jak gdyby to był mój rodzony. Nie był nam ciężki, owszem niepomału