Stojąca na schodach Freydis wyprostowała się...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- żelazne okucia drzwi, to, przypadłszy do gromady, stojącej w ponurem milczeniu, zaskowy- czała chrapliwie ostatkami sił i ostatkami...
- Całą tę wypowiedź należało teraz przełożyć otyłemu Niemcowi stojącemu przy drzwiach w głębi kancelarii...
- - Trudno nie poddać się żalowi, stojąc tutaj - powiedział Łukasz...
- Kątem oka widziałem stojącego na rogu ulicy Mopsusa...
- Po schodach wchodzimy na plac przy dolnejstacji kolejki linowej...
- ,-
- - Zwróciłem uwagę na sztandary, które powiewają nad Cairhien - ciągnął, kiedy poruszenie ustało...
- trzymać się; pf...
- Had just put pasta in bowl and poured jar of sauce on it when the phone rang again...
- - Kolskiego żona...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Jej wiecznie młoda twarz była trochę niżej niż moja głowa. Oczy wyrażały pewność siebie, co wprawiło mnie w nagły niepokój jak pierwsze ukłucie bólu. Przecież prawdą było to, co powiedziałem - że nikt w Krainie Mroku nie jest w stanie wyrządzić mi teraz krzywdy. A jednak uśmiech Freydis pozostał niewzruszony.
- Kiedyś wysłałam cię przez otchłań do świata ziemskiego - powiedziała. - Czy zdołałbyś mnie powstrzymać, gdybym chciała posłać cię tam jeszcze raz?
Drżenie niepokoju przeszło w ulgę.
- Jutro lub pojutrze, owszem, potrafiłbym cię powstrzymać. Dzisiaj - nie. Ale teraz jestem Ganelonem i znam drogę powrotną. Ganelonem, którego ostrzeżono. Dlatego nie sądzę, żeby tak łatwo przyszło ci wysłać mnie znów w stronę Ziemi, ogołoconego z pamięci i obleczonego w przeszłość innego człowieka. Wszystko pamiętam i mógłbym wrócić. Straciłabyś tylko i swój, i mój czas, Freydis. Ale spróbuj, jeżeli chcesz, tylko ostrzegam cię, że przybędę z powrotem, zanim jeszcze przestaną działać twoje czary.
Freydis nadal uśmiechała się spokojnie. Splotła ramiona, kryjąc dłonie w fałdach rękawów. Była bardzo pewna siebie.
- Wydaje ci się, że jesteś bożkiem, Ganelonie - powiedziała. - Uważasz, że żadna siła cię teraz nie dosięgnie. Zapomniałeś o jednym. Również i ty masz jakąś słabość, tak jak mieli ją Llyr, Edeyrn, Medea czy Matholch. W tym świecie nie znajdziesz takiego człowieka, który by się z tobą zmierzył, ale na Ziemi jest ktoś taki, Lordzie Ganelonie! Tam żyje twój odpowiednik, którego zamierzam wezwać, żeby stoczył tę jedną ostatnią już walkę o wolność Krainy Mroku. Edward Bond może ciebie zabić, Ganelonie.
Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy i owiewa mnie lekki, lodowaty wietrzyk podobny do spojrzenia Edeyrn. Rzeczywiście zapomniałem. Nawet sam Llyr mógł przecież zginąć od własnej niepojętej broni. Ja również mogę zginąć w taki sam sposób albo z ręki mojego drugiego ja, którym jest Edward Bond.
- Głupia zdziecinniała starucho! - wykrzyknąłem. - Czyżbyś zapomniała, że Bond i ja nigdy nie znajdą się w tym samym świecie? Kiedy przybyłem tutaj, on zniknął z tej ziemi; tak samo i ja musiałbym zniknąć, jeżeli sprowadziłabyś go z powrotem. Jak to możliwe, żeby człowiek i jego lustrzane odbicie kiedykolwiek stanęli twarzą w twarz? W jaki sposób on miałby mnie dosięgnąć, sędziwa kobieto?
- Bez trudu. - Freydis wciąż się uśmiechała. - Bardzo łatwo. Nie mógłby pokonać ciebie ani tutaj, ani na Ziemi. To prawda. Ale pozostaje jeszcze otchłań, Ganelonie. Czyżbyś o niej zapomniał?
Wyjęła dłonie z rękawów. W obu rękach trzymała oślepiająco srebrzyste różdżki. Nim zdołałem zrobić jakiś ruch, złączyła obie pałeczki, krzyżując je przed śmiejącą się twarzą. W punkcie przecięcia natychmiast buchnęły siły o straszliwej mocy. Tryskały z biegunów świata i jeżeli nie miały rozerwać go na kawałki, mogły stykać się nie dłużej niż przez mgnienie jednej sekundy. Poczułem, jak cała budowla zatrzęsła się pode mną.
Miałem wrażenie, że otwierają się wrota.
Wszędzie wokół panowała szarość, w której nie było widać nic, a człowiek zatracał się w niej niepomny niczego. Oszołomiła mnie nagłość doznanego szoku. W całym moim ciele wzbierała fala straszliwego gniewu na myśl o podstępie Freydis. Poddawanie Władcy Krainy Mroku sztuczkom magicznym było nie do zniesienia. Wywalczę sobie drogę powrotu, a zemsta, która dosięgnie Freydis, stanie się nauczką dla wszystkich.
Z szarości wynurzył się przede mną obraz. Czyżby lustrzane odbicie? Oszołomiony, nic nie rozumiejąc, nie wierząc własnym oczom, ujrzałem swoją twarz. Nie miałem na sobie tamtych obszarpanych błękitnych szat ofiarnych, w które zostałem przy-odziany tak dawno temu w Zamku Zgromadzenia. Wyglądałem jak Ziemianin. Nie byłem jednak podobny do siebie i wcale nie przypominałem Ganelona. Wyglądałem jak...
- Edward Bond - usłyszałem za sobą głos Freydis.
Moje odbicie spoglądało na mnie przez ramię, z widocznym wyrazem uznania i niewypowiedzianej ulgi.
- Freydis! - krzyknął moim głosem. - Dzięki Bogu, Freydis! Tak bardzo starałem się...
- Zaczekaj - przerwała mu. - Posłuchaj. Czeka cię jeszcze jedna, ostatnia już próba. Ten człowiek - to Ganelon. Zniweczył całe twoje dzieło, którego dokonałeś wśród leśnego ludu. Zabił Llyra i zniszczył Zgromadzenie. W Krainie Mroku nikt nie będzie w stanie mu się sprzeciwić, jeżeli zdoła do niej powrócić. Tylko ty możesz go powstrzymać, Edwardzie Bondzie. Wyłącznie ty.