- Nie mogliśmy...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- - Niech pan mnie wezwie natychmiast, gdyby coś zaszło - prosił Olszowski...
- – Otóż to...
- Headinkton Klasyka na CD, J...
- Tłumaczenie szło mu nader łatwo, co jego samego napawało zaskoczeniem...
- że jest tam taki, prawda? To wcale nie jest żaden z tych kościołów, nie są to nawet wspólne ruchy ludzi, to jest bardzo ważne, drodzy bracia, bardzo ważne...
- Kierowca osłupiał, obaj jednak zrobili tak, jak kazano...
- w procesie...
- Kiedy skończyła się uroczystość, nikt nie miał pojęcia, co robić...
- Jakiś student wpadł na niego z tyłu...
- – MyÅ›laÅ‚em, że wÅ‚adza należy do rady – powiedziaÅ‚ Pahner...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Powiedziałeś, że chcesz mieć świadków z innych siatek. Całe to przedstawienie było po to, żeby udowodnić wszystkim organizacjom, że Romulus dalej jest w niełasce. Musieliśmy się wycofać, aby pozwolić publiczności zająć miejsce.
- Wspaniale! Skoro operacja przebiegała tak dobrze, dlaczego się nie powiodła?
- Może jednak odniosła skutek.
Gallagher uniósł pytająco brwi.
- W każdym razie, ponieważ Romulus omal nie został zabity, inne siatki będą tym bardziej przekonane, że nie jest z nami związany - wyjaśnił Ospowaty. - Nic się nie zmieniło. Dalej może prowadzić swoją wendetę. W dalszym ciągu musi nam oddać obiecaną przysługę.
- Czyżby? A jeśli Romulus sądzi, że napastnikami byli nasi ludzie? Jeśli dojdzie do wniosku, że operacja wymknęła się spod kontroli i rzeczywiście próbowaliśmy go zabić? Nie odda nam żadnej przysługi. Raczej zwróci się przeciwko nam. Co za bagno! Chcąc zatrzymać Romulusa po naszej stronie, aby go później wykorzystać, będziemy może zmuszeni mu pomóc.
- Na razie - mruknął Ospowaty - nawet nie wiemy, czy żyje.
VII.
Skostniały i wyczerpany Saul brodził w płytkiej wodzie. Wydostał się spoza zasięgu strzałów, płynąc najpierw z prądem, a potem przez rzekę. Zajęło mu to piętnaście minut. Światła na przeciwległym brzegu lśniły chłodnym blaskiem. Wyszedł z mułu na betonową platformę, minął przystań i znalazł się na wąskiej uliczce za nadbrzeżnymi magazynami. Nikt nie próbował go ścigać. Na razie czuł się bezpieczny. Ale pytania nie dawały mu spokoju. Kto usiłował go zabić? Czy mimo wszystko jego była siatka zdecydowała, że ma ponieść karę? Pokręcił z powątpiewaniem głową, nie mogąc w to uwierzyć. Ospowaty nie ustawiłby się na linii ognia. Więc może przedstawienie zaczęło być zbyt realistycznie? Czy też nieznani jeszcze wrogowie wykorzystali okazję, aby ponowić zamach na niego? Gdyby Saul został zabity w parku, odpowiedzialność przypisano by jego poprzednim pracodawcom. Nie przekonaliby innych siatek o swojej niewinności, a prawdziwych napastników nigdy by nie wykryto.
Drżąc z zimna, Saul zebrał siły, aby rozważyć kwestię, która niepokoiła go jeszcze bardziej. Eryka i Christopher. Żona widząc, co się dzieje, na pewno zdała sobie sprawę, że nie może mu pomóc i zajęła się synem. Liczył na to, że tak zrobiła. Jej pierwszym krokiem powinien być kontakt z Miszą Pletzem i ostrzeżenie go, aby uciekł z Christopherem w bezpieczne miejsce. Zaczął iść z większą determinacją. Teraz myślał już tylko o jednym. Punkt, w którym byli umówieni. Musi się tam dostać.
VIII.
Christophera wciąż jeszcze bolały oczy od nagłego przebudzenia. Na niebieskiej piżamce miał sweter, który kazał mu włożyć mężczyzna o zgarbionych ramionach, Misza Pletz. W nosku szczypało go od gęstych chmur tytoniowego dymu, do buzi ciekła ślinka od zapachu kakao, który wypełniał salę pełną stolików i śmiejących się ludzi o czerwonych policzkach. Przypomniał sobie pośpiech, z jakim Misza niósł go po schodach, szybką jazdę samochodem do tej kawiarni, jak nazwał to miejsce Misza. Nagle pojawiła się mama i zaczęła go tulić, z oczami zaczerwienionymi od łez. Wszystko było takie dziwne. Siedział teraz na ławce pod ścianą, między mamą i Miszą. Nic nie rozumiał z ich rozmowy.
- Jeśli go tu nie będzie za kwadrans - mówiła mama - nie możemy dłużej ryzykować.
Muskularny człowiek w białym fartuchu nachylił się ku niej.
- Chodźcie do kuchni. Właśnie dostaliśmy rzadki gatunek kawy. Znowu zrobiło się zamieszanie. Mama niesie go przez wahadłowe drzwi. Misza idzie przodem. Błyszczące metalowe lady. Parujące garnki. Tata w mokrym ubraniu wychodzi z jakiegoś pokoju. Misza śmieje się. Mama płacze, obejmuje tatę.
- Bogu dzięki.
IX.
- Szybko. Musimy uciekać - powiedział Misza.