Często jednak ogarniała mnie fala bólu i szczęścia jednocześnie...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — No, niech mnie nagła krew zaleje! — zawołał Tay Tay...
- choćbyś i mnie miał waszmość tak pochlastać, zawszeć winszuję, winszuję! – Et, dalibyście sobie waszmościowie pokój; bo w rzeczy nie macie się...
- Popatrzył na mnie, niemal widziałem trybiki obracające się pod jego czaszką i nagle twarz mu pobielała, oko rozwarło się szeroko, a czoło zrosiły krople potu...
- Zdarzyo si wic, i jednego razu zaszed do wityni gagatek z tych rodu, dziki ktrym rzecz posza w mowie, e warszawiak w pracy, a wilk u puga, to jednaka przysuga...
- ciekawe i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło — zdałem sobie spra- wę, że czasami pracując mniej i krócej, można było zrobić więcej, niż...
- o mnie ex re mojego stanowiska w sprawie reformy rolnej, e jestem jakzodziej, co chce wyj z cudzej kieszeni zegarek i da go komu innemu...
- - Niedobitki Shaido wycofują się na północ - oznajmiła ponuro Amys - a coraz ich więcej przekracza Mur Smoka, jednak Rand al'Thor najwyraźniej o nich...
- punktach było ono skodyfikowaniem stosowanej ju uprzednio praktyki, jednak praktyce tej dopiero teraz nadało charakter w pełni instytucjonalny...
- Jest to przede wszystkim wyraz błagania… a jednak czai się w nim podejrzenie! Ach, do licha z tymi podejrzeniami! Gdybym chciał o nim rozpowiadać, zrobiłbym to już...
- - Bo dla mnie, to samotność, taka prawdziwa, transcendentna samotność, to jest na sam koniec orgazmu...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Było tak, kiedy w parę dni po pierwszej publicznej próbie tańca wszedłem wieczorem do mojej sypialni i ku niewysłowionemu zdumieniu, osłupieniu, przerażeniu i zachwytowi zobaczyłem leżącą w moim łóżku piękną Marię.
Ze wszystkich niespodzianek, jakie dotąd zgotowała mi Hermina, ta była najbardziej zaskakująca. Nie wątpiłem ani chwili, że to ona przysłała mi tego rajskiego ptaka. Owego wieczoru wyjątkowo nie byłem z Herminą, lecz słuchałem w katedrze starej muzyki kościelnej w dobrym wykonaniu - była to piękna, melancholijna wyprawa w moje dawne życie, w czasy młodości, w dziedzinę idealnego Harry'ego. W wysokiej, gotyckiej nawie kościoła, w której piękna siatka sklepienia kołysała się niesamowicie ożywiona w chybotliwym blasku nielicznych świec, wysłuchałem utworów Buxtehudego, Pachelbela, Bacha, Haydna, chodziłem znów moimi ulubionymi dawnymi drogami, znów słuchałem wspaniałego głosu wykonawczyni utworów Bacha, z którą niegdyś byłem zaprzyjaźniony i z którą przeżywaliśmy wiele wspaniałych koncertów. Dawna muzyka, jej nieskończona godność i świętość wzbudziły we mnie uniesienia, zachwyty i entuzjazm młodości; smutny i zatopiony w myślach siedziałem wysoko na chórze kościoła, byłem przez godzinę gościem w tym szlachetnym, błogim świecie, który ongiś był moją ojczyzną. Podczas duetu Haydna nagle napłynęły mi do oczu łzy, nie doczekałem końca koncertu, zrezygnowałem ze spotkania ze śpiewaczką (ach, ileż to cudownych wieczorów spędziłem po takich koncertach w towarzystwie artystów!), wymknąłem się z katedry i gnałem aż do wyczerpania pogrążonymi w cieniu nocy ulicami, gdzie tu i tam za oknami lokali orkiestry jazzowe wygrywały melodie mojego obecnego życia. Ach, jakąż ponurą pomyłką stała się moja obecna egzystencja! Podczas tej nocnej wędrówki długo rozmyślałem o moim osobliwym upodobaniu do muzyki i raz jeszcze doszedłem do wniosku, że ten wzruszający, a jednocześnie fatalistyczny do niej stosunek jest losem całej niemieckiej mentalności. W niemieckiej duszy panuje prawo macierzyste, łączność z naturą w postaci hegemonii muzyki, jakiej nie zna żaden inny naród. My, intelektualiści, zamiast po męsku bronić się przed tym i słuchać ducha, logosu, słowa, a także postarać się o posłuch dla niego, marzymy wszyscy o jakiejś mowie bez słów, która wyraża, czego nie sposób powiedzieć, przedstawia to, co nie da się ukształtować. Zamiast grać na swoim instrumencie możliwie najwierniej i najuczciwiej, Niemiec-intelektualista buntuje się stale przeciw słowu i rozsądkowi i kokietuje muzykę. A w muzyce, w cudownych, błogich uczuciach i nastrojach, których nigdy nie zmuszano do urzeczywistnienia się, niemiecki duch całkowicie się wyżywa i zaniedbuje większość swych istotnych zadań. My, ludzie intelektu, nie czuliśmy się swojsko w rzeczywistości, byliśmy jej obcy i wrodzy, dlatego w naszej niemieckiej rzeczywistości, w naszej historii, polityce i opinii publicznej rola ducha była żałosna. No cóż, nieraz analizowałem tę myśl, czując niekiedy dojmującą chęć, aby choć raz uczestniczyć w kształtowaniu rzeczywistości, aby raz robić coś serio i z poczuciem odpowiedzialności, zamiast stale uprawiać estetykę, duchową sztukę stosowaną. Ale kończyło się zawsze na rezygnacji, na poddaniu się losowi. Panowie generałowie i wielcy przemysłowcy mają rację: nic się nie dało zrobić z nami “intelektualistami”, jesteśmy zbędnym, obcym rzeczywistości, nieodpowiedzialnym towarzystwem mędrkujących gaduł. Fe, do diabła! Brzytwa!