- Chce mi się jeść...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Chce pan powiedzieć, że rurÄ™ zaÅ‚ożono, kiedy nie byÅ‚o jeszcze krateru ani tego wÄ…wozu? — spytaÅ‚em...
- o mnie ex re mojego stanowiska w sprawie reformy rolnej, ¿e jestem jakz³odziej, co chce wyj¹æ z cudzej kieszeni zegarek i daæ go komuœ innemu...
- lękam, siedzieć będę, dopóki od brata nie otrzymam wiadomości, co chce, abym z sobą po- stanowiła...
- - Główny wojownik tej bandy, Shok Choka, chce podjąć wyzwanie...
- Nigdy więcej tego nie chcę, myślała, leżąc w ciemności...
- - Chcę się z nim spotkać, porozmawiać z jego ośrodkiem świadomości - sprecyzował...
- - Chcę odkryć twoje przesłanki - wyjaśniła Ayn...
- - Tak dobrze, Jacques? Tak bardzo chcę cię spróbować...
- Podczas tej drogi zrozumiała, że chcę się z nią ożenić...
- — A czy byÅ‚o jeszcze co jeść na rzece? — zapytaÅ‚ szakal...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- To akurat mnie w ogóle nie obchodzi - rzekł Teasle, zaciągając się. Papieros nie miał ustnika, więc wypuściwszy dym Teasle zebrał sobie drobinki tytoniu, które mu przylgnęły do warg i języka. Taki jak ty powinien mieć trochę rozumu i śniadanie ze sobą. Na wypadek- pojmujesz? - taki jak tobie się właśnie wydarzył.
Sięgnął po dzbanuszek ze śmietanką, żeby wlać jej sobie do kawy; popatrzył na dno i usta jego przybrały wyraz niesmaku, gdy ujrzał zakrzepłe tam żółte resztki. -Szukasz pracy? - zapytał spokojnie.
- Nie.
- To znaczy, że ją masz.
- Nie. Nie pracujÄ™. Nie mam ochoty.
- To się nazywa włóczęgostwo.
- A nazywaj sobie. Ja to pieprzÄ™.
Dłoń szeryfa huknęła o ladę jak wystrzał. - Uważaj, co mówisz!
Wszystkie głowy targnęły się w jego stronę. Teasle obejrzał się po nich i uśmiechnął, jak gdyby powiedział coś dowcipnego, i pochylił się nisko, żeby upić kawy. - Będą mieli o czym porozmawiać. Uśmiechnął się i znów pociągnął papierosa, po czym zebrał drobinki tytoniu z języka. Żarty się skończyły. - Słuchaj no, ja nie rozumiem. Twój wygląd - ubranie - włosy i w ogóle. Czy nie wiedziałeś, że wracając tu główną ulicą będziesz się rzucał w oczy - niby - jakiś czarny? Moi ludzie dali mi znać przez radio w pięć minut po tym, jak wróciłeś.
- Dlaczego tak późno?
- Język - powiedział Teasle. - Raz cię ostrzegłem.
Wyglądało na to, że jeszcze coś powie, ale kobieta właśnie przyniosła Rambowi na wpół wypełnioną torebkę i rzekła: - Dolar trzydzieści jeden.
- Za co? Za tÄ™ odrobinÄ™?
- Przecież miało być z dodatkami.
- Płać i nie gadaj - rzekł Teasle.
Nie wypuściła z rąk papierowej torebki, póki Rambo jej nie zapłacił.
- O kej, idziemy - rzekł Teasle.
- DokÄ…d?
- Tam, dokąd cię zaprowadzę.- Czterema szybkimi łykami opróżnił filiżankę i położył dwadzieścia pięć centów. - Dziękuję, Merle. - Wszyscy przyglądali się im, kiedy we dwóch szli do drzwi.
- Byłbym zapomniał - rzekł Teasle. - Hej, Merle, jeszcze jedno. Może byś tak oczyściła dno tego dzbanuszka ze śmietanką.
Wóz policyjny stał zaraz u wejścia. - Wsiadaj - rzekł Teasle, skubiąc się za przepoconą koszulę - Cholera, gorąco jak na pierwszy października. Nie wiem, jak ty możesz znieść tę ciepłą kurtkę.
- Ja siÄ™ nie pocÄ™.
Teasle popatrzył na niego. - Rzeczywiście. - Upuścił papierosa w kratkę ścieku u krawężnika i wsiedli. Rambo oglądał sobie ruch i przechodniów. Po - ciemnym barze jasne słońce go raziło w oczy. Przechodzący koło wozu mężczyzna pomachał do szeryfa, a Teasle do niego, po czym odbił od krawężnika i skorzystawszy z przerwy wpadł w ruch. Tym razem jechał prędko.
Minęli sklep żelazny i plac z używanymi samochodami, przejeżdżali obok starców palących na ławkach cygara i kobiet pchających wózki z dziećmi.
- Popatrz, gdzie te kobiety mają rozum- rzekł Teasle.- Żeby w taki upał dzieciaki wyciągać na dwór.
Rambowi nie chciało się spojrzeć, Tylko zamknął oczy i osunął się w tył na oparcie. Kiedy uniósł powieki, wóz gnał pod górę między dwiema skałami i w równe pola, gdzie chyliła się niska kukurydza, obok znaku WYJEŻDŻASZ Z MADISoN. Teasle ostro zahamował na żwirowym poboczu i zwrócił się do niego.
- A teraz- powiedział - żeby to było jasne. Nie życzę sobie w moim mieście chłopaka, co wygląda jak ty i nie pracuje. Ani- się obejrzę, jak przylezie banda takich kumpelków i zacznie podwędzać coś do żarcia, albo kraść, albo puszczać w obieg narkotyki: Już i tak mam ochotę cię przymknąć za kłopot, na jaki mnie naraziłeś. Ale według mnie taki młodziak, jak ty, ma prawo popełnić błąd! Bo niby twój rozsądek jeszcze się tak nie rozwinął jak u starszych, więc biorę na to poprawkę. Ale jak się jeszcze raz wrócisz, to ja cię tak załatwię, że nie będziesz sam wiedział, czy ci dziurę w dupie przebili, czy wydmuchali, czy wrony ją wydziobały. Czy mówię dość prosto, żebyś zrozumiał? Czy to dla ciebie jasne?
Rambo złapał torebkę z jedzeniem, śpiwór i wysiadł.
- Pytałem cię o coś - rzekł Teasle przez otwarte drzwi po stronie pasażera. - Chcę wiedzieć, czy usłyszałeś jak mówię, że masz tu więcej nie wracać.
- Słyszałem. - rzekł Rambo i zatrzasnął drzwi.
- Więc rób, do cholery, co ci kazano!
Teasle nadepnął gaz i wóz policyjny skoczył z pobocza, żwir bryznął, wpadł na gładką, rozprażoną jezdnię. Zawrócił gwałtownie w U z piskiem opon i pognał do miasta. Tym razem już, mijając go, nie zatrąbił.
Rambo patrzył, jak maleje w oczach i znika na pochyłości za dwiema skałami, a gdy już znikł, rozejrzał się po kukurydzianych polach i odległych górach, i białym słońcu w gołym niebie. Usiadł sobie w rowie, wyciągnął się w bujnej, zakurzonej trawie i otworzył papierową torebkę.
Gówno nie hamburger. Prosił o dużo cebuli, a dostał jedno zgniecione pasemko. Plasterek pomidora był cieniutki i żółty. Bułka przesiąkła tłuszczem, a w mięsie pełno wieprzowych chrząstek; Żując niechętnie, podważył wierzch plastikowego kubka z Colą, przepłukał nią usta i połknął. Wszystko przeszło jak słodkawa, wstrętna bryła. Trzeba tej Coli oszczędzać, postanowił, żeby starczyło na oba hamburgery i żeby ich nie musiał smakować.