prawo do oskarżenia, jest Susan...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Sd Najwyszy z kolei zauwaa, e prawo do odmowy zastosowania przepisw ustawy, ktre sdy uznaj za sprzeczne z konstytucj, wynika z trzech wyraonych w niej zasad: jej...
- Józef Cud, Architektura życia Złam przeszkody blokujące Twoje prawo do szczęścia i dobrobytu! Copyright by Wydawnictwo Złote Myśli & Józef...
- Hipoteza 6: Prawodawca ma uczciwie tworzyć prawo warunkujące dobro wspólne...
- i treœci zawarte piÚciolatek zyskaï prawo do wychowania przedszkolnego...
- — Re Alide to kupa gruzów — rzekł krótko; zdało mi się, iż temat nie był dlań przyjemny — ale o tym na pewno pan wie...
- Zasada prawdy materialnej odnosi się wyłącznie do ustaleń faktycznych i nie obejmuje rozstrzygnięć prawnych, jak np...
- Rozpędzony motor wył przeraźliwie...
- dopiero dziś napiętnowano znakiem Satrapy...
- 153 Gdyśmy we czterech jechali powozem i gdyśmy zbliżali się do domu trenera, zwróciłem uwagę na szczegół z baraniną...
- Rozdział 7 Ażeby być sprawiedliwym, musze opowiedzieć także i o dobrych uczynkach Horemheba...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Jej wargi więc smakują dziwnego słowa, słowa „nienawiść”. Boi się go użyć, żeby nie
ugrzęznąć w drastycznie odmienionym życiu. Czy ma na to tyle siły? Pośród jej przy-
siąg, kiedy zerwała z Edwardem, było: nie zrywać nigdy więcej. Głupia przysięga. Ale
teraz żadne zwyczajne przyrzeczenie jej nie trzyma, to instytucja nie mniej realna niż
230
231
Chickwash — Mamusia, Tatuś i Dzieciaki, Sp. z o. o. Gdyby Susan podłożyła ogień pod
tę spółkę, dokąd by poszła? Czy potrafiłaby uciec od winy za podpalenie w takim okre-
sie życia?
Arnold zasnął w końcu. Głęboko, bezpamiętny i głupi. Chociaż Susan boi się my-
śleć o nim z nienawiścią, pozwala sobie na użycie słowa „głupi”. Ta myśl relaksuje ją,
tłumi jej złość, sprawia, że sama czuje się trochę śpiąca. Jakże jestem zepsuta, stwier-
dza. Ta z kolei myśl przeraża ją, nie zamierzała tego pomyśleć. Zaskakujące, że to, czego
Arnold zawsze od niej wymagał, można uznać za zepsucie. Jednak musiała wiedzieć to
wcześniej, wziąwszy pod uwagę jak automatycznie myśl przywołuje katalog wypadków.
Jej kłótnia z panią Givens, symbol pamięci, emblemat, oznaka przykrości. Pani Givens,
przy filiżance kawy, ośmiela się powtórzyć Susan plotkę Macomberów, że to nie wina
pielęgniarki, a lekarza, że za szybko, brawura, pycha, pewność siebie, etcetera. I Susan
odruchowo łajająca ją, winiąca szpital, krytykująca prawnika, całkowicie polegająca na
Arnolda wersji zdarzeń. Zaskakujące, że uczciwość Susan mogła być skompromitowana
przez szlachetną cnotę lojalności, czy cokolwiek, jej przynależne.
Otwierają się drzwi snu. Zaczynając ześlizg odczuwa bliskość Tony’ego. Jej humor
poprawił się. Znów zapomniała pytanie, które ją przeraziło. Śpi czujnie, a potem głębo-
ko. Rankiem jej złość jest tylko pustą przestrzenią, formą, jak dziury po ciałach w po-
piołach Pompei. Już nie wyobraża sobie, że Edward umyślnie zrobił ją na szaro; dziwi
się, jak bardzo była zła na Arnolda. W zimnym świetle dnia łatwo jej jest wmówić sobie,
że jeżeli zachowa spokój, to on przy niej zostanie, i łatwo jest oddalić ból, jako przebłysk
egoizmu. Łatwo, zbyt łatwo. Ona wie, że za łatwo — wie, że w tym, co widziała jest coś,
czego nie da się oddalić, ale to na później, na cichą refleksję i głęboką myśl, które mogą
poczekać. Co do Edwarda, powinna była wysłać wiadomość wcześniej. Nie znała prze-
cież ani celu jego wizyty, ani obowiązków, ani jego planu dnia. O dziewiątej jeszcze raz
dzwoni do hotelu. Recepcjonista mówi, że Edward Sheffield wymeldował się o siódmej.
Może jest rozczarowana, a może to ulga. Nie będzie się burzyć z tego powodu. Uzna, iż
nie zadzwonił, ponieważ zeszłego wieczoru wrócił za późno i nie chciał przeszkadzać
jej rodzinie o nieprzyzwoitej porze.
Mimo to wydaje się, że nastąpiło jakieś zdarzenie, które mogłoby wszystko zmienić,
gdyby nie była ostrożna. Coś mignęło jej przez Tony’ego, przez Edwarda. Nieważne, nie
teraz. W imię cywilizacji napisze do Edwarda list. Zbierze swoją całą krytykę, ubierze
w ciasne jasne zdanka i wyśle.
Pisze w świetle dnia. Biurko stoi przy oknie z karmnikiem, zdewastowanym przez
stado angielskich wróbli. Śnieg na trawniku, tak czysty i biały jeszcze wczoraj, zaczął
topnieć i przez dziury ukazały się błotniste grudy brązowej ziemi. Ścieżka do garażu to
jedno wielkie błoto. Chodniki połyskują wilgocią. Ledwie zauważa to wszystko, pochło-
nięta oczyszczaniem drogi do Edwarda.
232
233
Mówi o wszystkim, co zaplanowała powiedzieć. Chwali dobre strony tekstu i kryty-
kuje jego wady. Opowiada o tym, jak powieść kazała jej się zastanowić nad ryzykowno-
ścią jej bezpiecznego życia. Wyznaje swoje pokrewieństwo z Tonym, pisząc tak, jakby to
był już problem rozwiązany. Rapsodyzuje: kiedy cywilizacja, nie pamiętając o nim, war-
czy w oddali, Tony leży, konając, kryjąc się przed policją — która powinna być z nim
— tak jak wcześniej ukrywał się przed wrogami. Umiera, radośnie wierząc w historię,
która nie jest prawdziwa. Daje mu ona pociechę, lecz prawdziwa nie jest, a śmierć i zło
szaleją wokoło.
Edward pyta: Czego zatem brakuje w mojej książce. Ona odpowiada: Nie wiesz,