- Powiedziałem „takie jak stadniki”...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- – Nie masz powodu, by kochać którekolwiek ze swych rodziców, Gwydionie – powiedziała Morgiana i jej dłoń zacisnęła się na jego ręce, ale zadziwił...
- — Siadaj, chłopaku — powiedział dowódca...
- – Zgadzam się – powiedziała nie ociągając się Colette...
- — Tego kuśnierza mogłabyś lepiej pamiętać, skoro zetknęłaś się z nim osobiście — powiedziałam z niezadowoleniem i naganą...
- — Chce pan powiedzieć, że rurę założono, kiedy nie było jeszcze krateru ani tego wąwozu? — spytałem...
- Służy też temu miejscu i ono, cośmy w pytaniu: Jeśli czarownicy czary swoje zawsze z szatanami odprawują? powiedzieli, gdzie położyła się przeszkoda trojaka,...
- Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, w wieży nad nimi zadzwonił dzwon; brzmiał przeraźliwie głośno i nisko - jak żaden inny, które słyszała Miriamele...
- — To jest możliwe, ale raczej nieprawdopodobne — powiedział Ulath...
- – Nie masz mi nic do powiedzenia – odparł, nie potrafiąc ukryć pobrzmiewającej w jego głosie konsternacji...
- – Powinniśmy się stąd wynosić, nim orki zaczną przetrząsać te ruiny – powiedziała Isaan...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Chavez skatalogował chyba z tuzin tych małych stworzeń. Właśnie na nie zastawiał pułapki. I zapomina pani o stworzeniu, które Andrews przywiózł do Obozu Zero.
Wyciągnął rękę i nabił skwierczący kawałek na czubek noża. Prysnęły krople tłuszczu, zapalając się pomarańczowym płomieniem.
- Proszę życzyć mi szczęścia - rzekł, włożył pieczyste do ust i skrzywił się.
- I jak? Zacisnął szczęki.
- Twarde - mruknął, żując. - Niezłe. W smaku trochę przypomina wieprzowinę. Niech pani nie je, jeśli pani nie chce. Prawdę mówiąc, tak byłoby lepiej, na wypadek gdyby miało jakieś uboczne działanie.
Jednak zapach już doleciał do Dorthy i kiszki zaczęły grać jej marsza. Sparzyła palce, zdejmując kawałek mięsa z kamienia i poparzyła sobie wargi, jedząc, lecz ślina napływająca jej do ust szybko uciszyła protesty pustego żołądka. Oboje z Kilczerem zjedli po kilka pasków mięsa.
- Gdybyśmy zjedli więcej, ryzykowalibyśmy gwałtowną reakcję organizmu, w wyniku której moglibyśmy zwrócić cały posiłek.
Siedzieli w milczeniu. W końcu Kilczer wyjął holosześcian i przez dłuższy czas tęsknie obserwował dwuminutowe ujęcie uśmiechającej się i czule szepczącej coś po rosyjsku kobiety. Dorthy nie miała nawet takiej rozrywki -jej książka przepadła. Świat opłacze cię, jak bezdzietna żona. Zmęczona, wyciągnęła się na twardej ziemi i zapadła w niespokojną drzemkę.
Obudziła się, gdy coś małego i chłodnego dotknęło jej policzka. Potem poczuła to na czole i na powiece lewego oka. Zamrugała. Krople deszczu. Przez chwilę leżała z otwartymi ustami, pozwalając by zwilżyły jej wargi. Żar wokół płaskiego kamienia syczał i dymił. Po chwili Kilczer usiadł i zaklął.
Padało coraz mocniej.
Pozbierali swój porozrzucany dobytek i schronili się pod skalnym występem. Dorthy miała spuchnięte nogi i musiała rozciąć buty, żeby je włożyć. Tuż za krawędzią występu opadała kurtyna deszczu. Woda ściekała Dorthy za kołnierz.
- Najpierw umieramy z pragnienia, a teraz toniemy - marudził Kilczer. - Skąd wziął się ten deszcz?
Nagle Dorthy przypomniała sobie o czymś. Chodziło o gwałtowne ulewy na pustyni. Nagły przybór wód. Pociągnęła Kilczera za rękę.
- Musimy wspiąć się wyżej - powiedziała. - Chodź. Odsunął się i skulił pod skałą.
- Oszalałaś. Zaczekaj aż przestanie padać.
- Jesteśmy w korycie rzeki, ty idioto! - krzyknęła Dorthy. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, a potem przebłysk zrozumienia. Po nagiej skale zbocza spływały strumienie wody, Dorthy raz po raz ślizgała się w swoich butach na cienkich podeszwach i kładła się, żeby nie zsunąć się na dół. Miała posiniaczone piersi, kolana oraz biodra, i zupełnie przemoczony kombinezon. Kilczer, objuczony przewieszonym przez plecy karabinem i pomarańczowym węzełkiem, wcale nie wspinał się szybciej. Znajdowali się w połowie drogi na górę, gdy Dorthy usłyszała złowrogi pomruk. Skała zadrżała jej pod palcami, a dziewczyna przywarła do niej z całej siły, przyciskając policzek do zimnego i śliskiego kamienia. Krople deszczu zalewały jej oczy, przesłaniając świat. Pomruk zmienił się w ryk, tak głośny, że nie wiedziała czy go słyszy, czy też czuje całym swoim ciałem. Potem po dnie kanionu przetoczyła się kilkumetrowa ściana wody. Uderzyła o skałę wzbijając fontannę piany, a potem szereg mniejszych, wywołanych przez osypujące się przy tym kamienie. Zaraz wygładziła je następna fala, podążająca tuż za pierwszą, i całe koryto wypełnił rwący strumień mętnej wody.