Opuściła głowę, powracając do splatania palców...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- A za chwilę Paris miała poprowadzić Park Lane przez parcours - pod okiem Jane Lennox, która zamierzała opuścić tonący statek Jade’a...
- Wszyscy przypomnieli sobie starą przepowiednię: kiedy dzikie zwierzęta pić będą z rzeki, zapanuje niesprawiedliwość i szczęście opuści kraj...
- ze spokojem opuścić element TIM, ponieważ stacje wysyłające ramki typu Probe nie są jeszcze skojarzone z siecią i dlatego nie potrzebują wiedzy na temat,...
- Czasu więc mamy aż nadto, by ułożyć sobie plan; jeśli opuścimy to miejsce, nie znajdziemy równie wygodnego...
- Wstała, strząsnęła okruchy z kolan i szybkim krokiem opuściła FitzJames Gardens, kierując się na Gower Street...
- teresowała tylko matka, która wydała ją na ten świat i opuściła przed laty...
- albowiem karmi³em siê z³udzeniem, ¿e by³em otworzy³ jej ramiona, to ona padnie wnie i g³owê z³o¿y na moich piersiach, choæby tylko dla przeb³agania gniewu...
- _' yette zakończył swoją intymną wizytę i wyszedł na zewnątrz,f wtedy Barry uderzył go łomem w głowę i wrzucił na tylne siedzenie~~' ochodu...
- Gdy wreszcie opuściłem jej komnatę i dom kobiet, była już noc...
- Para ta opuściła pociąg na przystanku przy Dwudziestej Ulicy...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Podszedłem do niej i przyklęknąłem. Nasze oczy znalazłyby się na tym samym poziomie, gdyby tylko chciała na mnie popatrzeć.
– JesteÅ› niezwykle uzdolnionym dzieckiem i wiele mi pomogÅ‚aÅ›, odważnie mówiÄ…c o tym, czego siÄ™ lÄ™kasz. Wiem teraz, jak bardzo chcesz przestać siÄ™ bać. PomagaÅ‚em różnym dzieciom i na pewno pomogÄ™ również tobie.
Milczała.
– JeÅ›li tylko chcesz coÅ› jeszcze powiedzieć o Mikoksim i wÅ‚amywaczach, to dobrze. JeÅ›li nie chcesz – to również dobrze. ZostaÅ‚o trochÄ™ czasu, zanim Jacob po ciebie przyjdzie. Od ciebie zależy, co teraz zrobimy.
Nawet nie drgnęła, siedząc w milczeniu. Dłuższa wskazówka pękatego zegara zawieszonego po drugiej strome pokoju wykonała pół okrążenia. Dziewczynka podniosła głowę, ale nie spojrzała na mnie, odwracając wzrok.
– PorysujÄ™ – rzekÅ‚a. – Ale ołówkiem. Nie chcÄ™ kredek.
Wolno poruszała ołówkiem, z koniuszkiem języka wysuniętym z półotwartych ust. Miała wyjątkowe uzdolnienia artystyczne, ale z tego, co rysowała, wyniosłem, że jest zmęczona sesją: uśmiechnięta dziewczynka, obok uśmiechnięty kocur stojący przed czerwonym domem, drzewo o pogrubionym pniu z dużą liczbą jabłek na gałęziach. Nad całością królowało wielgachne, złote słońce o promieniach w kształcie liści słonecznika.
Gdy skończyła rysunek, położyła go na moim biurku.
– Możesz to sobie wziąć.
– DziÄ™kujÄ™. Bardzo Å‚adnie rysujesz.
– Kiedy przyjdÄ™ znowu?
– Za dwa dni. W piÄ…tek.
– Czemu nie jutro?
– Czasem dobrze jest, gdy dzieci majÄ… trochÄ™ czasu na przemyÅ›lenie tego, co siÄ™ wydarzyÅ‚o na ostatnim spotkaniu.
– Ja myÅ›lÄ™ bardzo szybko – odparÅ‚a pewnym gÅ‚osem. – I sÄ… inne sprawy, o których jeszcze nie mówiÅ‚am.
– RzeczywiÅ›cie chcesz przyjść jutro?
– ChcÄ™ jak najszybciej wyzdrowieć.
– WiÄ™c dobrze, spotkamy siÄ™ jutro o piÄ…tej. JeÅ›li Jacob bÄ™dzie miaÅ‚ czas, żeby ciÄ™ przywieźć.
– BÄ™dzie miaÅ‚ – odrzekÅ‚a poważnie. – On również chce, żebym wyzdrowiaÅ‚a jak najszybciej.
Wyszliśmy drugimi drzwiami. Po przedpokoju spacerował Jacob. W jednej ręce trzymał papierową torbę. Gdy nas spostrzegł, zmarszczył brwi i spojrzał na zegarek.
– Jacob, jutro przyjedziemy tutaj o piÄ…tej – zakomunikowaÅ‚a Melissa.
Uniósł brwi.
– Chyba nie przyszedÅ‚em za wczeÅ›nie, doktorze?
– Nie – odparÅ‚em. – WÅ‚aÅ›nie pokazujÄ™ Melissie drugie drzwi wyjÅ›ciowe.
– W ten sposób inne dzieci nie zobaczÄ… mnie i nie dowiedzÄ… siÄ™, kim jestem – wyjaÅ›niÅ‚a dziewczynka. – To jest intymność.
– Ach tak, rozumiem. – Dutchy przyjrzaÅ‚ siÄ™ dokÅ‚adniej przedpokojowi. – PrzyniosÅ‚em ci coÅ›, moja panno. Å»ebyÅ› nie byÅ‚a gÅ‚odna do kolacji.
Otworzył torbę i delikatnie, końcami palców, wyjął ciastko. Melissa zapiszczała z uciechy. Wzięła ciastko i podniosła je do ust. Dutchy chrząknął znacząco. Ciastko zastygło w powietrzu przed otwartymi ustami.
– DziÄ™kujÄ™.
– Uprzejmie proszÄ™, panienko.
Zwróciła się do mnie.
– Czy chcesz gryza?
– Nie, dziÄ™kujÄ™ piÄ™knie – rzekÅ‚em to takim tonem, jakbym zdawaÅ‚ egzamin z savoir vivre’u.
Oblizała się i zajęła pałaszowaniem ciastka.
– Czy mogÄ™ prosić pana na chwilkÄ™, panie Dutchy?
Znów spojrzał na ręczny zegarek.
– Na autostradzie jest duży ruch... jeÅ›li teraz nie wyjedziemy...
– W czasie sesji zdarzyÅ‚o siÄ™ coÅ› ważnego.
– PrawdÄ™ mówiÄ…c...
Zmusiłem się do ugrzecznionego uśmiechu.
– JeÅ›li mam dalej nad tym pracować, musi mi pan pomóc.
Przybrał taki wyraz twarzy, jakbyśmy się spotkali na oficjalnym przyjęciu w ambasadzie. Znów chrząknął.
– Melisso, przepraszam na chwilÄ™.
Odszedł parę kroków. Dziewczynka odprowadziła go spojrzeniem. Uśmiechnąłem się do niej.
– To zajmie sekundÄ™ – rzekÅ‚em i podszedÅ‚em do Dutchy’ego.
Znowu rozejrzał się po przedpokoju i założył ręce na piersi.
– O co chodzi, doktorze?
Dopiero z odległości paru centymetrów widać było, jak idealnie gładko jest ogolony. Pachniał wodą toaletową i czystym ubraniem prosto z pralni.
– OpowiedziaÅ‚a mi o tym, co spotkaÅ‚o jej matkÄ™. O niejakim Mikoksim.
CofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok.
– Doprawdy, proszÄ™ pana, nie mnie należy o to pytać.
– To jest bardzo ważne. Dotyczy jej stanów lÄ™kowych.
– Najlepiej bÄ™dzie, jeÅ›li jej matka sama...
– OczywiÅ›cie. Problem polega na tym, że prowadzÄ™ z niÄ… jednostronnÄ… korespondencjÄ™. Zwykle nie przyjmujÄ™ maÅ‚ych pacjentów bez osobistego udziaÅ‚u rodziców. Jednak Melissa potrzebuje pomocy. Potrzebuje koniecznie.
– A ja muszÄ™ mieć wiÄ™cej informacji.
Zagryzł policzek tak silnie, jakby chciał go odgryźć. Melissa stała w drugim końcu przedpokoju, jedząc i patrząc na nas.
– Cokolwiek siÄ™ wydarzyÅ‚o, byÅ‚o to przed jej urodzeniem.
– JeÅ›li chodzi o porzÄ…dek chronologiczny, ale psychika rzÄ…dzi siÄ™ innÄ… logikÄ….
Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. W rogu jednego oka pojawiła się łza nie większa niż diament na pierścionku zaręczynowym.
– Doprawdy, to nie jest odpowiednia chwila. Jestem tylko sÅ‚użącym...
– Dobrze wiÄ™c – rzekÅ‚em. – Nie chcÄ™ stawiać pana w niezrÄ™cznej sytuacji. ProszÄ™ jednak przekazać pani, że ktoÅ› musi siÄ™ ze mnÄ… natychmiast skontaktować.
Melissa ze zniecierpliwienia przestępowała z nogi na nogę. Po ciastku nie zostało ani śladu. Dutchy spojrzał na nią zatroskany.
– ChcÄ™ jÄ… widzieć jutro o piÄ…tej. – ZdawaÅ‚em sobie sprawÄ™, że nic już nie wskóram.
Skinął głową i przybliżył się do mnie tak, że nasze głowy o mało się nie zetknęły. Wyszeptał mi prosto w ucho:
– Ona nazywa go Mikoksi, ale ten przeklÄ™ty zbrodniarz nazywaÅ‚ siÄ™ McCloskey. Joel McCloskey.