Obrzuca mnie przelotnym spojrzeniem, potem zagląda do skrzynki, w której trzyma cebulki przeznaczone do selekcji...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — No, niech mnie nagÅ‚a krew zaleje! — zawoÅ‚aÅ‚ Tay Tay...
- choćbyÅ› i mnie miaÅ‚ waszmość tak pochlastać, zawszeć winszujÄ™, winszujÄ™! – Et, dalibyÅ›cie sobie waszmoÅ›ciowie pokój; bo w rzeczy nie macie siÄ™...
- Popatrzył na mnie, niemal widziałem trybiki obracające się pod jego czaszką i nagle twarz mu pobielała, oko rozwarło się szeroko, a czoło zrosiły krople potu...
- ciekawe i co mnie osobiÅ›cie bardzo zaskoczyÅ‚o — zdaÅ‚em sobie spra- wÄ™, że czasami pracujÄ…c mniej i krócej, można byÅ‚o zrobić wiÄ™cej, niż...
- o mnie ex re mojego stanowiska w sprawie reformy rolnej, ¿e jestem jakz³odziej, co chce wyj¹æ z cudzej kieszeni zegarek i daæ go komuœ innemu...
- - Bo dla mnie, to samotność, taka prawdziwa, transcendentna samotność, to jest na sam koniec orgazmu...
- Nic zatem dziwnego, że w konsultowanym przeze mnie przypadku niczym nie zagrożony, dobrze odżywiony pies na początku nie protestował, kiedy mu zabierano miskę...
- Następnie Heydrich zwrócił się do mnie: Niech mi pan powie, Schellenberg, ten Josef Muller miał chyba kiedyś coś wspólnego z pana wydziałem...
- - Aresztujesz mnie i braci Savage za to, że chcemy wejść to parku i szukać naszejkrewnej? Decydujesz się na awanturę ze spokojnymi obywatelami?Jimmy...
- Zapewniano mnie, iż nie wszystkie laski mają jednakową moc; siła ich jest proporcjonalna dopredyspozycji użytkownika i zależna od celów, do jakich ma być...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Czy nigdy nikt nie powiedział ci prosto z mostu, że jesteś zbyt chuda? - pyta.
- Chuda? Szczupła raczej - protestuję.
- Otóż jesteś chuda! Jeżeli ci nikt tego nie powiedział, ja ci to mówię. Dobrze, mogę być niedelikatna czy jak tam chcesz. W każdym razie wiedz, że jesteś chuda.
Listek na nosie przeszkadza mi. ZdejmujÄ™ go i przyglÄ…dam siÄ™ Klarze.
- Chuda jesteś - powtarza niemiłosiernie. - Tak cię proszę, zjedz coś. Ta prośba Klary jest już łagodna w tonacji, nie sposób jej się oprzeć.
- Ale mało, łyk maślanki i kęs chleba - ulegam.
Klara podnosi się ze stołka, strzepuje ze spodni łupiny cebulek. Chodzi w spodniach i kolorowych bluzkach, każdego dnia w innej. Pięknie wyglądają kretonowe bluzki Klary, kiedy suszą się na sznurku rozciągniętym na wprost kuchennego okna. Jeszcze piękniej wyglądają na samej Klarze. Proste w kroju, zawsze jakby trochę przyciasne, podkreślają jej szczupłą talię, ozdabiając ją zawadiackim węzłem ściągniętym z przodu. Z przyjemnością patrzę na Klarę. Jest taka smukła, długonoga, giętka.
- Przyniosę ci maślankę, a potem zajrzę do tego cholernego cielęcia - mówi Klara.
To cholerne cielę urodziło się wczoraj. Izabela miała ciężki poród. Też pomysł, nazywać krowę Izabelą! Przyjechało aż dwóch weterynarzy.
- Zróbcie coś, żeby ona tak nie cierpiała! - wołała Klara, szarpiąc za klamkę samochodu, którym Marek ich przywiózł. - Nie mogę słuchać jej płaczu.
Izabela mruczała posępnie jeszcze przez dwie godziny. Urodził się byczek, którego Klara nazwała Ferdynandem.
Nachyla siÄ™, zbiera rozrzucone cebulki.
- Jeżeli Marek będzie tędy przechodził, powiedz mu, że jestem...
Urywa ,w połowie zdania, bo Marek wychodzi właśnie zza rogu domu i zbliża się w naszą stronę. Szare oczy Klary rozświetlają się w uśmiechu. Marek kładzie rękę na jej ramieniu, przechyla głowę i mówi cicho, jakby powierzał Klarze jakąś tajemnicę.
- Byłem w oborze. Ferdynand miewa się wspaniale.
- A Izabela?
- Och, chyba jest szczęśliwa!
Chwilami wydaje mi się, że oni nie są normalni. A chwilami myślę, że to ja nie jestem normalna. Odchodzą w stronę ganku. Idą szybko, Marek obejmuje Klarę ramieniem, jest dużo wyższy od niej, chociaż Klara też jest wysoka. Kiedy tak patrzę na nich, na ich elastyczne kroki, trzcinkowatą sylwetkę Klary i młodzieńcze ruchy Marka, moja gimnastyka poranna, którą zaleciła mi kosmetyczka, te wszystkie przysiady, wdechy i wydechy, skłony i marsze, wydają mi się jakimś nieporozumieniem. Ćwiczę już tyle lat i tak systematycznie, a jednak coraz częściej czuję tę jakąś ociężałość stawów, z pewnością nie poruszam się już tak, jak ruszałam się jeszcze niedawno.
Jaka piękna jest zieleń świeżo przystrzyżonej trawy. Klara przepędza stąd kury i chyba słusznie, trawnik dokoła domu powinien być czysty. Kiedy Marek mówi: "nasze gospodarstwo, moje konie, nasz drób" - wydaje mi się to naturalne. Ale kiedy Klara mówi: "w naszej oborze, moje kury, nasz chlew", czuję, jak po plecach przechodzą mi ciarki. Może dlatego, że przywykłam do innych słów i tylko tamte słowa dawnej Klary brzmią mi prawdziwie i naturalnie.
Ale Klara teraz ich nie używa. Nie słyszałam, żeby mówiła: impresjonizm, kubizm, Cezanne, Makowski, rzeźba, płótno, olej. Kiedy człowiek ma szesnaście lat, nie wie nic o swoim przyszłym losie i tylko zdaje mu się, że już wszystko wie. Że jest jasnowidzem, prorokiem, że już wszystko sobie przygotował, podał i że pozostało jedynie żyć. Patrzę przed siebie i widzę wybieg dla źrebiąt.
- Proszę cię, Zuza, weź to ode mnie - mówi Klara, podając mi kubek maślanki.
Nie mogę tego wziąć, w każdym razie nie teraz, nie w tej chwili. Patrzę w stronę wybiegu i ogarnia mnie przerażenie.
- Słuchaj, Klara, czy ona musi siedzieć na tej żerdzi? Przecież spadnie.
- Ona nawet jak spada, to zawsze na cztery łapy - śmieje się Klara. - No, weź to ode mnie, Zuza.
Biorę. Maślanka jest zimna, cudowna. Piję, ale nie spuszczam oka z wybiegu.
- Zawsze tam siedzi - mówi Klara. - Nie zauważyłaś? Każdego popołudnia.
- Nie zauważyłam.