Lepiej poszło mi w Gościu w Masce...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Tego kuśnierza mogłabyś lepiej pamiętać, skoro zetknęłaś się z nim osobiście — powiedziałam z niezadowoleniem i naganą...
- - Myślę - powiedział, z uwagą dobierając słowa – że zamiast wydawać pieniądze na obce wojska, lepiej zrobiłbyś odtwarzając milicję wieśniaków,...
- Wypisawszy na swych sztandarach hasła antypaństwochodowe, wołając, że lepiej zginąć niż iść na wcielenie w głąb łydy czy brzucha wieloraba, by styrać się...
- Reich przybył dokładnie o wpół do siódmej i stwierdził, że wyglądam znacznie lepiej...
- - Jeszcze się nim nie zajęliście? - warknął na asystentów...
- r397 Literatura S
- Opuściła głowę, powracając do splatania palców...
- ÏðèåÍèÌà Íà ùß ĂèêÎâà Îùòà ĂÎâêà , ĂĂŽ Îà çà åÝÍ ĂŽĂĄĂŽ âùåÏ, êèĂóâøèùß Ăà ïÎÏÎùß äåâóøêå...
- kategorii, że między czterema ćwiartkami zachodzi tetra-interakcja" powstają one wewzajemnej zależności i wzajemnie się determinują...
- Państwo znalazło się w niezwykle groźnym położeniu...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Tam miałem znajomych.
I tu także nazwa była bardzo odpowiednia. Ludzie wkładali maski, zanim weszli do środka. Podobnie było z pracownikami lokalu. Gość w Masce żywił jedynie wybranych gości.
Facet, którego znałem, był wykidajłą, mieszańcem wysokim na dziewięć stóp, z muskularni na muskułach i masą miedzy uszami twardszą niż gdziekolwiek indziej. Wypiłem trzy piwa, zanim zrozumiał, co chcę od niego. Nawet wtedy nic by nie powiedział, gdyby nie był mi czegoś winien. A to, co miał do powiedzenia, nie było warte słuchania. Jedyna dziewczyna typu Góry, jaka pracowała tu ostatnio, była blondynką, i to tak napaloną, że właściciele się wystraszyli. Od wielu tygodni nie widzieli brunetki. Ostatnia odeszła po drugim wieczorze. Pamiętał jeszcze jej imię, Dixie.
- Dixie. Dobrze, to się przyda. Dzięki, Bugs. Masz, napij się za moje zdrowie.
- Hej, dzięki, Garrett, fajny z ciebie gość. - Bugs był jednym z tych ludzi, których zawsze zadziwia, jeśli zrobisz dla nich coś miłego, choćby drobiazg. Po jakimś czasie uważasz, że cały świat byłby dla niego miły tylko po to, żeby patrzeć na jego zdziwienie.
Pożeglowałem w stronę Namiętnej Wiedźmy. Wiedźma była dziwna, nawet jak na Polędwicę. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego miejsca. Pracowało tu dużo dziewczyn, w większości tancerek i w większości skąpo odzianych. Były bardzo przyjacielskie. Oblazłyby cię jak wszy, gdyby wierzyły, że Wsadzisz im w majtki bodaj markę. Były dostępne, ale nie dla każdego. Odbywało się tu coś w rodzaju licytacji. Dziewczyny pracowały nad tłumem, spijając i rozpijając facetów, podbijając stawki aż do zamknięcia. Zręczna dziewczyna była w stanie wyciągnąć tam więcej jednym numerkiem niż normalna, ciężko harująca przez całą noc.
Wszystko, co sprawia, że gość rozstaje się z forsą, znajdziecie właśnie tu, w Polędwicy.
- Widziałeś kiedy tyle cycków do kupy, co, Garrett? Podskoczyłem. Nie spodziewałem się spotkać przyjaciół w takim miejscu.
To nie był przyjaciel
- Mieszczuch? Kupa czasu. Nie. Nigdy. A w ogóle teraz też nie powinienem ich oglądać.
Mieszczuch Billy Byrd był facetem, którego ma się na myśli, mówiąc, że ktoś wygląda jak fretka. Chodzący stereotyp. Wyglądał na ślisko- wrednego i taki też był. Szpiegował ludzi, sprzedawał informację temu, kto więcej zapłacił. Sam korzystałem z jego usług, stąd mnie znał.
Mieszczuch nosił kupę taniej biżuterii i jaskrawe ciuchy. W zębach trzymał długą faję z kości słoniowej. Postukał się ustnikiem po zębach, wskazał nim na jedną z kobiet
- To masz na myśli?
- Właśnie. Większe nie zawsze znaczy lepsze.
- Musiała być niezła, zanim wdała się grawitacja. - Mieszczuch Billy Byrd należał do tych ludzi, którzy sądzą, że grawitacja się wdaje. - Pracujesz, Garrett?
Nie potrzebowałem gościa typu Mieszczucha, ale pozostałem uprzejmy. Nie wydawałem dużo. Przydałoby się doczepić do kogoś, u kogo skąpstwo było akceptowane. Inaczej będę musiał zadawać swoje pytania na ulicy.
- A byłbym tutaj, gdybym nie pracował?
- Połowa facetów nie tak odpowiedziałaby na to pytanie. Wtedy zrozumiałem, co Mieszczuch robi w Namiętnej Wiedźmie. Pracuje. Szuka twarzy, które później będzie mógł sprzedać.
- A ja pracuję - podkreśliłem.
- Może potrzebujesz pomocy?
- Może. Szukam dziewczyny. Konkretny typ. Brunetka, siedemnaście do dwudziestu dwóch lat, pięć stóp i dwa do dziesięciu cali wzrostu, długie włosy, dość atrakcyjna, duża klasa.
- Nie jesteś wybredny, co nie? Ma jakieś imię?
- Nie, chodzi o typ. Interesuje mnie każda taka kobieta pracująca w Polędwicy.
- Tak? A dlaczego?
- Ponieważ jakiś sukinsyn je wyłapuje i wybebeszą. Chciałbym go dorwać, żeby mu wyjaśnić, dlaczego takiego zachowania nie uważamy za ogólnie przyjęte normy.
Mieszczuch gapił się na mnie przez chwilę z otwartym łasiczym pyszczkiem.
- Chodź no tu, Garrett. Mam stolik z paroma kumplami.
Poszedłem, ale obawiałem się, że popełniłem błąd. Byrd równomiernie kłapał paszczęką. Ile czasu upłynie, zanim to się rozniesie? Nikogo nie złapię, jeśli dziewczyny uciekną, a brzydcy faceci się przyczają.
Mieszczuch poprowadził mnie do najgorszego stolika w lokalu. Do baru trzeba było wysyłać gołębie pocztowe. Kelnerzy gubili drogę, zanim do niego doszli.
Dwaj kumple Mieszczucha wyglądali jeszcze bardziej podejrzanie. Tanie błyskotki i gęste wąsy chyba właśnie weszły w modę.
Jeszcze przed zmrokiem kupili zapasy na całą noc.
- Siadaj, Garrett. - Było jeszcze jedno wolne krzesło. - Shaker, daj mu piwa.
- Pieprz się, Byrd. - Shaker miał paraliż i szczurzą gębę. Obskurny od pierwszego wejrzenia. - Co ty, rozdajesz nasze piwo?
- Nie bądź dupek, Shaker. Biznes. Facet może będzie w nastroju do stawiania. Mamy coś, czego on chce.
Shaker i Mieszczuch popatrzyli po sobie, podczas gdy trzeci kontemplował sekrety na dnie butelki. Wreszcie Shaker pchnął butelkę w moją stronę. Była staroświecka, gliniana, nie stosowana w normalnych przemysłowych browarach. To znaczy, że to, co w środku, było tanim sikaczem, pochodziło z jednoosobowej warzelni w piwnicy i nadawało się wyłącznie dla najbiedniejszych. Mój żołądek zaczął miauczeć, zanim jeszcze pierwszy łyk ruszył na południe.
Nie dałem się zawstydzić. My, detektywi, nie boimy się byle piwa. Poza tym wlałem w siebie już tyle, że przestało mnie obchodzić, co spłynie jako następne.
Mieszczuch nikogo nie przedstawiał. Normalna praktyka uliczna. Nikt nie chce wiedzieć, jak się kto nazywa. Ale Mieszczuch nie krepował się z nazwiskami.
- Garrett szuka gościa, który porywa dziewczyny. - Spojrzał na mnie. - Rozcina je z góry na dół, nie? To on odstawia te robotę, o której wszędzie słychać?