Zbliżała się właśnie płatność nowej daniny, którą chciwy Architor ustanowił...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — ProÅ›ba o pomoc, która czekaÅ‚a tysiÄ…c lat, może poczekać jeszcze kilka godzin — albo dni — prychnęła Jonja...
- Przez chwilę wahała się - to, co chciała zrobić, nie było zakazane przez zwyczaj, ale mógł dokonać tego tylko ktoś bardzo poruszony, w sytuacji, która go...
- cz¹stki (przed zmierzeniem jej cech), która nie znajduje siê nigdziew przestrzeni i czasie? Jeœli za jeden obiekt uwa¿aæ to, co jestopisywane przez jeden wektor...
- Moze w zwiazku z tym pozostaje notatka, która tu wypisuje z poznanskiej "Teczy" nr 43 z roku 1928: "W miasteczku Kuncewicze na pograniczu wschodnim powstala wsród Zydów...
- naszych ewolucyjnych uprzedzeń mamy skłonność do myślenia o początku wszechświata jak o pewnej szczególnej chwili, przed którą wszechświat nie...
- wiela je godzin? - która godzina?wieprzki - prosiaki, a...
- A za chwilę Paris miała poprowadzić Park Lane przez parcours - pod okiem Jane Lennox, która zamierzała opuścić tonący statek Jade’a...
- Maria była ciekawa, jaki związek ma krew, która wyciekała spomiędzy jej nóg, z byciem panną, lecz matka nie umiała jej tego wyjaśnić...
- Stworzenia zazwyczaj żywiły się energią Ciemnej Strony, która przepływała przez Bane’a, ale konstruowanie holocronu wymagało, żeby Mistrz ukierunkował...
- Trzecią córką regenta, z którą najtrudniej sobie radził, była panna de Valois; ojciec nie mógł się oprzeć podejrzeniu, że jest ona metresą diuka de...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Rozdał Kosmogonik poddanym królewskim uranowe dukaty i nimi radził spłacać daninę. Tak też uczynili.
Cieszył się król, że tak wiele świecących dukatów idzie do jego skarbca, bo nie wiedział, że są uranowe, a nie ołowiane. W nocy zaś Kosmogonik stopił więzienne kraty i wyswobodził Pyrona, a kiedy milcząc szli doliną w świetle radioaktywnych gór, jakby pierścień Księżyców spadł i opasał koliskiem widnokręgi, naraz światłość wybuchła straszliwa, bo stos uranowych dukatów w skarbcu królewskim nazbyt już urósł i wszczęła się w nim reakcja łańcuchowa. Eksplozja podniebna rozerwała pałac i cielsko metalowe Architora, a siła jej była taka, że sześćset oderwanych dłoni tyrana poleciało w próżnię międzygwiezdną. Na Aktynurii zapanowała radość, Pyron został jej sprawiedliwym władcą, a Kosmogonik, powróciwszy w ciemność, ciało swoje wydobył z
promienistego kokonu i odszedÅ‚, by gwiazdy zapalić. Sześćset zaÅ› platynowych rÄ…k Architora do dzisiaj krąży wokół planety, jako pierÅ›cieÅ„, podobny do Satumowego, Å›wiecÄ…c wspaniaÅ‚ym blaskiem, stokrotnie od Å›wiatÅ‚a gór radioaktywnych silniejszym, i powiadajÄ… uradowani Palatynidzi: — Patrzcie, jak dobrze Tor nam Å›wieci. —
A ponieważ niektórzy katem do dziś go nazywają, powiedzenie to stało się porzekadłem, doszło do nas po długiej wędrówce wśród wysp galaktycznych i dlatego powiadamy: „Kat mu świeci."
DWA POTWORY
Dawno temu, wśród czarnego bezdroża, na biegunie galaktycznym, w samotnej wyspie gwiezdnej, był układ poszóstny; pięć jego słońc krążyło samotnie, ostatnie zaś miało planetę ze skał ogniowych, z niebem jaspisowym, a na planecie rosło w potęgę państwo Argensów, czyli Srebrzystych.
Wśród gór czarnych, na równinach białych, stały ich miasta Ilidar, Bizmalia, Sinalost, lecz najwspanialsza była stolica Srebrzystych Etema, w dzień jak lodowiec niebieski, w nocy jak gwiazda wypukła. Od meteorów chroniły ją mury wiszące i pełno stało w niej chryzoprasowych budowli, jasnych jak złoto, turmalinowych i odlewanych z morionu, więc czarniejszych od próżni. Najpiękniejszy był jednak pałac monarchów argenckich, podług ujemnej architektury wzniesiony, gdyż budowniczowie nie chcieli stawiać granic ani wzrokowi, ani myśli, i była to budowla urojona, matematyczna, bez stropów, dachów czy ścian. Panował z niej ród Energów nad całą planetą.
Za króla Treopsa Syderyjczycy Azmejscy napadli na państwo Energów z nieba, metalową Bizmalię z asteroidami w jedno obrócili cmentarzysko i wiele innych zadali Srebrzystym klęsk, aż dopiero młody król Iloraks, połyarcha niemal wszechwiedny, wezwawszy najmędrszych astrotechników, kazał otoczyć całą planetę systemem wirów magnetycznych i fosami grawitacyjnymi, w których czas pędził tak rwący, że ledwo jakiś napastnik nierozważny tam wstąpił, już sto milionów lat albo i więcej minęło, i ze starości w proch się rozsypał, nim jeszcze zdążył łuny miast argenckich zobaczyć. Te niewidzialne przepaście czasu i zasieki magnetycznie broniły dostępu do planety tak dobrze, że mogli Argensi przejść do ataku. Wyruszyli wtedy na Azmeję i poty jej słońce białe promieniomiotami bombardowali i drażnili, aż zażegli w nim pożogę jądrową;stało się ono Supernową i spaliło w objęciach pożaru planetę Syderyjezyków.
Potem przez wieki całe spokój, ład i dobrobyt panowały wśród Argensów. Nie urywała się ciągłość rodu panującego, a każdy Energ, kiedy na tron wstępował, w dniu koronacji schodził do podziemi pałacu urojonego i tam z rąk martwych swego poprzednika wyjmował berło srebrzyste. Nie było to zwykłe berło; przed tysiącleciami wyryto na nim taki napis:
„Jeżeli potwór wieczny jest, to go nie ma, czyli są dwa,' jeśli nic nie pomoże, strzaskaj mnie."
Nie wiedział nikt ani w całym państwie, ani na dworze Energów, co znaczył ów napis, bo pamięć o jego powstaniu zatarła się już przed wiekami. Dopiero podczas panowania króla Inhistona to się odmieniło. Pojawił
się wtedy na planecie nieznany, olbrzymi stwór, którego przeraźliwa sława wnet dotarła na obie półkule. Nikt go z bliska nie widział, bo śmiałek taki już nie wracał do swoich; nie wiadomo było, skąd się ów stwór wziął; starcy utrzymywali, że wylągł się z olbrzymich wraków i porozwłóczonych dzwon osmu i tantalu, które pozostały po
zdruzgotanej asteroidami Bizmalii, nie odbudowano bowiem tego miasta. Powiadali starcy, że złe siły drzemią w bardzo starych złomach' magnetycznych i są takie ukryte prądy w metalach, które się od dotknięcia burzy czasem budzą i wtedy ze zgrzytliwego pełzania blach, z martwego ruchu cmentarnych szczątków powstaje stwór niepojęty, ni żywy, ni martwy, który jedno tylko umie: siać zniszczenie bez granic. Inni znów utrzymywali, że siłę, która potwora stwarza, dają złe uczynki i myśli; odbijają się one, jak w lustrze wklęsłym, w niklowym jądrze planety, i, skupione w jednym miejscu, poty po omacku ku sobie szkielety metalowe i strupieszałe szczątki wloką, aż te się w monstrum zrosną. Uczeni jednak drwili z takich opowieści i nazywali je bajaniem.
Jakkolwiek było, potwór pustoszył planetę. Zrazu unikał większych miast i napadał na samotne osiedla, niszcząc je żarem białym i liliowym. Gdy się ośmielił, widziano potem nawet z wież samej Eterny jego przemykający wzdłuż horyzontu grzbiet, podobny do górskiego, jak odbijał światło słoneczne swoją stalą. Szły przeciw niemu wyprawy, ale on jednym tchnieniem obracał zbrojnych w parę.
Strach padł na wszystkich, a władca Inhiston wezwał wielowiedów, którzy rozmyślali noc i dzień, głowy swe
"bezpośrednio połączywszy dla jaśniejszego rozeznania rzeczy, aż orzekli, że tylko przemyślnością można unicestwić potwora. Inhiston zarządził więc, aby Wielki Cybernator Koronny, Wielki Arcydynamik i Wielki Abstraktor pospołu nakreślili plany elektroluda, który wyruszy na potwora.