- Zaryzykujmy jeszcze raz - zaproponował Yarber, zanim pozostali zdążyli o tym pomyśleć...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Prośba o pomoc, która czekała tysiąc lat, może poczekać jeszcze kilka godzin — albo dni — prychnęła Jonja...
- – Prędko skoczym? – Jeszcze czas! – odrzekł pan Michał...
- Mimo to w żyłach elfa płynęła adrenalina wywołana łowami – górskim szlakiem poniżej uciekał tuzin orków – a jeszcze bardziej...
- było dosyć, bo oprócz dwojga głównie zainteresowanych trzeba było jeszcze mieć wzgląd na zdanie rodziców i na to, co świat powie...
- I CZELADNIK A on, wicie, jeszcze jedno, wicie, ma cierpienie, towarzyszu mistrzu: on się kocha w naszym tym perwersyjnym aniołku tylko temu, co ona jest...
- Nasza skóra była ciepła, mózg pracował, serce tłoczyło krew w żyły, byliśmy tacy jak dawniej, jak jeszcze wczoraj, nie utraciliśmy nagle ramienia, nie...
- — Co ty tam masz na ekranie? — zapytała Gale, za sprawą widocznej konsternacji Joanny jeszcze bardziej zaciekawiona...
- — Chce pan powiedzieć, że rurę założono, kiedy nie było jeszcze krateru ani tego wąwozu? — spytałem...
- — A czy było jeszcze co jeść na rzece? — zapytał szakal...
- aby jednak speniy one swoj profilaktyczn rol, powinny by podane dziecku jeszcze w okresie bezobjawowym, czyli na 2-3 tygodnie przed sezonem pylenia...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Z Quince’em?
- A z kim? Zapłacił bez szemrania stówę, zapłaci więcej. Zresztą co mamy do stracenia?
- Nic, absolutnie nic - odrzekł z uśmiechem Spicer. Żałował, że nie wpadł na to pierwszy.
- Ile? - spytał Beech.
- Powiedzmy... pięćdziesiąt tysięcy - rzucił Yarber, biorąc tę kwotę z sufitu.
Bracia pokiwali głowami, podumali chwilę o pięćdziesięciu tysiącach dolarów, a potem pałeczkę przejął Spicer.
- Panowie, rozpatrzmy naszą sytuację - zaproponował. - Moim zdaniem Curtis, ten z Dallas, już dojrzał. Niebawem udupimy Quince’a na pięćdziesiąt kawałków. Jak sami widzicie, nasz plan działa, dlatego uważam, że trzeba wrzucić wyższy bieg, zaatakować trochę agresywniej. Rozumiecie, o co mi chodzi? Zajrzyjmy do kartoteki, przeanalizujmy po kolei wszystkich kandydatów i przyprzyjmy ich do muru.
Beech wyłączył komputer i wyjął teczkę. Yarber zrobił miejsce na biurku. Właśnie dostali zastrzyk gotówki i zapach brudnych pieniędzy uderzył im do głowy.
Zaczęli czytać wszystkie stare listy i pisać nowe. Szybko doszli do wniosku, że potrzebują więcej ofiar. Tak, musieli dać więcej ogłoszeń.
Trevor dotarł do baru U Pete’a na samym początku „radosnej godziny”, kiedy to ceny napitków nieco spadały - u Pete’a godzina ta zaczynała się o piątej i trwała do pierwszej bójki. Natychmiast odszukał Prepa, trzydziestodwuletniego studenta drugiego roku Uniwersytetu Północnej Florydy, który ogrywał w bilard klientów, rżnąc ich na dwadzieścia dolców od partii. Zgodnie z warunkami funduszu powierniczego adwokat jego rodziny musiał wypłacać mu dwa kawałki miesięcznie, dopóki Prep będzie pełnoprawnym studentem. Studiował już od jedenastu lat, ciągle na drugim roku.
Był również najbardziej rzutkim bukmacherem w knajpie, więc kiedy Trevor szepnął mu do ucha, że chciałby postawić duże pieniądze na wynik meczu Duke-Tech, oderwał się od gry i spytał:
- Ile?
- Piętnaście tysięcy - odrzekł Trevor i pociągnął łyk piwa z flaszki.
- Mówisz poważnie? - spytał Prep, nacierając kredą koniuszek kija i rozglądając się dyskretnie po zadymionej sali. Jak dotąd Trevor stawiał najwyżej stówę.
- Poważnie. - Kolejny łyk piwa. Trevor czuł, że mu się pofarci. Skoro Spicer miał odwagę postawić pięć patyków, on tę stawkę podwoi. W jeden dzień zarobił trzydzieści trzy tysiące dolarów - trzydzieści trzy tysiące wolne od podatku. Najwyżej straci dychę. I co z tego? Tyle samo musiałby zapłacić tym z urzędu skarbowego.
- Muszę zadzwonić - powiedział Prep, wyjmując telefon.
- Tylko szybko. Mecz zaczyna się za pół godziny.
Barman był miejscowy i chociaż nigdy w życiu nie wyjeżdżał z Florydy, nie wiedzieć czemu rozwinął w sobie żarliwą pasję do australijskiego futbolu. W telewizji akurat leciał mecz i Trevor musiał wcisnąć mu do łapy dwie dychy, żeby raczył zmienić kanał na ACC.
Ponieważ postawił piętnaście kawałków na Georgię Tech, nie było mowy, żeby ci z Duke choć raz spudłowali, przynajmniej w pierwszej połowie. Trevor jadł frytki, pił browar i próbował nie zwracać uwagi na Prepa, który stał przy stole bilardowym w ciemnym kącie sali i uważnie go obserwował.
W drugiej połowie omal nie przekupił barmana, żeby pstryknął pilotem i przełączył to przeklęte pudło z powrotem na kangurzy futbol. Był coraz bardziej pijany i na dziesięć minut przed końcem meczu zaczął głośno przeklinać Spicera. Co ten palant wiedział o koszykówce? Ci z Duke mieli dwadzieścia punktów przewagi, lecz nagle, gdy do ostatniego gwizdka zostało tylko dziewięć minut, jeden z obrońców Tech wziął się w garść i oddał cztery piękne rzuty za trzy punkty każdy.
Na minutę przed końcem był remis. Kto wygra? Trevor miał to gdzieś. Postawił i na Tech, i na różnicę punktową, czyli na zwycięstwo jednej lub drugiej drużyny różnicą mniejszą niż jedenaście punktów. Uregulował rachunek, dał stówę napiwku barmanowi i ruszając w stronę drzwi zasalutował Prepowi. Ten pokazał mu palec.
Na dworze było chłodno. Trevor szedł Atlantic Boulevard, oddalając się od ulicznych świateł. Minął ciasny rząd tanich letnich domków do wynajęcia, kilka małych domów pogodnej starości ze świeżo odmalowanymi ścianami i starannie przystrzyżonymi trawnikami, po czym starymi drewnianymi schodami zszedł na plażę, zdjął buty i poszedł przed siebie brzegiem morza. Było najwyżej siedem, osiem stopni Celsjusza - tu, w Jacksonville, o tej porze roku to normalka - dlatego szybko zmarzły mu nogi.
Ale prawie tego nie czuł. W jeden dzień zgarnął czterdzieści trzy tysiące dolarów i nie musiał płacić od tego podatku. W ciągu całego minionego roku zarobił tylko dwadzieścia osiem tysięcy i musiał się przy tym nieźle napocić: wykłócał się z klientami zbyt ubogimi lub zbyt skąpymi, unikał sądów, użerał się z drobnymi pośrednikami od nieruchomości i z bankierami, darł koty z sekretarką, kombinował z podatkami.
Ach, cóż za radość. Nie ma to jak szybkie pieniądze. Do szwindlu Bractwa z Trumble podchodził dość nieufnie, lecz teraz uznał, że jest wprost genialny. Szantażować tych, którzy nie mogą pójść ze skargą na policję. Absolutnie fantastyczne.
Ponieważ tak dobrze im szło, Spicer na pewno zapędzi tamtych do roboty. Będzie więcej listów do wysłania, więcej wezwań do Trumble. Do diabła, mógłby bywać tam nawet codziennie, codziennie przewozić pocztę i przekupywać strażników.
Szedł, rozchlapując wodę. Wzmógł się wiatr, ku brzegowi sunęły z rykiem fale.
Jeszcze sprytniejszym pociągnięciem byłoby oskubanie szantażystów, tych oszustów z sędziowskimi licencjami - oni też nie mogliby się nikomu poskarżyć. Myśl była perfidna, niecna i Trevor prawie się zawstydził. Niecna, lecz cenna. Musiał brać pod uwagę wszelkie ewentualności. Od kiedy to złodzieje byli lojalni?
Potrzebował miliona dolarów, ani mniej, ani więcej. Dokładnie miliona. Rachunki robił wielokrotnie, jadąc do Trumble, pijąc u Pete’a, siedząc w kancelarii za zamkniętymi na klucz drzwiami. Wystarczyłby jeden nędzny milion i mógłby zwinąć swój smutny interes, wyrzucić przez okno dyplom, kupić mały jacht i aż po wieczność dryfować z wiatrem po Karaibach.
A milion dolarów był tuż, tuż. W zasięgu ręki.