Zapukała w kamienną ścianę skały, a skała się otworzyła i dziewczyna stanęła na progu modrej jaskini...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- 08 Przynoście więc owoc godny nawrócenia,09 a nie wmawiajcie sobie: Abrahama mamy za ojca, bo powiadam wam: Z tych kamieni Bóg może wywieść synów Abrahamowi...
- – Hej! – krzyknÄ…Ĺ‚ swym ochrypĹ‚ym i niemal bezdĹşwiÄ™cznym gĹ‚osem, ktĂłry przypominaĹ‚ plusk kamieni wrzucanych do podziemnego jeziora...
- Programy s¹ przypisane do kategorii, dla których tworzone s¹ zasady zapory ogniowej: n Jeœli zapora ogniowa wyœledzi, ¿e program próbuje otworzyæ...
- Dorcas wpięła sobie we włosy stokrotkę; kiedy jednak szliśmy wzdłuż kamiennych ścian (ja owinięty szczelnie w mój płaszcz, a tym samym całkowicie...
- z kominkiem z rzecznych kamieni, który zajmował połowę jego długości; na gzymsie znajdującym się na wysokości ramion mężczyzny stała...
- Ta-Kominion zatrzymał się, puścił ramię Keldereka i oparł o jeden z głazów, przyciskając czoło do chłodnego kamienia...
- Jeden z nich wsunął czarny kamień runiczny w otwór ziejący w żeliwnej obudowie maszyny...
- Wspiąwszy się na kopiec kamieni zaścielający brzeg strumienia, Pawldo zatrzymał się, by chwilę odetchnąć...
- Zerknęła na Gwynna, który był cichy i nieruchomy jak kamień...
- Farmer usiadł ponownie na kamieniu, zgarbiony i przybity...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Siedzący przy kominku starzec wstał i przyjaźnie ją powitał:
— Wejdź, Magdalenko! Jesteś pewnie zmęczona po podróży. Usiądź sobie, ale nie na tym krześle! Usiądź lepiej na kożuchu przed kominkiem i opowiedz, jakie masz strapienie.
Magda opowiedziała staruszkowi o swoich braciach, na których macocha-cza-rownica rzuciła klątwę, zmuszając ich, żeby ciągle się kłócili, a potem wygnała ich z domu.
— Nie wiem, nie wiem, Magdalenko, gdzie mogą być twoi bracia. Nigdy o nich nie słyszałem. Ale zapytam, czy któreś ze zwierząt ich nie widziało.
Wyszli na próg jaskini, starzec wyciągnął z rękawa wierzbową fujarkę i zaczął z niej wydobywać niezwykłe tony. Wtedy ze wszystkich stron zbiegły się wielkie i małe zwierzęta. Stary człowiek zapytał, czy któreś z nich nie zauważyło trzech młodzieńców, którzy ciągle się spierają. Niestety, żadne zwierzę nic o nich nie wiedziało.
Dziewczynka posmutniała, ale staruszek ją pocieszył:
— Nie rozpaczaj, Magdalenko, jeszcze zapytamy ptaków. Latają daleko i wysoko, może będą coś wiedzieć o twoich braciach.
I było tak, jak przypuszczał.
91
Kiedy starzec, grając na fujarce, zwołał wszystkie ptaki, pewien jastrząb przypomniał sobie, że daleko na północy, koło zielonego jeziora, widział trzech młodzieńców, którzy pojedynkowali się żelaznymi drągami, a szczęk żelaza rozchodził się szeroko i daleko.
Zaraz następnego dnia dziewczynka ruszyła w drogę do braci. Przy pożegnaniu staruszek dał jej wierzbową fujarkę i skórzane buciki.
— To nie są zwyczajne buciki — powiedział. — Same cię zaprowadzą do zielonego jeziora. Mają żelazne podeszwy, jak je zedrzesz — będziesz u celu. A wierzbowa fujarka uwolni twoich braci od swarliwości. Jeśli na niej zagrają, to już nigdy nie będą się kłócić. Pamiętaj jednak, że każdy z nich musi zagrać sam, z własnej chęci. Nie wolno ci ich do tego zmuszać czy nawet namawiać. Wtedy fujarka straciłaby cudowną moc.
Magdalenka z wdzięcznością pocałowała staruszka w rękę, czarodziejską fujarkę schowała w węzełku, włożyła czarodziejskie buciki i ruszyła w dalszą drogę.
I znów szła przez lasy, pola i zielone łąki, brodziła rzekami i potokami, wspinała się na strome góry, aż pewnego dnia poczuła, że w buciku coś ją uwiera. Zzuła go, wyrzuciła kamyczek, a tu widzi, że żelazna podeszwa jest już dziurawa, przechodzona.
Magdalenka przypomniała sobie słowa starca i od razu jej się zrobiło lżej na sercu. Wreszcie jest u kresu drogi!
Rzeczywiście, jeszcze tego wieczoru doszła do zielonego jeziora. Na wysokim brzegu stał kamienny dom. Zajrzała przez oświetlone okno i zobaczyła w izbie braci, jak przyjaźnie i wesoło siedzą przy wieczerzy za wielkim, dębowym stołem.
Zastukała i weszła do izby. Dziwne było to spotkanie. Bracia jej nie poznali, a ona im się nie przypominała. Poprosiła tylko o nocleg. Młodzieńcy wprawdzie zdziwili się, skąd tak nagle się tu wzięła, ale noclegu jej nie odmówili. Tylko uprzedzali ją, żeby rano się nie przelękła, kiedy usłyszy hałas i szczęk żelaza.
— Jak tylko słoneczko wzejdzie rankiem nad jezioro — wyjaśnił jej najstarszy brat — przychodzi na nas czas pojedynkowania się i bijemy się aż do zachodu słońca. Nasza macocha-czarownica rzuciła na nas klątwę, ponieważ w domu ciągle spieraliśmy się i poszturchiwaliśmy. Ale nie bój się, nie zrobimy sobie krzywdy. Jesteśmy rodzonymi braćmi i bardzo się kochamy!
Rano przebudził Magdalenkę szczęk żelaza i okrzyki. Wyjrzała oknem: zimny pot wystąpił jej na czolol Na brzegu zielonego jeziora pojedynkowali się jej bracia. Bili się żelaznymi drągami, obrzucając się przy tym przekleństwami, jakby postradali rozum.
Dziewczyna szybko zamknęła okno i zajęła się sprzątaniem, żeby tylko nie patrzeć, jak się jej bracia biją. Potem rozpaliła w piecu, rozrobiła w dzieży mąkę na chleb i zabrała się do pieczenia. Upiekła trzy bochny: dla najmłodszego brata mniejszy, dobrze posypany kminkiem, dla średniego upiekła większy bochenek, a do niego włożyła złoty pierścionek, który miała po matce. Dla najstarszego brata zrobiła wielki bochen chleba, a w nim zapiekła czarodziejską fujarkę.
Jak tylko zaszło słońce, bracia wrócili do domu podnieceni walką. Byli zadowoleni i przyjaźnie ze sobą rozmawiali. Przyjemnie ich zaskoczyła wysprzątana izba, a także zapach świeżo upieczonego chleba. Najmłodszy nie czekając ukroił sobie chrupiącą piętkę od rumianego bochenka i zaczął ją jeść z apetytem.
92
1
:
— Taki chleb umiała piec tylko nasza mama — powiedział z pełnymi ustami. Pozostali dwaj także napoczęli swoje bochenki; pachnący chleb przypominał im
daleki dom.
Kiedy średni kroił sobie następną kromkę, nóż ześlizgnął się, trafiwszy na coś okrągłego. Zanurzył czubek noża w miąższu i wydłubał z niego złoty pierścionek z czerwonym oczkiem.
— Popatrzcie, chłopcy, co tam było! — krzyknął ze zdziwieniem. Najmłodszy obejrzał złoty krążek i zawołał:
— Ale przecież to pierścionek naszej matki nieboszczki! Jak się tam znalazł? Mama go przecież na łożu śmierci podarowała naszej siostrzyczce.
— Gdzie jest pierścionek, tam musi być też nasza Magdalenka — stwierdził najstarszy brat i zaczął się rozglądać za tą dziewczyną, która wczoraj niespodziewanie do nich zawitała. Teraz już Magdalenka, schowana za piecem, nie wytrzymała: wybiegła braciom naprzeciw, śmiała się i płakała z radości, ściskała ich i opowiadała, jak teraz bez nich w domu jest smutno — jaki kawał świata musiała przejść, żeby ich znaleźć i jak jest szczęśliwa, że znów są razem.
Bracia również byli poruszeni nieoczekiwanym spotkaniem.
Kiedy jednak Magdalenka napomknęła o powrocie, zasmucili się, a najstarszy powiedział:
— Nie możemy wrócić między ludzi, wyśmiewaliby nas. Ty też tutaj nie możesz zostać.
— Dlaczego nie mogę?
— Przecież widziałaś sama. Jak tylko wstanie słońce, zaczyna się nasza bójka i okropnie złościmy się na siebie. Ciebie też któryś z nas mógłby skrzywdzić, a wtedy nie darowalibyśmy sobie tego i pozabijali się nawzajem. A tego chyba nie chcesz — powiedział najstarszy, krojąc sobie przy tym porządny kawał chleba ze swego bochenka. Jego nóż jednak zatrzymał się na czymś twardym. Podłubał w miąższu i wyciągnął z niego wierzbową fujarkę:
Ze zdziwieniem popatrzył na braci:
— Co to takiego?
— A co to może być? To przecież fujarka z wierzby!