Wyjął z kieszeni cygaro i zapalił...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- o mnie ex re mojego stanowiska w sprawie reformy rolnej, ¿e jestem jakz³odziej, co chce wyj¹æ z cudzej kieszeni zegarek i daæ go komuœ innemu...
- Z kieszeni na brzuchu wyjęła kawałek nylonowej linki i przewlokła ją przez otworek nad napisem CHUBB...
- Ed siedział właśnie przy biurku w rogu swojego salonu sprzedaży żując pierwsze tego dnia cygaro, kiedy zobaczył dwóch mężczyzn w roboczych koszulach i...
- Egzorcysta wyjął z kieszeni manierkę z bimbrem, a z niej wyłowił fiolkę z wodą święconą...
- Gdzież leży tajemnica tej siły?Ażeby na pytanie to odpowiedzieć, winniśmy się zagłębić w istotę żydostwa...
- Art
- gennych interakcji społecznych jednostki...
- - Cóż więc mam uczynić? - Rzucisz na siebie czar...
- (1) upowszechnienie wiedzy o człowieku jabezpośrednio po wystąpieniu choroby albo gicznego procesu starzenia się, w jakim zaś pienia...
- Szczegółowa relacja o ostatnich godzinach Hitlera w bunkrze w dniu 30 kwietnia 1945 roku pochodzi od jego kierowcy Ericha Kempki...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
"Co za cholerna sytuacja - pomyślał. - Tubylcy po lewej, co prawda jeszcze daleko, ale zbliżają się. Malacar po prawej. Shind może odkryć mnie w każdej chwili, jeżeli nie zachowam ostrożności. A gdzieś tam z przodu jest najprawdopodobniej obiekt naszych poszukiwań...
Trzymając się poza zasięgiem detektora Malacara, okrążył go szerokim łukiem i skierował się na zachód.
"Pozwolić im odnaleźć go, a potem im go odebrać? - zastanawiał się gorączkowo. - Ale oni mogą nie... A może?... Nie..."
I nagle pytania te stały się już niepotrzebne.
Morwin napotkał przedmiot swych poszukiwań zupełnie nieoczekiwanie. Wchodził właśnie na wąski grzbiet skalny, gdy ujrzał szczupłego, ciemnego mężczyznę, który stojąc z dłońmi zaciśniętymi na lasce, spoglądał za siebie. Spotkanie to wprawiło Morwina w dziwne zakłopotanie. Wracał właśnie do równowagi, gdy dobiegł go podniecony, telepatyczny przekaz Shinda:
- To nasz człowiek! Jestem tego pewny! Ale coś jest nie w porządku! On jest świadomy naszej obecności! On...
Morwin złapał się za głowę i opadł na kolana. Po raz pierwszy w życiu jego umysł rozdarł telepatyczny, pełen grozy okrzyk.
- Shind! Shind! Co siÄ™ dzieje?
- Ja... Ja... Ona mnie przejmuje! Tutaj...
Umysł Morwina zawirował. Kalejdoskop wrażeń i żywych kolorów mieszających się ze sobą nieustannie zacierał w nim zdolność do obiektywnego rozróżniania co rzeczywiste, a co jest jedynie tworem jego wyobraźni. Nagle wszystko zastąpione zostało drżącym błękitem, pośrodku którego tańczyły miliardy kobiet. Tańczyły dziko, zapamiętale i w pewnej chwili zdał sobie sprawę - bez żadnego racjonalnego powodu - że owa mnogość jest jedynie pewnego rodzaju symboliczną iluzją. Potem kobiety zaczęły się zapadać w siebie, stapiać, jednoczyć, stając się coraz bardziej majestatyczne, pociągające, potężne. Wtedy właśnie poczuł, że staje się obiektem badań dla zmieniających się bez ustanku kobiet. Ostatecznie powstały dwie: pierwsza - wysoka i piękna, podobna do współczującej Madonny i druga, podobna i jednocześnie niepodobna do pierwszej, pełna nieokreślonej grozy. Nagle dwie postacie stopiły się w jedną twarz o rysach, które zachowały wszystkie cechy drugiej kobiety. Otaczały ją błękitne błyskawice. Wpatrywała się w niego nieruchomymi, być może pozbawionymi powiek oczyma, które w jednej chwili obdarły go z ciała i umysłu, napełniając prymitywnym, irracjonalnym przerażeniem.
- Shind! - wykrzyknął. Równocześnie wyszarpnął z kabury broń i wypalił.
Zalała go fala czegoś, co przypominało jakąś nieokreśloną wesołość.
Potem na krótką chwilę w jego umyśle ponownie zagościł Shind.
- Ona mnie używa! - wydawał się krzyczeć. Ja... Pomóż mi!
Pistolet wypadł z bezwładnych palców Morwina i stuknął o skałę. Mężczyzna odniósł wrażenie, że znalazł się pośrodku snu, kosmicznego koszmaru. Jego umysł zadziałał zupełnie instynktownie, jak przy tworzeniu kolejnej kuli marzeń. Gnany atawistycznym strachem, który szalał w zakamarkach jego jaźni niczym błękitny płomień, nagle odnalazł w sobie siłę, której istnienia nigdy przedtem nie podejrzewał. Nie zwlekając, skierował ją w stronę naigrawającej się z niego istoty.
Z twarzy kobiety zniknęły wszelkie ślady rozbawienia. Cała jej postać skurczyła się, stając się rozmytą, zamazaną. Na mgnienie oka dostrzegł mężczyznę leżącego bezwładnie na skale.
Głowę wypełniało mu bolesne zawodzenie. Gdy minęło, odniósł wrażenie, że kobieta zniknęła. Stracił przytomność.
- Zatrzymaj siÄ™!
Zaskoczony Malacar odwrócił się.
- Co się stało?
- Nic - odparła dziewczyna. - Ale tutaj kończymy już poszukiwania. Pora wracać na statek. Odlatujemy stąd.
- O czym ty mówisz? Co się stało?
Jackara uśmiechnęła się.
- Nic - powtórzyła. - Teraz już nic.