- O, Boże...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- - Boże, za jakąś chyba dopłatą, no nie wiem, ale to jest chyba świr trochę, co? A może wszyscy tak mają na starość? Kurcze, wiesz co? Musisz sama sobie kupić ten...
- pomc mojemu znajomemu? Moe, nie daj Boe, jeszcze mu zaszkodz?Ufam, e pewn pomoc i zacht dla Czytelnika bd nastpujcestwierdzenia:* Wcale nie...
- - O Boże! - sapnął Yvon...
- Boe miosierny...
- hazardu tak samo jak większość mężczyzn od wzięcia udziału w krzepkim turnieju, gdy siedzą bezczynnie na trybunie i patrzą, jak inni wymierzają rzetelne ciosy...
- Następnego ranka Frankie zapragnęła światła dzienne i towarzystwa...
- Ustalenie zakresu pojęcia zwykłych potrzeb rodziny zależy od kryterium, które stanowić będzie podstawę zdefiniowania tego pojęcia...
- - To może być zbieg okoliczności - powiedziała wolno Egwene...
- do apteki, wykupuje receptę i postępuje zgodnie z instrukcjami lekarza, na przykład: âśzażywać dwie tabletki co cztery godziny"...
- Na zmianę na lepsze warunków w życiu obozowym wpływało także i inne zachowanie się blokowych i kapów...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Wszystko, tylko nie to - zaoponowałem.
- Chwileczkę, panie Tomaszu - przerwał moje protesty. - Podczas pańskiej wycieczki
pracowałem trochę z Florentyną i przekonałem się, że jest to osoba sprytna i inteligentna.
Jej znajomość języków przyda się panu. I proszę ze mną na ten temat nie dyskutować.
Przed północą pod hotel zajechała taksówka i Marczak odjechał na lotnisko. Żegnając
się ze mną i panną Florentyną raz jeszcze przypomniał nam o konieczności
informowania go o wszelkich naszych poczynaniach. Zbyt dobrze znałem Marczaka, aby
nie wiedzieć, że jeśli uda mi się wpaść na właściwy trop, natychmiast zjawi się u mojego
boku, aby potem jak zwykle puszyć się dumnie i sobie przypisywać przynajmniej
połowę zasług. Ale taki on już był - i takim go bardzo lubiłem. Tym bardziej że i moje
klęski brał także w połowie na swoje barki.
Po odjeździe Marczaka panna Florentyna, nie bacząc na późną porę, zaciągnęła mnie
do swego pokoju. Rozsiadła się wygodnie w fotelu i oświadczyła stanowczo:
- Dyrektor Marczak zlecił mi specjalną opiekę nad panem. Teoretycznie, to pan będzie
moim zwierzchnikiem. W praktyce jednak dyrektor dał mi pewną władzę. Otóż mam
pana strzec przed różnego rodzaju spódniczkami i sukienkami oraz ostro interweniować,
jeśli jakaś kobieta znowu zechce panu zawrócić w głowie.
Pomyślałem: „Poczekaj, dziewczyno. Niech no tylko Connor wręczy mi jakąś sumkę
pieniędzy, a i ty będziesz zmuszona nosić spódniczki”. Głośno zaś rzekłem:
- W porządku, panno Florentyno. Prawdopodobnie przyda mi się ktoś tak czujny jak
pani.
- I jeszcze jedno, panie Tomaszu - powiedziała. - Grasuje w tym hotelu osobnik
nazwiskiem Ralf Dawson, który podaje się za człowieka z UFO. Zaprosił mnie do swego
pokoju, poczęstował koniakiem i, muszę przyznać, zachowywał się jak dżentelmen.
Nawet chwalił moją tunikę i mój naszyjnik. Niestety, ten człowiek jest oszustem. Znam
się dobrze na UFO-logii, koresponduję w dziesięciu językach ze znawcami tego
przedmiotu. Oświadczam autorytatywnie, panie Tomaszu, że osobnicy pochodzący z
UFO są małymi ludzikami zielonego koloru, a Dawson wygląda jak każdy z nas.
- Mówi, że jest człowiekiem z Przyszłości. UFO to wehikuły czasu.
- Bzdura! - przerwała mi ostro. - UFO, czyli latające spodki, są wehikułami
przybywającymi do nas z innych galaktyk. To już zostało stwierdzone przez UFO-logów.
Pan się zna na muzealnictwie i jest pan znakomitym detektywem. Ale od spraw UFO ja
jestem specjalistką i musi mi pan wierzyć.
- Jego wywody mają pewien sens - sam nie wiem, dlaczego stanąłem w obronie
Dawsona.
41
- Nie mają żadnego sensu - z uporem powtórzyła Florentyna. - Jego wywody są
sprzeczne z ustaleniami UFO-logów. Dlatego stanowczo ostrzegam pana przed Ralfem
Dawsonem. Dziesiątki osób na Ziemi miało już spotkania z zielonymi ludzikami, które
wysiadły z latających spodków. Dawson jest oszustem.
- Rozumiem i przyjmuję to do wiadomości - oświadczyłem dla świętego spokoju.
Było późno i czułem się senny. Niestety, panna Florentyna chciała dalej prowadzić
rozmowę.
- Jako pańska podwładna - podjęła nowy temat - muszę coś niecoś wiedzieć o panu.
- Co chce pani wiedzieć?
- Dlaczego jest pan kawalerem? Może przeżył pan nieszczęśliwą miłość lub też nie
znalazł pan godnej siebie kobiety?
- Nie, panno Florentyno. Tak się jakoś składało, że gdy tylko poznałem jakąś ciekawą
dziewczynę i zakochałem się w niej, dyrektor Marczak powierzał mi nowe zadanie.
Musiałem wyjechać, a gdy wracałem, ona zazwyczaj była zamężna.
Zdumienie na chwilę odebrało jej mowę.
- To pan... pan jest kawalerem... z braku czasu?
- Tak - ukłoniłem się grzecznie, powiedziałem dobranoc i wyniosłem się z jej pokoju.
Z największą radością dopadłem swego łóżka i natychmiast zasnąłem.
O świcie zbudziło mnie pukanie i gdy, zaspany, w pidżamie otworzyłem drzwi pokoju,
zobaczyłem na korytarzu Raymonda Connora, który bez żadnych ceremonii i wyjaśnień
od razu wpakował się do środka i zajął miejsce w fotelu.
- Cześć, Thomas - powiedział, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi i jakby ostatnie