Nachmurzyła się...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Następnego dnia po pracy wyszedłem z podręcznikiem i znalazłem się pod ich domem...
- JOWISZ W ZNAKU RAKAZnaczenie oraz pełny wpływ Jowisza w znaku Raka, daje się zauważyć dopiero w środku życia, ponieważ pozycja taka, gdy chodzi o znak Raka,...
- parte z tyÅ‚u – nie mogÅ‚y...
- Kiedyś sytuacja była inna...
- Podobnież jak szkoły i sądy, musi policja bezpieczeństwa być również apolityczną...
- Był to główny paleobiolog statku; wstał, czekając, aż wszyscy się uciszą...
- ^6__________________Tadeusz Parnowskiści przebudowy celów oraz dobrania adekwatnych d ^Hśrodków...
- Ostatecznie za religią zdaje się więc dla Konińskiego przemawiać Eros Platona, pośrednik między bogami i ludźmi...
- inspektor
- - Niech żrą gips i srają ikrą łososia!!! ***Roman, siedząc na ruinach wieży poniemieckiego stanowiska dowodzenia, próbował rozkoszować...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Nie wiem, czy potrafię tworzyć w taki sposób.
- Zdolności twórcze to zasób, który można wykorzystać w każdej sztuce, kiedy się już dostatecznie zrozumie samą sztukę.
Spuściła rzęsy.
- Tak, Aristos, ale…
- Nie wiesz, czy chcesz zostać Ariste?
Clancy podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.
- Właśnie.
- Zapłoniona Różo - rzekł - kiedy to nastąpi, nie będziesz już mogła się powstrzymać.
- Ach.
- Władamy ludzkością, gdyż nic na to nie możemy poradzić i ponieważ inni nie są w stanie przejąć władzy, nawet gdyby chcieli. Gdy w twym mózgu pojawił się kształt nowego pojemnika, czy potrafiłaś się powstrzymać przed realizacją projektu?
- Nie. Ale to trochÄ™ co innego.
- Przekonasz się, że nie.
Gabriel czuł, jak serce mu rośnie, szybuje z Psyche, z la réjouissance. Jego mózg już pracował nad wynalazkiem Clancy, daimony, tyrające na niskim priorytecie, zajęły nie wykorzystane porcje reno. Prowadziły symulacje i testowały nowe warianty.
Miał już nowe pomysły, nie związane z projektem Clancy, trzepotały na niższym poziomie. Ten gwałtowny przypływ inspiracji Clancy wyzwolił w mniej uporządkowanych, głębszych częściach umysłu Gabriela długi, złożony ciąg skojarzeń. Koncepcje kształtowane przez coś niżej zorganizowanego niż daimony, strzępki form myślowych, zakopane pod świadomym wnioskowaniem.
Musi odbyć głęboką medytację, by wszystkiemu nadać jakąś formę. Zapowiadał się niezwykle twórczy poranek.
Gabriel miał zamiar opracować swoje pomysły, gdyż nie chciał przeszkadzać Clancy. Niech ukończy pracę, niech ten wybuch zdolności syntezy wypali się, a wtedy on pomoże jej dopracować ostatnie szczegóły.
- To wszystko jest poprawne - powiedział. - Nie sądzę, by na tym etapie konieczna była moja pomoc.
- Potrzebowałam otuchy.
- Chętnie ci jej dodam, a wraz z nią przyjmij mą cześć i podziw. Zapewniłaś sobie również majątek. Gdy powrócimy, możesz dostać własne laboratorium na asteroidzie. Skończ pracę, Therápôn, a potem skontaktuj się ze mną.
Skłonił głowę w Postawie Pokory i zniknął z oneirochrononu. Spadająca Woda zaczęła następną sonatę na flet; jej czarne rzęsy trzepotały figlarnie.
Lewa ręka Gabriela rysowała coś końcem noża na stole nakrytym do śniadania. Spojrzał na nią zaskoczony. Dłoń nadal rysowała.
Nachylił się, by lepiej widzieć. Na języku czuł dziwny metaliczny smak. Tępy koniec noża wygniótł na obrusie znak - piktogram Bezpośredniej Ikonografii - Strzeż się.
Dłoń zadrżała, wypuściła nóż, który uderzył z brzękiem o porcelanę.
Gabriel rozkazał dłoni, by zacisnęła się w pięść i odsunęła stół: rozkazy wykonano.
Przy pomocy reno sporządził szybki przegląd swych daimonów. Jego zasadnicza osobowość była praworęczna, większość jego daimonów również, z wyjątkiem Cyrusa i Augenblicka. Obydwaj wyparli się odpowiedzialności za piktogram.
Sterująca ciałem Wiosenna Śliwa słuchała fletu Spadającej Wody. Była także praworęczna. Gdy odwróciła uwagę, jakaś Ograniczona Osobowość zawładnęła lewą stroną ciała.
Strzeż się. Złowieszcza, krótka wiadomość. Ten styl wydawał się znajomy. Głupi Głos.
Zaradny Głos. Na tyle pomysłowy, by przejąć sterowanie nad ciałem, gdy Gabriel zajmował się czym innym. Należało to przemyśleć.
Ale nie w tej chwili. Gabriel wstał z krzesła, założył ręce z tyłu i chodził po pokoju.
W głowie mu wrzało i nie życzył sobie, by go w dalszym ciągu coś rozpraszało.
- Witaj, książę Ghibreelu. Jaką śliczną towarzyszkę przyprowadziłeś ze sobą. Z twego rodzinnego kraju?
- To mój osobisty lekarz - wyjaśnił Gabriel. - Doktor Okhlanu-Sai. W nanchańskim był to niestety najbliższy fonetyczny odpowiednik słowa Clancy.
Brwi hrabiego Bertrama - gdyby nie wymalowano ich wysoko na czole - z całą pewnością uniosłyby się do góry.
- Lekarz? W Nanchanie majÄ… kobiety-lekarzy?
- Przynajmniej jednego, jaśnie panie - rzekła Clancy, schylając się wdzięcznie w długim, formalnym ukłonie. Dłonie skrzyżowała na piersiach.
Bertrama bawiła ta niezwykła - jak uważał - mistyfikacja. Uśmiechnął się, ukazując drobne zęby drapieżnika: jeszcze jedno rozrywkowe zwierzątko w jego zwierzyńcu.
- Wspaniale! Fenomenalnie! Witam panią w moim domu, doktor…
- Może Clansai bardziej pasuje do tutejszego języka - odparła gładko Clancy.
- Nie ma pani nic przeciw temu, żebym skracał nazwisko? Niech cię błogosławi Santa Marcia, dziecino. - Zwrócił się do Gabriela. - Jesteście oczywiście kochankami?
- Oczywiście.
Bertramowi to oświadczenie starczyło za wszelkie wyjaśnienia.