- Musimy iść - mówię stanowczo...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Czy to ojczyzna moze byc kiedyniekiedy, byc i nie byc na przemian? Ojczyzna moze byc tylko kraj stanowiacy nieprzerwalnie teren historyczny narodu, i to teren centralny...
- Ustalenie zakresu pojêcia zwyk³ych potrzeb rodziny zale¿y od kryterium, które stanowiæ bêdzie podstawê zdefiniowania tego pojêcia...
- w pe³ni zrealizowany ze wzglêdu na wybuch U wojny œwiatowej, to jednak podstawy prawne pos³u¿y³y jako dorobek stanowi¹cy punkt wyjœcia do prac kontynuatorskich w Polsce...
- sność drugiej ćwierci; suma wniesiona do wspólnoty stanowić będzie jedną czwartą właści- wego wkładu, pozostałym zaś przy życiu małżonkom...
- o mnie ex re mojego stanowiska w sprawie reformy rolnej, ¿e jestem jakz³odziej, co chce wyj¹æ z cudzej kieszeni zegarek i daæ go komuœ innemu...
- W procesie karnym opartym na zasadzie skargowoœci skarga stanowi dodatni¹ przes³ankê procesow¹, tzn...
- N- ACETYLOCYSTEINAN-acetylocysteina (NAC) stanowi najczęstszą postać cysteiny i ma szczególne znaczenie w procesach odtruwania...
- W okresie, który up³yn¹³ od wejœcia w ¿ycie ustawy zasadniczej, nast¹pi³o rozwiniêcie konstytucyjnej regulacji stanów nadzwyczajnych w drodze ustawodawstwa zwyk³ego...
- Wspólnota pierwotna, antyczne niewolnictwo, feudalizm, kapitalizm, wreszcie socja-lizm mia³y stanowiæ z mocy praw historii powszechnodziejowy model...
- Uduchowienie, głęboka moralność, mądrość i wewnętrzne światło, a przede wszystkim miłość do świata i ludzi stanowią wzór i natchnienie dla tych,...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Chodź.
- Ale będę mogła wrócić? - mówi śmiejąc się, a potem zwraca się do Randolpha:
- Wrócę. Wkrótce, obiecuję ci. Przyjdę na następne tańce, a może jeszcze wcześniej. Matko chrzestna, przyrzeknij mi, że będę mogła wrócić...
- Chodź, Caitlin! Życzymy ci dobrej nocy, Randolphie...
- Czy mogę paniom towarzyszyć do wyjścia z labiryntu?
Przychodzą mi na myśl obserwatorzy na gościńcu, obserwatorzy, którzy do tej pory mogli już zainteresować się labiryntem. Żałuję, że nie mogę go ostrzec, przekazać w jednej chwili całej wiedzy o tym świecie. Ukryj się, Randolphie; opuść jak najszybciej to miejsce i uchodź szybko sekretnymi drogami do łoża swego ojca.
Ale nie mogę jeszcze mówić otwarcie w obecności Caitlin, a czasu mamy tylko tyle, by same się ratować. Może na krótko uchroni go labirynt.
- Dziękujemy, milordzie, ale znamy drogę. Lepiej zostań tutaj i myśl o nas dobrze; ludzka życzliwość wspomaga moją magię.
- A zatem, cokolwiek wygaduje moja ciotka, będziesz miała jej pod dostatkiem.
Caitlin rusza wreszcie ociągając się i paplając. Gdybym była sama, uciekłabym zmieniając postać, ale Caitlin nie opanowała jeszcze tej umiejętności, a gdybym powiedziała jej teraz, co nam grozi, wpadłaby w panikę i nie dałabym sobie z nią rady. Prowadzę więc ją - w prawo w prawo w lewo, w prawo w prawo w lewo - nie kończącymi się meandrami.
Ale w labiryncie nie natykamy się na nikogo i kiedy wychodzimy wreszcie na otwartą przestrzeń, nie czekają tam na nas w zasadzce żadni księża. Z zamku dobiegają nadal przyciszone tony muzyki; nie zauważono jeszcze nieobecności gospodarza i gospodyni, a dobry ojciec wciąż pewnie mruczy w komnacie zaklęcia.
I tak bezpiecznie docieramy do karocy, pomagam Caitlin wejść do środka i każę woźnicy zawieźć nas do jednego z tych miejsc, które przygotowałam na takie nieprzewidziane sytuacje. Powinnyśmy się tam znaleźć przed wschodem słońca. Mogę mieć tylko nadzieję, że obserwatorzy Lady Alison, znużeni lub owładnięci strachem, poniechali swoich obowiązków; trudno to stwierdzić. Nasłuchuję tętentu kopyt na gościńcu za nami i nic nie słyszę. Może tym razem miałyśmy szczęście.
Caitlin nie wie, co widziałam tam, w różanym ogrodzie. Paple o nim w karocy.
- Wyszliśmy w świetle księżyca do ogrodu - pocałował mnie i ujął za ręce, bo jak mówił, były zimne. Jego dłonie były takie ciepłe! Powiedział mi, że jestem piękna; powiedział, że mnie kocha. I zerwał dla mnie kilka róż, a z miejsc, gdzie zranił się kolcami, pociekła krew. Krwawił dla mnie, matko chrzestna - och, to on! To jest ten mój książę. Jak mogłabym go nie pokochać?
Nie odzywam siÄ™. Nie wie jeszcze, co kocha. Po chwili milczenia pyta:
- Dlaczego nie jesteśmy jeszcze w domu? Tak długo to trwa. Jestem głodna. Nie jadłam nawet obiadu.
- Nie jedziemy do domu - mówię do niej zapalając swoją latarnię i ściągając w dół zasłonki, by zasłonić okna karocy. - Zdemaskowano nas, Caitlin. Całkiem możliwe, że jesteśmy śledzone. Zabieram cię w bezpieczne miejsce. Będzie tam pożywienie.
- Zdemaskowano? - śmieje się. - Co zdemaskowano? Że jestem biedna? Że kocham Randolpha? Cóż mogą mi zrobić? On mnie ochroni, tak powiedział. On mnie poślubi.
To jest ta chwila, kiedy muszę jej powiedzieć. Ból nie jest ani trochę mniejszy, chociaż robiłam to już tyle razy.
- Posłuchaj mnie, Caitlin. Nigdy nie poślubisz Randolpha, ani nikogo innego. Nigdy nie robiłam ci co do tego złudzeń. Przykro mi, że musisz to teraz usłyszeć. Chciałam, żebyś dowiedziała się tego w delikatniejszy sposób. - Patrzy na mnie oszołomiona i uśmiecham się do niej smutno - przybieram wyraz twarzy, o który mnie nagabywała, o który mnie prosiła, zdziwiona, że jej nie ulegam; i kiedy teraz go widzi, pojmuje. Jasne oczy rozszerzają się, piękne dłonie unoszą się do szyi; odsuwa się ode mnie żegnając znakiem krzyża, jakby naśladowała Lady Alison.
- Tak czy inaczej - mówi do mnie drżąc - odejdź, przepadnij, demonie. Nadaremnie zachwalasz ten dar...
Myślę o Thomasie śpiewającym mężnie w pustej, kamiennej komnacie, podczas gdy za drzwiami czuwają uzbrojeni ludzie.
- Zachowaj dla siebie swoje uroki, Caitlin. Na nic ci się zdadzą. Czyż nie rozumiesz, dziecko? Sądzisz, że dlaczego wszyscy zaczęli patrzeć na ciebie tak dziwnie; sądzisz, że dlaczego nie dawałam ci zwierciadła? Co, według ciebie było w zupie, którą ci podawałam?
Dłonie wędrują jej teraz do ust, do małych, ostrych ząbków. Wydaje okrzyk pojmując wszystko na raz - swoje dziwne znużenie po kilku pierwszych balach, krew, którą od niej pobierałam dla uzdatnienia, swe zmieniające się godziny snu i czuwania i zmieniające się pragnienia - i, jak zawsze, ta chwila narodzin rozdziera resztki serca, jakie mi jeszcze zostały. Bo przez tę chwilę młode stworzenie siedzące naprzeciw mnie nie jest terminującą łowczynią, jaką je uczyniłam, ale niewinną, młodą dziewczyną, która stoi z odbijającym się w oczach sercem, ściskając w dłoniach to pierwsze zaproszenie na bal. Ja? Ja zostałam zaproszona? Zmuszam się, by nie odwrócić głowy, gdy Caitlin krzyczy:
- Oszukałaś mnie! Ta historia nie była prawdziwa!
Orze sobie twarz kształtnymi paznokciami, a drogę, którą przebywają jej palce, znaczą bruzdy rozdrapanego ciała.
- Nie potrafisz już płakać - mówię jej. Płakałabym z nią, gdybym potrafiła. - Nie możesz już też krwawić. Przekroczyłeś ten etap. Nie oszpecaj się.