było zapomnieć...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Już samo podanie w polskiej telewizji publicznej informacji o wyrażeniu przez kogoś krytycznej opinii o wspomnianym festiwalu (firmowanym wszak przez TVP) było...
- Przez chwilę wahała się - to, co chciała zrobić, nie było zakazane przez zwyczaj, ale mógł dokonać tego tylko ktoś bardzo poruszony, w sytuacji, która go...
- punktach było ono skodyfikowaniem stosowanej ju uprzednio praktyki, jednak praktyce tej dopiero teraz nadało charakter w pełni instytucjonalny...
- ““Zabij go, Tanneguy!”“ A teraz - de Giac roześmiał się konwulsyjnie - teraz ten człowiek, pod którego władzą było tyle prowincji, że można by nimi...
- Niemniej obawiaĹ‚em siÄ™ wyjść z lasu — choć skÄ…dinÄ…d byĹ‚o oczywiste, ĹĽe prÄ™dzej albo później wyjść muszÄ™...
- — Chce pan powiedzieć, ĹĽe rurÄ™ zaĹ‚oĹĽono, kiedy nie byĹ‚o jeszcze krateru ani tego wÄ…wozu? — spytaĹ‚em...
- I po cóż to wszystko, po cóż te wyrzeczenia dla sprawy tak od początku przegranej? Jakby z odkrytej karty czytać było można...
- Wyjaśniła Ellie, jak to było z białą, weselną suknią, że rodzina tak tego chciała, i ile radości sprawiają jej te metry jedwabnych koronek i długi, lśniący...
- ciekawe i co mnie osobiĹ›cie bardzo zaskoczyĹ‚o — zdaĹ‚em sobie spra- wÄ™, ĹĽe czasami pracujÄ…c mniej i krĂłcej, moĹĽna byĹ‚o zrobić wiÄ™cej, niĹĽ...
- Pod ziemią mieliśmy nawet drogowskazy, dzięki czemu obcy wiedzieli gdzie się znajdują, chociaż zapewnianie przybyszom [kadrze i partyzantom] przewodnika było...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Inżynier podsunął kieliszki. Nalewał koniak. Dopiero teraz objaśnił:
– Jesteśmy sami. Żona z dziećmi wyjechała na parę dni.
Kileń pomyślał: to znaczy dla niego – samotność czy swoboda?
– Słomiany wdowiec... – porucznik roześmiał się nie swoim grymasem. Podniósł
kieliszek
– tego wymagał rytuał, niby za kawalerską swobodę mężczyzny. W tym grymasie i w
tym
geście wszystko było sztuczne – wydawało mu się, że powinien reagować tak, jak w
podobnych
sytuacjach czynią inni mężczyźni. Nabierają nagłej rubaszności i hałaśliwie
zachwalają
małżeńską wolność.
Gest porucznika zawisł w próżni. Suchowilk nie uniósł kieliszka. Burknął tylko:
– Panie Bogdanie, po co pan się zgrywa? To wszystko nieprawda. Ja nie potrzebuję
takiej
słomianej swobody. – Zaprzeczył ostro. – Rozumie pan? Ja nie potrzebuję...
Raz jeszcze powtórzył dobitnie i wyraźnie – i wtedy dopiero wypił. Haustem, do
dna. Kileń
nie chciał manewrować – odstawił nie wypity kieliszek.
– Dlaczego pan nie pije? – zaciekawił się Suchowilk.
– Pan odrzucił mój toast – Kileń wykorzystał pretekst.
– Bo nie lubię tych naiwniutkich, męskich niby żartów. Nie lubię tej męskiej
fanfaronady.
Mogę pić, gdy mam ochotę – nie potrzebuję udawać słomianego gieroja. Niech się
pan ze
mną jednak napije.
Napełnił swój kieliszek, Kileń już nie miał wymówki: wstrętny smak wypełnił mu
usta i
przełyk. Zadrżał. Bywają dni, w których każdy następny kieliszek obdarowuje
większą radością,
bywają noce, gdy powiększa on siłę odrazy. Taka noc zaczynała się dla Kilenia.
Gospodarz znowu napełnił kieliszki. Gość zakwilił boleśnie, poskarżył się na tę
szybkość.
– Skromny z pana pijak – fuknął pogardliwie Suchowilk. – Harcerz!
Takiego tonu nigdy dotąd u Suchowilka nie słyszał. Zawsze odnosił wrażenie, że
inżynier
nie wymierza ludzkich postępków, że cudze uczynki i słowa są mu najzupełniej
obojętne,
zawsze zbyt słabe, by spowodować jego reakcję. Aż raptem: serdeczność, ironia,
pogarda,
wesołość. Cała gama.
– Wódka? – inżynier nacierał bez przerwy.
– O tej porze? – Kileń się bronił.
– O tej porze?... A kiedy indziej? Może w południe? Przy klientach, wśród
pracowników?
Zamówienia, rysunki, linijki, milimetry, multimilimetry... Wtedy? Kiedy więc
człowiek ma
pić?
– A czy człowiek pić musi?
– Musi! – Suchowilk stuknął kieliszkiem o blat stołu. – Musi! – Zerwał się z
krzesła i
wielkim kręgiem puścił się po pokoju wymijając meble. – A niby co ma robić
innego? Mnie
nikt nie zaprasza i ja się do nikogo nie wpraszam. Nie wpraszam się! Nie chodzę
na wiece, na
zebrania, na pochody. Ma pan dla mnie inne propozycje? Rzygać mi się chce. Może
do kina
na umoralniające obrazy, w których zawsze dobro zwycięża i wszyscy są z tego
strasznie zadowoleni.
Po wódce też można rzygać, ale bez tych arcymoralnych koszmarków. Nikt nic ode
mnie nie chce – moje szczęście, moje nieszczęście. Nikt ode mnie niczego nie
potrzebuje.
– A pan by może pragnął, aby to ktoś pierwszy zwrócił się z jakąś frapującą
propozycją?
– Z jaką? – Suchowilk zaprzestał swego marszu po przekątnych.
– Nie wiem... Może ktoś mógłby się do pana z czymś zwrócić.
– Abym odkuł jakiś nowy element maszyny. Z tym się do mnie zwracają...
– Nie o tym myślałem i nie na taką propozycję pan czeka.
– Może pan myślał o partii? Może do polityki? Może do... – roześmiał się
hałaśliwie i
znowu ruszył w krąg pokoju. Kileniowi wydawało się, iż nieoczekiwanie wykipiała
z inżyniera
jakaś furia, dotąd zamrożona. Gospodarz mówił głośno i szybko: – Ani do partii,
ani do
polityki... Nikt mnie nie chce i ja nikogo nie chcę. Koniec, kropka, punkt! To
tylko Szekspir
pytał „być albo nie być?” Ja znam odpowiedź na to pytanie. A kiepscy satyrycy
parodiują
Hamleta: pić albo nie pić? Pić! Przeszkadzam komu? Zmarnowałem choć milimetr
stalowej
masy? Bzdura. Musisz mnie o to pytać? Ona i tak zbyt często mnie o to pyta. Nie
po to pana
zaprosiłem...
Odpływał – inżynier odpływał gdzieś w przestrzeń. Coraz był mniejszy – jakby w
szkłach
odwróconej lornetki. Poza zasięgiem ręki. Kileń zamknął powieki. Bolały go oczy.
W tym
pokoju, w tym mieszkaniu, gdzie wkraczał z nadzieją odkrycia wspólnoty z
inżynierem Suchowilkiem,
tracił z nim kontakt, gubił gdzieś tego pokrętnego człowieka, którego powinien
uczynić swym przyjacielem i którego czynić tym przyjacielem w żadnym razie nie
chciał.
Czy to więc dobrze – Kileń próbował myśleć – czy źle, że Suchowilk oddala się i
maleje, odpływa
mu i niknie? W restauracji przez całe popołudnie rozmawiali blisko i przyjaźnie
– tą
jeszcze oficjalną bliskością, która nie budziła w Kileniu obaw, iż nieuchronnie
zbliża się
chwila, kiedy będzie musiał powiedzieć inżynierowi to, co mu powiedzieć i
uczynić kazano.
Paplali o swych wojennych przygodach – jak wszyscy w tym pokoleniu. Ich temat.
Suchowilk
o nielegalnych wędrówkach przez strzeżone, hitlerowskie granice i o ucieczce z
gestapo,
Kileń o partyzantce, której barwę dyskretnie zamazywał – ostatecznie wszyscy
strzelali tak
samo. Lecz teraz, we własnym mieszkaniu, Suchowilk zdjął swa maskę albo też
założył inną.
Stał się wybuchowy i swobodny, gościnny i agresywny. Nowa konfiguracja w ich
wzajemnej
grze. Kilenia ogarnęło wrażenie, jakby wszystko dookoła stało się jakieś
nieokreślone, nie-