4Ślub dobiegł końca...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- Najgorsze ze wszystkiego jest oczywiście "ja", które jest prawie wszechobecne i prawie nieoporne, choć poprzez swe głębokie zakorzenienie nie do końca...
- Wyobraz to sobie jako spektrum, z pozycja „Kontuzjowany” u jednego konca i pozycja „Unieruchomiony” u drugiego...
- Bitwę można było uważać za wygraną, lecz do jej końca było daleko...
- niespodziewanie zjawiała się stająca w poprzek prowadzonym staraniom burza, która niweczyła w istocie to, co rozum uznawał za doprowadzone do końca...
- dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- — Zostań! — dobiegł go dziwnie normalny głos Trzeciego...
- biegł już końca dawno temu...
- — O co chodzi? — zapytał Pawldo, podejrzewając, że oto spokojny poranek dobiegł końca...
- I wiedział już, że jego długie poszukiwania dobiegły końca...
- - Pani, musimy odpocząć...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Młoda żona nie zemdlała, świeżo upieczony mąż nie zepsuł uroczystości niestosownym komentarzem i w zamkowej Wielkiej Sali rozpoczęła się uczta. Było za dużo ludzi, by wszyscy mogli usiąść nawet w tak ogromnej komnacie, więc potrawy podano na długich stołach, a obok stosy talerzy, żeby każdy biesiadnik mógł coś sobie wybrać z wielkiej różnorodności dań. Pieczeń wieprzowa, udźce wołowe, mnóstwo przyrządzonego na różne sposoby ptactwa i osobny stół ze słodyczami, gdyż wiedziano, że król ma do nich słabość – tego dnia nikt nie był głodny. Nikt też nie cierpiał pragnienia, bo wokół stały beczki z winem i piwem. Muzykanci grali na galerii umieszczonej wysoko nad Wielką Salą i niektórzy goście już zaczęli tańczyć.
Obern poszedł wraz z tłumem weselników do Wielkiej Sali, ale nie zamierzał zostać, bo chciał wyruszyć na poszukiwanie ojca. Ku swemu zaskoczeniu i rozbawieniu nie musiał iść daleko; Snolli i jego świta wzięli udziałw uczcie i ochoczo pochłaniali wielkie ilości jadła, które przygotowano dla gości weselnych.
– Obern! – ryknął Snolli na widok syna. – Jak dobrze znów cię widzieć, chłopcze! Przez jakiś czas myśleliśmy, że nie żyjesz! Chodź tu i spróbuj tej pieczeni wieprzowej. Jest wyśmienita.
Obern uśmiechnął się szeroko. Widać było, że Snolli nie skąpił też sobie piwa. Przybyli z naczelnym wodzem wojownicy otoczyli Oberna. Kasai, Dordan, Iaobim – innych nie widział wyraźnie w tłoku – poklepywali go po ramionach i plecach, podsuwali talerze z jedzeniem, pytali, jak mu się wiodło. Odpowiadał im mimo wrzawy panującej w królewskiej jadalni:
– Całkiem nieźle. Złamałem sobie ramię podczas upadku z klifu. To cud, że niczego więcej sobie nie połamałem. Wydaje mi się, że wylądowałem na głowie. Nie, nie mam miecza... ale został bezpiecznie ukryty i wiem, gdzie go znaleźć. A co – słychać w Nowym Voldzie?
– Wszystko w porządku, wszystko w porządku – odparł Snolli. – Jesteśmy tutaj, żeby zawrzeć traktat z Jej Królewską Wysokością. Poleciła nam się zjawić po weselu, ale woleliśmy nie czekać.
– Mielibyśmy opuścić porządny posiłek? – zawołał jeden z Morskich Wędrowców wśród śmiechu rozbawionych towarzyszy. – A zwłaszcza kompanię człowieka, który urodził się pod szczęśliwą gwiazdą! Drugiego takiego nie ma wśród żywych!
Obern zauważył, że Rendelianie z daleka omijają przybyszów i uśmiechnął się mimo woli. Jego współplemieńcy wyróżniali się prostym odzieniem narzuconym na kolczugi. Nie zamierzali zadawać szyku wśród wyrafinowanych Rendelian, którzy patrzyli z góry na nieokrzesanych przybyszów z Północy, a kiedy myśleli, że nikt nie widzi, przykładali do nosów perfumowane chustki. Jak bardzo Obernowi brakowało towarzystwa ojca i przyjaciół! Stwierdził, że bez żalu pozbędzie się dwornych manier, które musiał dotąd zachowywać.
– Wyglądacie tak, jakbyście naprawdę potrzebowali porządnego posiłku – oświadczył. – Odkryliście już, że zawód rolnika to ciężka praca?
Jego ojciec spoważniał i odciągnął Oberna na bok, na wyściełaną aksamitem ławkę w okiennej niszy, gdzie mogli znaleźć trochę prywatności.
– Chciałem powiedzieć ci o tym przed spotkaniem z Królową Wdową – zaczął i Obern natychmiast skupił na jego słowach całą uwagę. – Źle się dzieje w Nowym Voldzie. Pogoda nam nie sprzyja. Nigdy dotąd nie przeżyłem takiego zimnego lata. Miejscowe zboże gnije i nawet odporne na chłody ziarno, które przywieźliśmy ze sobą, walczy o przetrwanie. Rośnie tylko pod osłoną, która zapewnia mu trochę ciepła. Część naszych ludzi zmarła.
– Czy także ktoś, kogo znałem?
– Moi towarzysze mogli nazwać cię urodzonym pod szczęśliwą gwiazdą, ale los sprzyja tylko tobie. Neave nie żyje. Była chora, kiedy widziałeś ją po raz ostatni, a gdy uznaliśmy, że zginąłeś, straciła chęć do życia. Nie przeżyła nawet tygodnia.
Obern zastanawiał się nad tymi nowinami w milczeniu. Zasmuciła go wieść, że Neave wyruszyła w podróż, z której nikt nie wraca, ale nad obowiązkową żałobą górę zaczęło brać uniesienie. Już nic nie dzieli go od Jesionny! Starając się ukryć tę nieodpowiednią reakcję, zapytał:
– A mój syn? Co z moim chłopcem?
Snolli przez chwilę patrzył tępo, jakby nie rozumiał pytania.
– Z chłopcem? Ach, tak, miałeś z nią dziecko. Jak on się nazywa?
– Rohan. – Wojownicy z Ludu Morskich Wędrowców nie interesowali się zbytnio swoimi dziećmi, dopóki nie podrosły na tyle, żeby się do nich przyłączyć. Obern był bardziej tolerancyjny niż większość jego towarzyszy.
– No właśnie... tak, przypominam sobie. Dobrze mu się wiedzie. Oddałem go na wychowanie Dagdyi. Ona hoduje zdrowe dzieci. Jeśli już o tym mowa, to ciebie też wychowała, prawda?
Obern skinął głową bez komentarza. Najwidoczniej Snolli po raz pierwszy pomyślał o Rohanie od chwili urodzenia wnuka, jakieś sześć, siedem lat temu. Gdyby jednak chłopiec umarł, Snolli na pewno by się o tym dowiedział, bo Rohan należał do jego rodu. Obern przestał martwić się o syna, wiedział, że mały jest w dobrych rękach. Później będzie miał dość czasu, żeby zająć się przyszłością Rohana.
– Dziękuję, że powiedziałeś mi o Neave, ojcze – rzekł. – Czy miała godną śmierć?
– Nie słyszałem nic, co by temu przeczyło – odrzekł Snolli.