umierałam
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- W końcu z wdzięcznością usiadła na podsuniętym krześle i weszła w rolę bezradnej wdowy...
- Zastanowiła się...
- Felix Mendelssohn-Bartholdy32Mendelssohna z przyczyn narodowo[ciowych zniknBa zupeBnie ze scen, posta kompozytora przywoBywaB tylko ten jeden tytuB
- — Tego kuśnierza mogłabyś lepiej pamiętać, skoro zetknęłaś się z nim osobiście — powiedziałam z niezadowoleniem i naganą...
- |Emocje, trudne do obiektywnego zdefiniowania, były przedmiotem wielu badań...
- z _ nowoczesnÂą modÂą wyglÂądaÂła na ostrzyÂżonÂą przez ob³¹kanego przycina-cza ÂżywopÂłotów...
- czy się dzisiaj...
- w³¹cznie z gra fikÂą, pli kami dŸ wiĂŞk owy mi i ze staw ami zn aków spe cjal nych*...
- - Już pomyślałyśmy o tym...
- zdaje się, że to ten nabój śmiechu raz po raz eksploduje...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
I ja niczego nie wyjaśniająca, stały jej lęk i niepewność, co jeszcze uczynię. A ja
zapatrzona w swoje szaleństwo nie pomagałam jej w niczym.
Tadeuszu, Tadeuszu, co ze mną będzie? Czy wytrzymam samotność? Nie byłam przygotowana na
powrót tutaj. Teraz już wiem, że tamta decyzja była ostateczna. Byłam przerażona, że mnie
odratowano.
Ojciec mnie zdradził. Ojciec, który chciał mego przyjścia na świat, popadł w alkoholizm i
wyzywał mnie, 14–letnią, od kurwy. Znieruchomiałam na przyjazny gest ze strony mężczyzny.
Byłam wtedy czysta, ból byt nie do wytrzymania. Zabijałam go w sobie bezsensownym buntem,
alkoholem, narkotykami, autoagresją. Kłamstwo rodziło kłamstwo, aż przyszedł gwałt, który był
dopełnieniem.
Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Nie, powiedziałam Ewie, lekceważąco, że to dawno
i już nieważne. To ona nauczyła mnie z powrotem nie bać się dotyku mężczyzny i ona, na koniec,
z powrotem to zniszczyła, byłam tylko kolejną jej ofiarą.
Usiłowałam to odbudować, weszłam w świat mężczyzn, w karate, gdzie jedynym dotykiem
było kopnięcie czy cios ręką. Już się tego nie bałam. Wtedy przestałam się bać ciała drugiego
człowieka.
To milczenie ojca było wobec mnie takie okrutne. Nigdy mnie nie przeprosił. Nie jesteś
moim ojcem, Tadeuszu, nie jesteś. To ojciec traktował mnie jak śmierdzące gówno.
Po sześciu dniach ciężkiej pracy autoanalitycznej zdjęłam z Tadeusza projekcję ojca. Teraz
zrozumiałam, dlaczego milczałam wobec niego przez trzy lata naszej znajomości. Widziałam
w nim „niemego” ojca, który jest surowy i ocenia, któremu nie mogę zaufać, bo mnie
„skrzywdził".
Tadeusz pierwszy do mnie przemówił i mogłam mu odpowiedzieć. Odczułam ogromną
ulgę, że nie jest moim „ojcem”, stał się przyjacielem, wobec którego mogłam się obnażyć,
opowiedzieć życie na tyle, na ile pamiętałam, i w jakim momencie prawdy o sobie byłam.
Pierwszy krok, chyba najtrudniejszy, został zrobiony. Oto zwierzałam się prawdziwemu
przyjacielowi, który chciał mnie wysłuchać, nie potępiał i radami podprowadzał na właściwe
tory. W gąszczu ścieżek do nieświadomości mogłam zgubić się całkowicie, lecz on czuwał i
wiedział, że odnalazłam furtkę do swego wnętrza.
7 lutego przyjechała do mnie Kasia, jedyna osoba, z którą nie zerwałam kontaktu listowego
i zrobiłam pierwszy pozytywny gest wobec siebie – ofiarowałam się w przyjaźni, opowiedziałam
jej w skrócie, co się ze mną działo przez ostatnie miesiące. Nie opowiedziałam historii mego
życia, dla mnie samej była ona mglista.
Wyznałam prawdę o schizofrenii, skamienieniu, bezmiłości, przegranej rodzinie, kiedy
dziecko nie jest superdzieckiem i nie może spełniać oczekiwań rodziców i żyć według ich
wyobrażeń.
Demon śmierci podstępnie czuwał.
9 lutego
Boże, jaka byłam okrutna wobec siebie. Jeszcze sobie nie ufam. Nadal stanowię dla siebie
zbyt wielkie zagrożenie, lecz być może...
Projektuję na pewnych mężczyzn gwałciciela. Czego od nich oczekuję? Przytulenia zamiast
skrzywdzenia.
Wolałam umrzeć. Jak teraz unieść prawdę? Jak siebie teraz unieść?
Dzisiaj nie czuję ulgi. Dzisiaj ponownie czuję przerażenie, bo znowu dotknęłam prawdy i
moja rozpacz się pogłębiła.
Tadeuszu, co ze mną będzie?
Jak to wytrzymać? Czy wyznanie prawdy wystarczy, by wejść w życie? Nie. Potrzeba to
wszystko przewartościować. Czy zdążę, czy dam sobie szansę?
Jak ja to zrobiłam, że zniszczyłam siebie, tak, właśnie tak, po prostu zniszczyłam siebie.
10 lutego
Tadeuszu, miałam sen. Jeździłam konno po lesie, ścigana przez tajemniczego mężczyznę o
bardzo silnej władzy, chcącego mnie skrzywdzić – gwałciciela? Wszystkie ścieżki urywały się
w gąszczu, a ja znalazłam się w pułapce, w małej skrzyni. Jak niewolnica. Nadal jestem
zniewolona, nadal czuję się jak w pułapce.
We śnie pomagał mi przez chwilę brat, który mnie opuścił, zostawił w lesie.
Kiedy byłam mała, nie chciałam być dziewczynką, weszłam w męskość, bo to mój brat był
wybrany przez matkę, on był jej wyczekiwanym dzieckiem, nie ja. Chciałam zająć miejsce
brata, nie wystarczyła mi miłość ojca. A potem ojciec zaczął pić i już nikt mnie nie kochał, a
do tego zdradził mnie przekleństwami, moralnym znęcaniem się. Obcy mężczyzna dopełnił
gwałtu, brutalnego gwałtu seksualnego. A ja skamieniałam do końca. Ile projekcji było później.
Tadeusz i Czarek byli dla mnie ojcem i synem, czyli moim ojcem i bratem.
Jestem skrajnie wyczerpana. W ciągu 10 dni doszłam do zarodka samej siebie i być może
się rozwinę, narodzę, urosnę. Jeżeli po drodze nie dokonam aborcji. Nie wiem, czy moja matka
chciała mnie usunąć, nie pozwalał jej na to, na poziomie świadomym, nakaz religijno –moralny.
Nie wiem, co czuła, co myślała.
Wiem, że mnie nie chciała. Teraz ja muszę siebie chcieć, by się narodzić.
To rodzice zapędzili mnie do pułapki – gwałtu.
Czy dokonam aborcji, czy wyrzucę z siebie całą resztę?
Oto, Boże, moje poczęcie, co z tym uczynię?
To początek, Boże, co dalej, co jest we mnie dalej pomiędzy aborcją, gwałtem, a ostatnią
sceną bezmiłości, kiedy raniono mnie do końca i ostatecznie?
I na koniec ta psychopatka, przy której zaczęłam silniej odczuwać potrzebę czułości, zaczęłam
przełamywać lęk przed ciałem człowieka. Za kawałek czułości pozwalałam sobie na
utratę człowieczeństwa, na spełnienie aktu zniszczenia przez ponowny „gwałt”, tym razem
przez mężczyznę i kobietę.
Boże, nie, a jednak stało się.
11 lutego
Tadeuszu, „gwałciciel” okazał się w końcu łagodny, ciepły i czuły. Projektowałam na męża
Ewy, Adama – gwałciciela, po tamtym okrutnym i niszczącym gwałcie szukałam mężczyzny,
który to odwróci.
Byłam dla Ewy kochankiem, a z jej mężem – rywalami, dopóki nie stałam się kochanką
Adama na chwilę w tamten wieczór. Ona chciała tego, uczestniczyła, domagała się. Chciała
kochać się z obu kochankami naraz, projektowała na mnie mężczyznę. Chciała się z nami kochać,
by mnie poniżyć. Mnie – dawnego kochanka, bym odeszła. Już jej nie byłam potrzebna, mogła
mnie zniszczyć do końca.
Tadeuszu, czy ja to wytrzymam?
Z Adama zdjęłam projekcję gwałciciela, z matki projekcję chęci zniszczenia mnie, czyli