przez marynarzy, po prawej sklepy z pamiątkami, żerujące na turystach...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- W jakiej więc mierze obiektywny jest uzyskany przez nas opis świata, w szczególności - opis świata atomów? Fizyka klasyczna opierała się na przekonaniu (może...
- Istotne jest, iż te dokumenty obejmują okres wykraczający poza ramyczasowe działania obecnego Parlamentu, a tym samym poza okres sprawowania władzy przez...
- Chciałabym mękę waszej pracy pić przez rurkę, jak komar krew hipopotama - o ile to możli-we w ogóle - i przemieniać na moje idejki, takie piękne, takie motylki,...
- Ulice Mardecin wybrukowane były granitowymi płytami, wytartymi przez całe pokolenia stóp i kół wozów, wszystkie zaś budynki zbudowano albo z cegły, albo z...
- ver appetebat, cum Hannibal exhibernis movit; c) cum explicati-vum lub coincidens = gdy, skoro,przez to, e (z tyme trybem i cza-sem, jaki jest w zdaniu...
- czstki (przed zmierzeniem jej cech), ktra nie znajduje si nigdziew przestrzeni i czasie? Jeli za jeden obiekt uwaa to, co jestopisywane przez jeden wektor...
- Odwrci si tyem do wiata reflektora i osaniajc oczy przed blaskiem bijcym mu spod ng, sprbowa zajrze w krysztaow gbin jak przez ld, ktry skuwa jezioro...
- Przez jakiś czas obserwowałem ich i może dlatego, że byli nowi, patrzenie na nich sprawiało mi przyjemność; przy nich czułem się bezpieczny...
- 2asmienia jednostki czy dominacji nad ni, lecz w celu ochrony praw zagroonych przez inne instytucje spoeczne: Jednym z najtrudniejszych aspektw spoecznego...
- uśmierzyć bizony, gdy klatki przez dłuższy czas pozostaną odkryte?Tymczasem orszak zbliżył się do pierwszej klatki, przy której trzymało...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Chyba to tutaj zmierza nasz przyjaciel.
Samochód, za którym podążali, był teraz jedynym pojazdem w zasięgu wzro-
ku. Gdyby pojechali dalej, wcześniej czy później Litow po prostu musiałby się
zorientować, że ma ogon. Jego taksówka skręciła ostro w prawo i Kellerman do-
myślił się, że znaleźli się w Nyhavn.
Środkiem ulicy biegł długi, prosty kanał, poziom wody znajdował się znacz-
nie poniżej poziomu ulicy. Przywodził na myśl kanały w Amsterdamie. W górę
sterczał z niego las masztów. Po obu stronach jasno oświetlonych ulic, biegnących brzegami basenu, stały rzędy siedemnastowiecznych domów.
Kierowca Kellermana zasłużył sobie na suty napiwek. Zamiast skręcić w pra-
wo, w ulicę nad kanałem, pojechał prosto, minął koniec basenu i zatrzymał się
dopiero za najbliższym rogiem. Tu nie było jasno świecących lamp, wszędzie pa-
nowała ciemność.
— Musiałby nas zobaczyć. Jestem pewien, że zatrzyma się gdzieś w tej oko-
licy, a do nabrzeża ma pan stąd tylko parę kroków.
— Dziękuję — powiedział Kellerman, wręczając mu pieniądze. — Czy może
pan na mnie zaczekać? To nie potrwa długo.
Problem polegał na tym, że nie miał co zrobić z walizką. Gdyby ją zabrał, za
bardzo zwracałby na siebie uwagę. Co więcej, w razie napaści mocno ogranicza-
łaby mu ruchy, a wciąż jeszcze miał w pamięci atak na lotnisku. Broń, jakiej tam użyto, sztylet ukryty w parasolu, kojarzyła mu się silnie z metodami stosowanymi przez Bułgarów.
Pozbywszy się walizki, wrócił spacerem do rogu i wyszedł na rzęsiście oświe-
tloną ulicę. Litow wchodził po małych schodkach do domu stojącego przy samym
końcu. Sklepy z pamiątkami dla turystów po prawej, mówił kierowca. Rosjanin
wchodził do jednej z kamienic właśnie po prawej. Łatwo ją było rozpoznać nawet 90
z daleka, bo każdy dom pomalowano na inny kolor. Niezwykle pomocny zwyczaj.
Pomocne było także i to, że po ulicy przewalały się tłumy ludzi. Kellerman
przeszedł kawałek lewą stroną i ujrzawszy wiele krótkich schodków wiodących
w dół do barów w piwnicach domów, zawrócił. Obszedł koniec basenu i ruszył
prawą stroną, wzdłuż ciągu sklepików z bublami dla turystów, aż zrównał się
z domem, w którym zniknął Litow. W jaskrawym świetle ulicznych lamp odczy-
tał nazwisko wyryte wielkimi literami na mosiężnej tabliczce u szczytu schodów: Dr Benny Horn. Zlokalizował położenie bazy drugiego członka triumwiratu rzą-
dzącego Sztokholmskim Syndykatem.
Najwyższy czas na spotkanie z Luizą w hotelu Royal.
* * *
Serge Litow wszedł po schodkach przed domem w Nyhavn i z ulgą odczy-
tał nazwisko wyryte na tabliczce po prawej stronie masywnych drzwi. Nacisnął
dzwonek.
— Wchodź szybko.
Drzwi zamknęły się za nim i Litow znalazł się w zupełnej ciemności. Usłyszał
zgrzyt klucza w zamku i stuk zasuw. W następnej chwili w wąskim korytarzyku
rozbłysło światło tak silne, że zamrugał oczami. Obejrzał się szybko za siebie.
Z tyłu stała szczupła brunetka o włosach przyciętych króciutko na kształt kasku.
W ręku trzymała rewolwer.
Litow spodziewał się, że spotka się z doktorem Berlinem, człowiekiem, który
wysłał go z zadaniem spenetrowania kwatery głównej Teleskopu. Zamiast niego
ujrzał w głębi korytarza mężczyznę w jarmułce, muszce i świetnie skrojonym garniturze, co silnie kontrastowało z niechlujnym ubiorem Berlina. Mężczyzna był
ponadto starannie ogolony. Stał z rękami założonymi na wąskiej klatce piersiowej i przyglądał się Litowowi w sposób, który mocno go zirytował.
— Kim pan, u diabła, jest? — spytał obcesowo Rosjanin. — Przejechałem
kawał drogi i jestem piekielnie zmęczony.
Urwał, czując na potylicy chłodny metal lufy Walthera Soni Karnell.
— Jest pan także piekielnie źle wychowany — zauważył z zimną rezerwą
mężczyzna. — Jestem Benny Horn. To właśnie mnie z polecenia doktora Ber-
lina ma pan złożyć sprawozdanie z wykonanego zadania, bo chyba tak właśnie