ka
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- - Nazywam się Hooley Krekk i mieszkam w damuteku intendentów - zaczął...
- lata 1811 - 1812 - okres przygotowaĂą Napoleona do wojny z RosjÂąkult Napoleona obecny w myĹlach i rozmowach ludzi i nadzieja na odzyskanie...
- W ten sposób tedy w szóstym roku swego panowania zgin¹³ razemz matkÂą Antoninus, który prowadziÂł niegodny tryb Âżycia, jak to powyÂżejprzedstawiono...
- współżycia seksualnego Miłość małżeńska różni się od innych rodzajów miłości tym, że dąży do zjednoczenia zarówno fizycznego,...
- 19 W...
- Następnego ranka Frankie zapragnęła światła dzienne i towarzystwa...
- (wiadoma komu zabieranym) i potem oddał to zloto na zbudowanie kościoła we wsi...
- equations in two unknowns, represented by the 6-by-2 matrix...
- Po przydzieleniu nas do transportu automatycznie zostaliśmy zwolnieni z K,K...
- Roszak uśmiechnął się...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Joey pokraśniał.
— Jesteś podobny do twojej mamy? — zapytał Joey.
— No... tak. Jestem bardziej podobny do niej niż do taty.
— Te same ciemne oczy i ciemne włosy?
— Tak — odparł Joey. — Jak moja mama.
— Wiesz... — zaczął Conrad. — Znałem kiedyś kogoś, kto wyglądał prawie tak samo
jak ty.
— Kogo? — zapytał Joey.
— Pewną bardzo miłą kobietę.
— Ja nie wyglądam jak kobieta! — oburzył się Joey.
— Nie, nie — wycofał się pospiesznie Conrad. — Oczywiście, że nie. Ale masz ta-
kie same ciemne oczy i włosy jak ona. I jest też pewne podobieństwo w rysach twa-
rzy.Wiesz, to całkiem możliwe, że ona ma synka i to właśnie w twoim wieku. Tak. To
całkiem możliwe. Wyobrażasz sobie, co by to było, gdyby okazało się, że jesteś synem
mojej od dawna nie widzianej przyjaciółki?
Nachylił się do Joeya. Białka jego oczu miały lekko żółtawy odcień. Na ramionach
widniały drobinki łupieżu, w wąsach utkwił okruszek chleba. Jego głos zabrzmiał cie-
pło, kiedy zapytał:
— Jak ma na imię twoja mama?
Nagle Joey ujrzał w oczach obcego, coś co spodobało mu się jeszcze mniej niż wyraz
oczu albinosa. Wbił wzrok w dwa krystalicznie czyste, błękitne punkciki i odniósł wra-
żenie, że jego życzliwość była wyłącznie grą. Tak jak w filmie e Rockford files, gdzie
prywatny detektyw Jim Rockford wydawał się pozornie życzliwy, miły i przyjazny, ale
robił to tylko po to, by wyciągnąć od nieznajomego garść istotnych informacji, i to w ta-
ki sposób, by tamten nie zorientował się, że ktoś ciągnie go za język. Nagle Joey poczuł,
że ten mężczyzna próbował go omamić, dokładnie tak, jak robił to Jim Rockford.
Tyle tylko, że Jim Rockford, pomimo swej fałszywej życzliwości, był w gruncie rzeczy
porządnym, miłym facetem. Conrad zaś, ukrywający się za fasadą fałszywego uśmiechu,
wcale nie był miły. W głębi jego błękitnych oczu nie było życzliwości ani ciepła. Była
tam jedynie ciemność.
136
137
— Joey?
— Tak?
— Spytałem, jak ma na imię twoja mama.
— Leona — skłamał Joey, choć w głębi duszy nie wiedział, dlaczego nie powinien
powiedzieć prawdy. Czuł, że popełniłby niewybaczalny, największy błąd w całym swo-
im życiu. Leona była matką Tommy’ego Culpa.
Conrad popatrzył na niego surowo.
Joey chciał odwrócić wzrok, ale nie mógł.
— Leona? — zapytał Conrad.
— Tak.
— No cóż... może moja przyjaciółka zmieniła imię. Nigdy nie lubiła swego imienia.
Może to jednak jest twoja matka. A ile ona ma lat?
— Dwadzieścia dziewięć — odrzekł pospiesznie Joey, przypominając sobie, że matka
Tommy’ego Culpa wyprawiała niedawno przyjęcie urodzinowe, na którym — jak twier-
dził Tommy — goście popili się jak świnie.
— Dwadzieścia dziewięć? — spytał Conrad. — Na pewno?
— Jestem pewien — rzekł Joey. — Bo mama ma urodziny dzień przed moją siostrą,
tak że co roku wyprawiamy jedno przyjęcie po drugim. Moja siostra skończyła osiem,
a mama dwadzieścia dziewięć lat.
Zdziwił się, że kłamstwo tak łatwo przechodziło mu przez usta. Zwykle szło mu ra-
czej kiepsko. Nie był w stanie nikogo oszukać. Tym razem jednak było inaczej. Zupełnie
jakby ktoś starszy i mądrzejszy przemawiał przez niego.
Nie wiedział, skąd wzięło się w nim przekonanie, że nie wolno powiedzieć temu męż-
czyźnie prawdy. Mama nie mogła być kobietą, której poszukiwał Conrad — uważała, że
wszyscy lunaparkowcy to szumowiny i złodzieje. Jednak okłamał Conrada i miał wra-
żenie, że ktoś inny kierował jego językiem, ktoś, kto nad nim czuwał, ktoś jak... Bóg.
Była to naturalnie idiotyczna myśl. Aby sprawić Bogu przyjemność, należało zawsze
mówić prawdę. Dlaczego Bóg miałby skłaniać cię do kłamstwa?
Niebieskie oczy mężczyzny złagodniały, a gdy Joey powiedział, że jego matka ma
dwadzieścia dziewięć lat, z jego głosu znikło również napięcie.
— No cóż — oznajmił lunparkowiec. — Wygląda na to, że twoja mama to nie moja
stara przyjaciółka. Kobieta, o której myślę, powinna mieć teraz około czterdziestu pię-
ciu lat.
Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, chłopiec i nachylony w jego stronę
mężczyzna, aż w końcu Joey powiedział:
— No to... dziękuję za darmowe przepustki.
— Jasne, jasne — rzekł mężczyzna, prostując się. Najwyraźniej chłopiec zupełnie
przestał go interesować. — Przyjemnej zabawy, chłopcze. — Odwrócił się i pomaszero-
wał w kierunku Tunelu Strachu.
138
139
Joey ruszył w przeciwną stronę, by przyjrzeć się, jak robotnicy stawiają Ośmiornicę.
Później spotkanie z niebieskookim lunaparkowcem wydawało mu się równie ezo-
teryczne jak sen. Jedynie dwie różowe przepustki ze zgrabnymi podpisami Conrada
Strakera na obu z nich były dowodem na to, że zdarzenie faktycznie miało miejsce, że
nie stanowiło wytworu wyobraźni Joeya. Przypomniał sobie swój strach i to, w jaki spo-
sób oszukał nieznajomego, ale nie potrafił odnaleźć w sobie owego osobliwego odczu-
cia, które sprawiło, iż uznał kłamstwo za uzasadnioną konieczność — i zawstydził się, że
postąpił w taki, a nie inny sposób. Chyba jednak powinien był powiedzieć prawdę.
* * *
Tego wieczoru o wpół do siódmej Buzz Klemmet przyszedł po Amy do jej domu.
Był przystojnym facetem, mocno owłosionym, umięśnionym i zadziornym; podtrzy-
mywał starannie wypracowany wizerunek twardego macho. Matka spotkała się z nim
tylko raz, drugiego wieczoru, kiedy przyszedł po Amy — i nie przypadł jej do gustu.
Postępując zgodnie z obietnicą, że nie będzie się wtrącać w sprawy córki, nie powie-
działa na Buzza ani jednego złego słowa, ale Amy bez trudu dostrzegła wyraz pogar-
dy w jej oczach. Tego wieczoru matka została w kuchni i nie wychyliła nawet głowy, by
spojrzeć na Buzza.
Richie i Liz siedzieli już na tylnym siedzeniu kabrioletu vintacge GTO, należącego do
Buzza. Dach był opuszczony i kiedy tylko Buzz i Amy wsiedli, Richie powiedział: