Gold przerwał i zamyślił się...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- – Wspomniałeś o zbożu, Kaptahu – przerwałem mu...
- Mahskevic nie podniósł nawet wzroku znad swych korzennych roślin, choć przerwał wyrywanie chwastów na dość długo, by zastanowić się nad tą propozycją...
- Wyszedł z Białego Domu zasępiony, żałując, że nie zażądał przerwania terrorystycznych nalotów, które zamieniały w ruinę wszystkie znaczniejsze miasta...
- „Playboyu”, ratuj moje małżeństwo, co mam robić? Zbyszek PS I jeszcze wczoraj Magda przerwała milczenie tylko po to, żeby mi...
- Gosowanie powinno przebiega bez przerwy, midzy godzin 6 rano a 8 wieczorem...
- mu się, zanim mistrz przerwał połączenie...
- 1
- â Słuchaj â zwrócił się Szeryf do swego przybocznego â czy wśród tych dziesięciu widzisz Robin Hooda?â Niestety nie, wasza wielmożność â odparł...
- \par chrze\'9ccija\'f1skich w Egipcie...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Leyna jechała z lekkim, kpiącym uśmiechem na ustach. Kopyta końskie stukały niegłośno.
- Pierwszy raz w życiu widziałem wtedy płaczącego mężczyznę - podjął po chwili. - To był widok, jakiego nie zapomnę. Gdy rozbójnicy zabili moją matkę i siostry - ojcu ciekły po policzkach łzy. Ale to nie był płacz. Gdy Lordos, jeden z moich gwardzistów, musiał dobić ukochanego konia - policzki miał mokre. Gdy umarła mi żona i nienarodzone jeszcze dziecko - otarłem oczy rękawem. Ale to nie był płacz. A on...
Gardziłem nim, gdy rozszlochał się, rozlazł jak stara baba, dostał spazmów... Słuchać nie chciałem jego bełkotu! Powiedziałem tylko, ażeby się wynosił, bo chce mi się rzygać...
Przyszedł do mnie nazajutrz. O nie, nie przyszedł - przyjechał. Był w nowej, lamelkowej zbroi, a przy siodle kołysał mu się niezły, choć lekki topór. Najpierw ogarnęło mnie zdziwienie, potem złość, wreszcie śmiech. Ale koniec końców wysłuchałem go...
Panował nad sobą. Krótko opowiedział mi o sobie, o swej przeszłości, o nieudanym małżeństwie. Także o tym, jak podjął decyzję, by wyprzeć się całego dotychczasowego życia, pojechać do Grombelardu i zacząć wszystko od nowa. Wreszcie dowiedziałem się, że Ilara wróciła do niego, jakimś cudem odnalazła go aż w Badorze. Sama przeszła przez Góry, zupełnie, ale to zupełnie ich nie znając. Była skrajnie wyczerpana i chora. Leczył ją jakiś czarownik. I on właśnie porwał ją na Czarne Wybrzeże.
Cisza. Kopyta końskie wystukiwały nierówny rytm.
- Chciał ruszać do Kraju natychmiast, ale wytłumaczyłem mu, że nie wolno się spieszyć. W Kraju czas płynie inaczej, dziewięć razy wolniej. Ilarze nic nie grozi, przecież nie porwano jej po to, by zabić. A on, Baylay, by ją ocalić, musi się wiele, wiele nauczyć.
Uczyłem go wszystkiego, co sam umiałem, a więc szermierki, orientacji w górach, czytania śladów, polowania... Nauczyłem go też rozumieć Moc...
A potem poszedł.
Długie milczenie.
- Teraz wiesz już, pani, prawie wszystko.
- Prawie? - zapytała jakby z odcieniem kpiny.
Zagryzł wargi; nie wierzyła mu.
- Miałaś rację, list... jest fałszywy. To ja go napisałem, kiedy Baylay poszedł do Złego Kraju. Obawiałem się - i słusznie - że nie uwierzysz mi na słowo. Jak się okazało, nie uwierzyłaś nawet listowi, choć pismo mam bardzo podobne do Baya.
Milczała. Dorzucił po chwili:
- Nie powinienem był go puszczać do Kraju samego. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy poszedł. Zwlekałem, łudziłem się, że wróci. Potem wyruszyłem po ciebie. Musisz go uratować, pani.
- Więc dobrze, niech będzie, że ci wierzę - powiedziała po długiej chwili. - Ale cóż ja mogę mu pomóc, skoro nawet nie wiem... Przecież... jestem tylko kobietą.
- Wy, Dartańczycy - rzekł jakby do siebie - jesteście ślepi i głusi. Złoto, klejnoty, bale, złoto, klejnoty... Wasze umysły są ciemne, zupełnie ciemne. Nie wiecie nic o niczym, a już zupełnie nie znacie Mocy.
- No dobrze, ale co to ma do rzeczy?
- Kontakt z Mocą może nawiązać tylko czarownik lub człowiek posiadający Magiczny Przedmiot. Ale siła czarowników i Magicznych Przedmiotów jest niczym wobec siostrzanej lub braterskiej miłości. Właśnie tej i tylko tej. Dlaczego - wie chyba tylko Moc.
Poprzez mrok zajrzał jej w oczy.
- Powiedz, pani, czy kochałaś Baylaya? Czy go kochasz? Jeśli nie - możemy wracać.
Cisza.
- Ja ci po prostu nie wierzę. Nie wierzę.
Gdy zeskoczył z konia i wyciągnął do niej ręce, prawie że w nie spadła. Była nieludzko, wręcz potwornie zmęczona. Bolało ją całe ciało: nogi, plecy, kark. Powieki miała ciężkie jak ołów. Nie pamiętała prawie, jak ją zaprowadził do wynajętego na piętrze pokoju, pomógł ściągnąć buty, położył na łóżku i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wymamrotała coś niewyraźnie i przekręciła się na bok. Zasnęła natychmiast.
Gold obserwował ją przez szparę w niedomkniętych drzwiach, potem powoli zszedł na dół i oporządził konie. Nie mógł sobie pozwolić na sen, ale też nie bardzo go potrzebował. Doba spędzona w siodle znaczyła dla niego niewiele, wytrzymywał nie takie marsze. Zapewne, był zmęczony, ale przecież nie leciał z nóg.
Zbliżało się południe, zamówił więc suty posiłek i usiadł przy stoliku w kącie gospody. Dziwna rzecz, ale sala była prawie pusta. Nieczęsto tak bywało na tym szlaku.
Raźno zajął się olbrzymią sztuką mięsa, jaką mu podano na wielkim półmisku. Jedząc rozmyślał, z nieruchomym wzrokiem wbitym w niewielką gromadkę siedzących przy dużym stole podróżnych.
Czuł się zagubiony. Nie znał dotąd tego uczucia. Podejmowanie decyzji zawsze przychodziło mu łatwo, zawsze był pewny swego. Teraz nie. Ta Dartanka... Był chyba dotąd wobec niej zbyt uległy, niepotrzebnie pozwalał jej na kaprysy...