Od samego początku nasza praktyka ruszyła ostro z kopyta, mieliśmy dostatecznie dużo pracy, by jako młodzi lekarze poczuć się zadowoleni, ale i na tyle dużo,...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- W lipcu 1941 roku jako czBonek Episkopatu Polski witaB chlebem i sol oficerw niemieckich wojsk okupacyjnych, haDbic rd arystokratw polskich i Episkopat
- By moe, i tu wanie odkryjemy jeszcze dziedzin naszego wynalazku, dziedzin, w ktrej zdoby si moemy jeszcze na oryginalno, naprzykad [!] jako parodyci...
- Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- Zaistnienie filozofii jako dziedziny kultury narodowej, w ktrej nacja wyra|a swj [wiatopogld, byBo mo|liwe, pojawiB si bowiem system okre[lonych poj i metod
- Rwnoczenie kocha ono rodzica-rywala spostrzegajc go jako osob wszechpotn i wszech-wiedzc, a wic rwnie o skrytych pragnieniach dziecka...
- Polecenie traceroute zwykle jest wykorzystywane w ten sposób, jak polecenie ping – jako parametr należy podać nazwę hosta docelowego...
- pozytywistycznych, które wszelkie warianty artyzmu traktują jako instrumenty krasomówcze, a wartość słowa poetyckiego pragną mierzyć wartością...
- Rozwj fizyczny, jako proces irnian somatycznycH (anatomicznych) i funkcjonalnych (fizjologicznych) w organizmie, stwarza podstawy dla rozwoju motoryki...
- w peni zrealizowany ze wzgldu na wybuch U wojny wiatowej, to jednak podstawy prawne posuyy jako dorobek stanowicy punkt wyjcia do prac kontynuatorskich w Polsce...
- Wyobraz to sobie jako spektrum, z pozycja „Kontuzjowany” u jednego konca i pozycja „Unieruchomiony” u drugiego...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Robotnicy z fabryki byli raczej krewkiej natury, i poza wieloma naturalnymi potrzebami, musieli wyładowywać swój temperament w rozlicznych bójkach na pięści i noże, dzięki czemu mieliśmy obaj z Western pełne ręce roboty. Jednak nasze umysły pochłonięte były w głównej mierze sekretnym laboratorium, które urządziliśmy w piwnicy: było tam światło elektryczne i długi stół, na którym późną nocą składaliśmy wykopane z cmentarza okazy Westa, by wstrzyknąć im do żył rozmaite roztwory. West jak szalony prowadził szeroko zakrojone eksperymenty, usiłując wynaleźć miksturę, która na nowo pobudziłaby wszelkie funkcje życiowe organizmu, zahamowane przez proces zwany potocznie śmiercią, ale natrafiał w swych badaniach na wiele ogromnych przeszkód. Dla poszczególnych gatunków trzeba było preparować oddzielne specyfiki, to co nadawało się dla świnek morskich, nie służyło ludziom, zaś inne gatunki wymagały jeszcze większych modyfikacji.
Ciała musiały być wyjątkowo świeże, gdyż już lekki rozkład tkanki mózgowej czynił idealną reanimację niemożliwą. nie ulega wątpliwości, iż największym problemem było pozyskiwanie możliwie jak najświeższych ciał;
Węst podczas swych sekretnych badań na uczelni miał przerażające doświadczenia ze zwłokami wątpliwej świeżości. Rezultaty częściowej lub niedoskonałej animacji były bardziej przerażające, niż zupełne niepowodzenia, i obaj mieliśmy szokujące wspomnienia kilku tego typu przypadków. Poza tym, od czasu naszej pierwszej demonicznej sesji na opuszczonej farmie, na Meadow Mili w Arkham, dręczyło nas dziwne, mroczne uczucie zagrożenia, zaś West, ów spokojny, niebieskooki blondyn -okularnik, pomimo iż pod wieloma względami przypominał robota wykazującego mechanicznie naukowe czynności, zwierzał mi się często, że ma wrażenie, jakby ktoś go śledził. Owo niejasne odczucie - wywołane było przez stargane nerwy, wzmożone niezaprzeczalnie niepokojącym faktem, iż co najmniej jeden z naszych okazów wciąż jeszcze pozostawał przy życiu: owa przerażająca drapieżna istota, zamknięta w pokoju bez klamek, w zakładzie w Sefton. l był jeszcze drugi fakt: nasz pierwszy okaz, o którego losie nigdy się nie dowiedzieliśmy.
W Bolton mieliśmy szczęście; jeżeli chodzi o okazy do badań, powiodło się nam dużo lepiej niż w Arkham. Nie minął tydzień, odkąd się tam zadomowiliśmy, gdy trafiła się nam ofiara wypadku. Wykopaliśmy ją w nocy, po pogrzebie, a zanim roztwór przestał działać, otworzyła oczy, i ich wyraz wydawał się całkiem racjonalny. Straciła rękę; być może odnieślibyśmy większy sukces, gdyby ciało nie było uszkodzone.
Pomiędzy tym dniem, a styczniem przyszłego roku dokonaliśmy trzech kolejnych eksperymentów: jeden zakończył się kompletnym fiaskiem, w drugim nastąpiły zauważalne ruchy mięśni okazu, w trzecim zaś, najbardziej wstrząsającym, obiekt wyprostował się i krzyknął. Potem nastąpił raczej pechowy okres - było mniej zgonów, a jeżeli już miały miejsce, okazy były zbyt chore, lub zbyt okaleczone, by mogły służyć do naszych celów. Śledziliśmy uważnie okoliczności i przyczyny każdego ze zgonów.