– Czy to oznacza dla mnie kłopoty?Pani porucznik zaprzeczyła ruchem głowy...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- EXT REF1 SELECT lub 1106 EXT REF2 SELECT – na COMM, COMM+AI1 lub COMM*AI1...
- znalazł i któż zaręczy, czy ją znajdzie? – Prawda jest! Ale gdy Bóg go przez nasze ręce od Bohuna uwolnił i przez tyle niebezpieczeństw, przez...
- Po prawej, najbliżej ściany hangaru, stały bok w bok nowiutkie Gromy i Błyskawice – nieco mniejsze wozy bojowe przystosowane do przewozu piechoty...
- «Dlaczego więc ośmiela się podejść do kapłana za pierwszym razem, kiedy jest całkiem nieczysty, a za drugim razem – zbliżyć się nawet do...
- Polecenie traceroute zwykle jest wykorzystywane w ten sposób, jak polecenie ping – jako parametr należy podać nazwę hosta docelowego...
- Krzysztof przetarł palcami oczy i powtórzył bezdźwięcznym głosem: – Precz, precz, zabierzcie stąd tego człowieka...
- • skrzynia biegów, długa – ponieważ jest wiele szybkich partii (łuki, czasami proste), na których to właśnie dużą prędkością można sporo...
- – Zabierzesz stąd te akta, zrobisz gdzieś kopie, roześlesz część do przyjaciół i znajomych rozrzuconych możliwie po całych Stanach, a resztę ukryjesz,...
- W życiu są obecne rozmaite problemy – w związkach międzyludzkich, w pracy, w życiu osobistym...
- szczęśliwy i bezpieczny – stwierdza, że jest zadowolony, a nawet bardzo zadowolony ( Jak dobrze)...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
– Po prostu zmarzniesz w tej kiecce, siostro. Noce tu chłodne jak szlag.
– Wiesz, kim jestem i nazywasz mnie siostrą?
– Nie mnie ciebie sądzić. Komu nie zadano bólu, niech trzyma gębę zawartą na skobel – uśmiechnęła się. – Chodź. Jeśli chcesz spokoju, ten kraj, póki co, nadaje się do tego jak żaden inny.
– Wiem – powiedziała Achaja.
Harmeen podeszła do swojego konia. Wyjęła z juków skórzane spodnie, buty i ciepłą kurtkę.
– Jak daleko zamierzałaś dojechać w tych twoich sandałkach i przewiewnej kiecce? Do pierwszego kataru czy do zapalenia płuc? – Roześmiała się. – Przebieraj się.
– Tu?
– Jest ciemno. A w pobliżu same baby. – Wskazała na swój oddział. – Wybacz jedno, to wojskowa kurtka. Muszę zerwać swoje dystynkcje i odznaki pułku.
Achaja rozebrała się szybko i wciągnęła obcisłe skórzane spodnie na szelkach. Co za szczęście, że w tym wojsku służyły kobiety – szelki nie tylko nie ocierały jej niczego, ale wręcz były przystosowane do jej ciała.
– Masz trochę szerszy tyłek niż ja – mruknęła Harmeen – i większe piersi, ale powinno pasować.
Narzuciła krótką, podbitą ciepłym barankiem kurtkę wprost na gołe ciało. Potem włożyła ciepłe buty.
– Dzięki!
Harmeen lekko skinęła głową.
– Na drogach w miarę bezpiecznie, ale jakbyś chciała kord...
– Dzięki, poradzę sobie.
– Wiem, wyglądasz na taką, co sobie poradzi. Słuchaj, nie jedź gościńcem, to droga do stolicy. Jak chcesz spokoju, mając... mmmm... to coś na twarzy...? Jedź do ludzi mniej światowych. Najlepiej na wyżynę, do górali. Oni nie z tych, co dzielą włos na czworo. No i powodzenia!
Achaja odwiązała swojego konia i wskoczyła na siodło.
– Słuchaj... – wstrzymała się jeszcze. – Dlaczego to robisz?
– Po prostu mi miło, że ktoś wybrał mój kraj, bo uważa, że tu będzie wolny.
– A poważnie?
– A poważnie, to wiesz, wzięli mnie do wojska, kazali zabijać. Ale jeśli tylko wolno, jeśli regulamin wyraźnie tego nie zabrania, to można czasem być także... człowiekiem – zakpiła delikatnie.
Achaja roześmiała się na cały głos.
– Dzięki ci, człowieku! – krzyknęła, spinając konia. – Lubię twój kraj! Uwielbiam go po prostu.
Rozdział 2
W
zniesienie nie było takie znów wysokie. Koń jednak zgrzał się i spocił. Miała nadzieję, że nie przewieje go zimny wiatr. Uniosła się w strzemionach i rozejrzała wokół. Uśmiechnęła się do siebie. Dolina była piękna. Na jej dnie leżało niewielkie, niesamowicie niebieskie jezioro, otoczone przez las, który ustępował miejsca jedynie wiosce położonej nad rwącym strumieniem. Dalej były już tylko ośnieżone szczyty gór. Ruszyła w dół powoli, żeby zwierzę mogło odpocząć. Wjechała między świerki i sosny, było cicho. Okolica wydawała się zapomniana przez bogów i ludzi. Atmosfera tchnęła spokojem.
Pierwsze zaczęły szczekać psy, na długo zanim wjechała między drewniane zabudowania. Potem rozwrzeszczały się dzieci. Na końcu kilka kobiet pojawiło się w oknach. Widać obcy nie zaglądali tu często. Achaja wybrała największą chałupę, położoną trochę na uboczu, najwyraźniej należącą do jednego z bogatszych gospodarzy. Zsiadła z konia i podeszła do płotu.
– Panie! – krzyknęła.
Drzwi otworzyły się prawie natychmiast. Widać i ta rodzina obserwowała zza okien niecodziennego przybysza. Ukazał się w nich rosły góral w lśniąco białej koszuli i dość upapranych portkach.
– Jakiego pana chcecie tu najść, a?
– No... To pan jest gospodarzem?
– Ja gospodarz. – Skinął energicznie głową. – Ale jaki ze mnie pan? Jeszcze czego.
– A parobka potrzebujecie? – Achaja zmieniła formę.
– Parobczaki zawsze potrzebne. Jeno czy zdatne i co chco za robotę? – Chłop potarł brodę. – A wiela ich masz?
Achaja uśmiechnęła się. Najwyraźniej brał ją za pośrednika.
– Nie zrozumieliście mnie. Ja się chcę do pracy nająć.
– Tu?
– Tu.
– Łoj, żesz ty... A na co mnie dziewka? Córkę mam, żonę mam, to chałupę obrobio. A i zieńciowe pomagajo.
– Silna jestem.