— Z dala od Koziej Twierdzy? — powtórzyłem w zdumieniu...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Proszę pani, jeśli pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy Pięćdziesiątej Piątej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- Tak więc nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie ukształtowały się raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- Kosmonauci informowali:- Zdumiewa twardy sen mieszkańców miasta, nie reagują zupełnie na światła lamp, przy pomocy których odnajdujemy drogę w labiryncie...
- dobiegł do jej wytężonego słuchu — cichy jak brzęczenie komara daleki dzwonek, za chwilę ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- Niemniej obawiałem się wyjść z lasu — choć skądinąd było oczywiste, że prędzej albo później wyjść muszę...
- Jezusa Chrystusa, ile dokonali zdumiewajcych cudw i jak sami zostali owieceni! Czy ju dostrzegasz zwizek i peninauki modlitwy, tak mdrze przedstawionej w...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- Krzysztof przetarł palcami oczy i powtórzył bezdźwięcznym głosem: – Precz, precz, zabierzcie stąd tego człowieka...
- ciekawe i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło — zdałem sobie spra- wę, że czasami pracując mniej i krócej, można było zrobić więcej, niż...
- le jest potrzebny), niedostępnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- łącznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Było to jak nagłe ze-
rwanie kotary. Nigdy nie rozważałem podobnej możliwości. Niespodziewanie, w jednej
chwili, drogi wiodące z Koziej Twierdzy zarysowały się w moim umyśle nieprawdopo-
dobnie jasno, a zniszczone mapy, które do tej pory niechętnie studiowałem, zmieniły się w obrazy miejsc, do których mogłem zawitać. Spłynęło na mnie nagłe lśnienie.
— Tak — rzekł cicho Krzewiciel. — Opuścić Kozią Twierdzę. W miarę jak dora-
stasz, cień księcia Rycerskiego staje się coraz krótszy. Nie będzie cię chronił zawsze.
Lepiej bądź sobą, stań na własnych nogach i zacznij żyć po swojemu, zanim ci zabrak-
nie jego protekcji. Nie musisz odpowiadać mi teraz. Przemyśl to. Może porozmawiaj
o tym z Brusem.
Podał mi papier i odesłał mnie z powrotem na miejsce.
Myślałem o jego słowach, ale nie z Brusem o nich rozmawiałem. O szarej godzinie
nowego dnia Cierń i ja kucaliśmy skuleni, głowa przy głowie. Ja zbierałem czerwone
193
skorupy stłuczonego garnuszka przewróconego przez Cichosza, a Cierń ratował drobne czarne nasiona, rozsypane na wszystkie strony. Łasica przywarła na szczycie gobelinu, który uginał się pod jej ciężarem, i ćwierkała przepraszająco, ale też z lekkim rozbawie-niem.
— Te nasiona przybyły do nas aż z Kalibaru, ty chuderlawy futrzaku! — beształ ją
Cierń.
— Kalibar — powtórzyłem i wyrecytowałem jednym tchem: — dzień drogi od gra-
nicy Piaszczystych Kresów.
— Dobrze, chłopcze — mruknął Cierń z uznaniem.
— Byłeś tam kiedyś?
— Ja? O nie. Chodziło mi o to, że są z bardzo daleka. Musiałem po nie wysłać
aż do Jodłowego Grzbietu. Jest tam wielki targ, na który ściągają handlarze z całego Królestwa Sześciu Księstw, a i wielu naszych sąsiadów.
— Och. Jodłowy Grzbiet. Byłeś tam kiedyś?
Cierń namyślał się przez chwilę.
194
— Raz, a może ze dwa razy, jak byłem młodszy. Pamiętani przede wszystkim hałas.
I upał. Krainy śródlądowe są właśnie takie: zbyt suche i zbyt gorące. Cieszyłem się
z powrotu do Koziej Twierdzy.
— Czy byłeś w jakimś miejscu, które podobało ci się bardziej niż Kozia Twierdza?
Cierń wyprostował się powoli, dłonie miał pełne drobnych czarnych nasion.
— Może byś mnie po prostu zapytał wprost, zamiast owijać w bawełnę?
I tak opowiedziałem mu o propozycji Krzewiciela i o tym, jak nagle zdałem sobie
sprawę, że mapy to coś więcej niż linie i kolory. To były miejsca i możliwości, i mogłem stąd odejść i zostać kimś innym, być skrybą albo. . .
— Nie. — Cierń odezwał się cicho, lecz gwałtownie. — Nieważne, dokąd pójdziesz,
zawsze będziesz bękartem księcia Rycerskiego. Krzewiciel jest bystrzejszy, niż sądzi-
łem, ale nadal nie wszystko rozumie. Nie pojmuje całości. Widzi, że tutaj, na królewskim dworze musisz na zawsze pozostać bękartem, zawsze swego rodzaju pariasem. Ale
nie dostrzega, że korzystając ze szczodrości króla, pobierając lekcje pod jego okiem, nie stanowisz dla niego zagrożenia. Oczywiście, kryjesz się w cieniu swojego ojca. Oczywiście, on cię chroni. Ale kiedy stąd odejdziesz, będziesz potrzebował jego protekcji 195
tak samo jak teraz, a równocześnie staniesz się wielkim niebezpieczeństwem dla króla Roztropnego i dla jego dziedziców. Nie jest ci pisany wolny żywot prostego wędrownego skryby. Najpewniej któregoś ranka znaleziono by cię w jakiejś gospodzie leżącego
z poderżniętym gardłem albo dosięgłaby cię strzała gdzieś na drogach.
Przeszedł mnie zimny dreszcz.
— Dlaczego? — zapytałem cicho.
Cierń westchnął. Wysypał nasiona na talerz, lekko potrząsną dłonią, żeby odkleić
te, które przywarły do palców.
— Bo jesteś królewskim bękartem i zakładnikiem własnych więzów krwi. Na razie,
jak mówiłem, nie stanowisz zagrożenia dla króla. Jesteś na to za młody, a poza tym król ma cię tutaj na oku. Ale on patrzy w przyszłość. Czasy są niespokojne. Zawyspiarze ro-bią coraz śmielsze wypady na nasze ziemie. Lud nabrzeżny zaczyna utyskiwać. Mówi
się, że potrzebujemy więcej łodzi patrolowych i więcej okrętów wojennych, by odpła-
cać pięknym za nadobne. Cóż, księstwa śródlądowe nie chcą brać udziału w fundowaniu
statków, szczególnie okrętów, które mogłyby doprowadzić do wybuchu regularnej woj-
ny. Skarżą się, że król myśli tylko o wybrzeżu, a o ich interesy nie dba. Na dodatek lud 196
gór coraz bardziej niechętnie udostępnia nam górskie przejścia. Opłaty handlowe rosną z miesiąca na miesiąc, więc kupcy także się skarżą. Na południu, w Piaszczystych Kre-sach i dalej nastała susza; czasy są ciężkie. Ludzie tam wyrzekają, zupełnie jak gdyby król albo książę Szczery byli odpowiedzialni także i za to. Książę Szczery jest świetnym kompanem do kielicha, ale nie jest ani takim żołnierzem, ani dyplomatą jak jego starszy brat, książę Rycerski. Woli polować na króliki albo słuchać minstreli przy kominku, niż podróżować zimowymi drogami w czas surowej pogody tylko po to, by zacieśnić kon-takty z innymi państwami. Wcześniej czy później, jeśli nic się nie zmieni, ludzie zaczną się rozglądać i mówić: „Po co robić tyle szumu o bękarta? Książę Rycerski powinien
powrócić do władzy; on by szybko położył kres temu wszystkiemu. Może jest trochę
sztywny, jeśli chodzi o maniery, ale w końcu robił swoje i nie pozwalał, by uciskali nas obcy”.
— Więc książę Rycerski mógłby jednak zostać królem? — spytałem wstrząśnięty.
Zacząłem sobie wyobrażać jego triumfalny powrót do Koziej Twierdzy, nasze spotkanie
i. . . i co potem?
Cierń najwyraźniej czytał w mojej twarzy niczym w otwartej księdze.
197
— Nie, chłopcze. To zupełnie nieprawdopodobne. Nawet gdyby cały lud tego żą-
dał, wątpię, by książę Rycerski otrząsnął się z więzów, które sam na siebie nałożył, lub sprzeciwił się woli króla. Ale coraz częściej słychać narzekania i utyskiwania, a to zazwyczaj prowadzi do zamieszek i ogólnie rzecz biorąc tworzy klimat fatalny dla bę-
karta, który by sobie do woli wędrował dokąd oczy poniosą. Została ci wyznaczona rola i musisz ją odegrać. Albo będziesz narzędziem króla, albo trupem.
— Narzędzie króla, rozumiem. — Ogarnęło mnie przygnębienie. Moje marzenia
o błękitnych niebiosach wznoszących się nad żółtymi drogami, gdzie podróżowałbym