kiedy usłyszałem pukanie do drzwi...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- – Kiedy tylko dotrzemy tam, gdzie majÄ… w miarÄ™ rozwiniÄ™ty przemysĹ‚ – dodaĹ‚ po chwili – bÄ™dziemy musieli sprawić sobie trochÄ™ odtylcowych...
- Kiedy robisz to…82… IDE robi to83Skąd się biorą programy84IDE pomaga Ci kodować86Kiedy zmieniasz coś w IDE, zmieniasz...
- Szli w zupełnej ciszy, w milczeniu pokonywali zalaną martwym światłem drogę, a kiedy po forsownym marszu doszli do Hali Pisanej, zatrzymali się bez...
- Kiedy Canan przejął zarządzanie codziennymi operacjami magazynu, Lovejoy jeszcze bardziej skupił swą uwagą na rekrutacji, sprowadzając ostatecznie jeszcze...
- Ed siedział właśnie przy biurku w rogu swojego salonu sprzedaży żując pierwsze tego dnia cygaro, kiedy zobaczył dwóch mężczyzn w roboczych koszulach i...
- «Dlaczego wiÄ™c oĹ›miela siÄ™ podejść do kapĹ‚ana za pierwszym razem, kiedy jest caĹ‚kiem nieczysty, a za drugim razem – zbliĹĽyć siÄ™ nawet do...
- Skacz, dziecko, skacz! Od kiedy moja córka Zara umiała już bez pomocy stanąć na stole, na którym zmieniano jej pieluszki, bawię się z nią w...
- nizujących poglądach na temat oczyszczenia i poznania prawdy? Istotnie, kiedy czytamy o tym, co według Pseudo- Dionizego znaczy oczyszczenie napotykamy w...
- Nie masz też,nie masz żadnego w tym cudu,Kiedy raz na dno,pod obłoki drugiLatając,musi nadweredzić fugi;Wpadszy w najgłębsze na ostatek...
- Dokładnie w tym samym momencie pociąg silnie zarzucił i Harry rozpaczliwie jął wymachiwać rękoma, kiedy potworna ziejąca w dole czerń ruszyła mu na spotkanie...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Powlokłem się do przedpokoju
i otworzyłem. Vidal, wystrojony w jeden ze swoich nieskazitelnych
garniturów z włoskiego jedwabiu, zapalał papierosa w nimbie świat-
ła, które tylko Vermeer mógłby wymalować.
-Żyjesz jeszcze, czy rozmawiam z duchem?
-Nie przyjechał pan z Villi Helius, by prawić mi podobne komplementy.
-Nie, przyjechałem, bo dwa miesiące temu słuch po tobie zaginął i martwiłem się o ciebie. Dlaczego nie założysz sobie telefonu
w tym mauzoleum, jak normalny człowiek?
-To nie dla mnie. Lubię widzieć twarz swojego rozmówcy i żeby
on widział mnie.
-Akurat w twoim przypadku nie jest to najlepszy pomysł. Prze-
glądałeś się ostatnio w lustrze?
-Na pewno nie robię tego tak często jak pan.
-W kostnicy Hospital Clinico są trupy, które wyglądają o wiele
lepiej niż ty. Ubieraj się!
-Po co?
-Zabieram cię na przejażdżkę.
Vidal okazał się głuchy na moje wykręty. Pociągnął mnie za sobą do
zaparkowanego na rogu Born samochodu i kazał Manuelowi ruszać.
- Dokąd jedziemy?
-Niespodzianka.
Przejechaliśmy całą Barcelonę i dotarłszy do alei Pedralbes, zaczęliśmy piąć się pod górę. Kilka minut później ujrzeliśmy Villę
Helius; światło bijące ze wszystkich okien otaczało dom złotą obwódką. Vidal nie odzywał się, tylko uśmiechał tajemniczo. Wszedłem do domu za nim, a on zaprowadził mnie do salonu. Czekała
tam grupa osób, które, zobaczywszy mnie, zaczęły bić brawo. Był
don Basilio i Cristina, Sempere ojciec i syn, moja dawna nauczycielka, dońa Mariana, i paru autorów z wydawnictwa Barrido i Escobillas, z którymi zdążyłem się zaprzyjaźnić, Manuel, który przyszedł za
nami, jakieś kochanki Vidala. Don Pedro podał mi kieliszek szampana i uśmiechnął się.
- Wszystkiego najlepszego w dniu twoich dwudziestych ósmych
urodzin, Davidzie.
Na śmierć o nich zapomniałem.
Po kolacji przeprosiłem na chwilę gości i wyszedłem do ogrodu
zaczerpnąć świeżego powietrza. Rozgwieżdżone niebo delikatnie
srebrzyło drzewa. Nie upłynęła nawet minuta, kiedy usłyszałem za
sobą kroki i odwróciłem się, by dostrzec ostatnią osobę, którą spodziewałem się zobaczyć: Cristinę Sagnier. Uśmiechnęła się do mnie,
jakby przepraszała za najście.
-Pedro nie wie, że wyszłam za panem - zagadnęła.
Zauważyłem, że nie nazywała go już don Pedro, ale udawałem,
że nic mnie to nie obchodzi.
-Chciałabym z panem porozmawiać - powiedziała. - Ale nie
w tej chwili. I nie tutaj.
Nawet ciemności ogrodu nie mogły zamaskować mojego zakłopotania.
-Możemy spotkać się jutro? - zapytała. - Obiecuję, że nie zabiorę
panu dużo czasu.
-Pod jednym warunkiem - odparłem. - Że już nigdy nie będzie
się pani do mnie zwracać per "pan". Przez te urodziny czuję się już
dostatecznie stary.
Cristina uśmiechnęła się.
-Zgoda. Ale pan też będzie mi mówił po imieniu.
-To moja specjalność. Gdzie mielibyśmy się umówić?
-Może u ciebie w domu? Nie chcę, żeby nas ktoś zobaczył ani
żeby Pedro dowiedział się, że ze mną rozmawiałeś.
-Jak sobie życzysz.
Cristina uśmiechnęła się, zadowolona.
-Więc jutro? Może być po południu?
-Jak ci wygodniej. Wiesz, gdzie mieszkam?
-Mój ojciec wie.
Pochyliła się i delikatnie ucałowała mnie w policzek.
-Wszystkiego najlepszego, Davidzie.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, rozpłynęła się w mrokach
ogrodu. Kiedy wróciłem do salonu, już jej tam nie było. Vidal obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem z drugiego końca salonu i dopiero kiedy uświadomił sobie, że na niego patrzę, uśmiechnął się.
Godzinę później Manuel, za zgodą Vidala, zaoferował się, że
odwiezie mnie do domu hispano-suizą. Usiadłem obok niego, jak
zawsze, kiedy jeździliśmy tylko we dwóch, a on instruował mnie
w sztuce prowadzenia samochodu, a czasem nawet, nic nie mówiąc Vidalowi, pozwalał mi usiąść za kierownicą. Tej nocy szofer
wydał mi się bardziej markotny niż zwykle. Nie otworzył ust aż
do samego centrum. Zauważyłem, że schudł i wyraźnie się postarzał.
-Czy coś się stało, Manuelu? - zapytałem.
Szofer wzruszył ramionami.
-Nic takiego.
-Coś jednak pana gryzie.
-Kłopoty ze zdrowiem. W moim wieku nic już nie jest proste.
Ale nie martwię się o siebie. Martwię się o córkę.
Nie wiedziałem, co mam powiedzieć.
-Wiem, że pan ją lubi. Moją Cristinę. Ojciec widzi takie rzeczy.
Przytaknąłem w milczeniu. Nie odzywaliśmy się aż do chwili, kie-
dy Manuel zatrzymał samochód u wylotu ulicy Flassaders. Podał mi
rękę i jeszcze raz pogratulował z okazji urodzin.
-Gdyby coś mi się stało - powiedział - pan jej pomoże, prawda?
Zrobi pan to dla mnie?
-Oczywiście, Manuelu. Ale co miałoby się panu stać?
Szofer pożegnał się ze mną z uśmiechem. Patrzyłem, jak wsiada
do samochodu i powoli odjeżdża. Nie miałem całkowitej pewności,
ale przysiągłbym, że po milczącej jeździe teraz mówi do siebie.
11
aż do rana krążyłem po całym mieszkaniu, sprzątając, doprowadzając wszystko do ładu, wietrząc i odkurzając kąty i przedmioty, o których nawet nie pamiętałem, że w ogóle
istnieją. Pędem pobiegłem na targ, do kwiaciarni, a kiedy wróciłem,
taszcząc pęki róż, uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, gdzie
schowałem wszystkie wazony. Ubrałem się, jakbym miał starać się
o pracę. Recytowałem na wszelkie sposoby kretyńsko brzmiące formułki powitalne. Przyjrzałem się sobie w lustrze i stwierdziłem, że Vidal
miał rację, bo wyglądałem jak wampir. Na ostatek spocząłem w fotelu,
w galerii, z książką w ręku. Przez dwie godziny siedziałem ze wzrokiem
wbitym w pierwszą stronę. Wreszcie, punktualnie o czwartej, usłyszałem dobiegające ze schodów kroki Cristiny i skoczyłem na równe nogi.
Kiedy zapukała do drzwi, ja już tam stałem całą wieczność.
-Witam, Davidzie. Przyszłam w nieodpowiedniej porze?
-Nie, nie, skądże znowu. Zapraszam do środka.