— Taki pojedynek może zwrócić uwagÄ™ mieszkaÅ„ca wieży...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — ProszÄ™ pani, jeÅ›li pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy PięćdziesiÄ…tej PiÄ…tej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- Tak wiÄ™c nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie uksztaÅ‚towaÅ‚y siÄ™ raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- dobiegÅ‚ do jej wytężonego sÅ‚uchu — cichy jak brzÄ™czenie komara daleki dzwonek, za chwilÄ™ ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- Niemniej obawiaÅ‚em siÄ™ wyjść z lasu — choć skÄ…dinÄ…d byÅ‚o oczywiste, że prÄ™dzej albo później wyjść muszÄ™...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- ciekawe i co mnie osobiÅ›cie bardzo zaskoczyÅ‚o — zdaÅ‚em sobie spra- wÄ™, że czasami pracujÄ…c mniej i krócej, można byÅ‚o zrobić wiÄ™cej, niż...
- le jest potrzebny), niedostÄ™pnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- Å‚Ä…cznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- — Od dawna panowaÅ‚o przekonanie, że rzeka Nil wypÅ‚ywa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- mogÅ‚a umknąć uwagi czatowników pilnujÄ…cych granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać siÄ™ w gÅ‚Ä…b terenów Armektu...
- 2 — GÅ‚odna kotka 33 - Åšwietnie siÄ™ dogadujecie - stwierdziÅ‚ kiedyÅ›, jeszcze w próbnym okresie Maryjkowego panowania...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Jeżeli dostrzeże jednego wroga, czyż nie poszuka innych? Szukajmy tego, kogo musimy znaleźć, póki’jeszcze czas. — Kiedy jako ostatnia odwróciÅ‚a siÄ™, by odejść, usÅ‚yszaÅ‚a w myÅ›li gÅ‚os Pehnane’a.
— Szukaj, daleka krewniaczko, i oby Å‚oÅ› ci sprzyjaÅ‚. Ci, do których odejdÄ™, bÄ™dÄ… pamiÄ™tać o dzieciÄ™ciu z ich rodu.
Ruszyła biegiem, chcąc wyzbyć się uczucia, że opuszcza przyjaciela w potrzebie.
Nad rzeką dowódca drużyny zgromadził swoich lodzi. Wszyscy byli ranni, ale chcieli nadal walczyć. Przyjrzał się niebu i spochmurniał. Jego pan miał nadzieję, że jakieś niezwykłe zjawisko da im znak, iż mieszkaniec wieży poniósł kieskę. Wiedział, że żołnierze i Kepliamce powalczą jeszcze jakiś czas, lecz dalsze przedłużanie potyczki skończy się śmiercią wszystkich. Spróbuje jednak kilku podstępów.
Wydał rozkazy. Keplianice wycofały się biegiem. Jego zaś ludzie rozbiegli się w rzekomym popłochu, kierując się ku szczelinom w ziemi. Przeskoczyli przez nie, a zażarte rasti nie zauważywszy przeszkód powpadały do wewnątrz. Już się stamtąd nie wydostały. Manewr z powodzeniem powtórzono dwukrotnie.
Tymczasem w wieży toczyła się inna walka. Rywalizowały ze sobą moc i zwykła siła fizyczna. Kepliański ogier stanął dęba, krzycząc wściekle na innego ogiera. Moce rozjarzyły; się i starły między nimi. Przeciwnicy byli godni siebie. No cóż, będą więc walczyć na dawną modłę. Skoczyli ku sobie, wyciągając szyje i obnażając zęby, by szarpać i kąsać. Pehnane rozerwał ucho przeciwnika. Trysnęła krew. Drugi Keplian zarżał gniewnie, uderzając ostrymi jak brzytwy przednimi kopytami. Świecący szkarłatny strumyk jął się sączyć ze zranionego ucha. Niebieski płomień popłynął z draśniętego barku. Zwarli się, wymierzając sobie kopniaki, a potem znów się rozdzielili. Teraz wróg chwycił Pehnane’a za gardło, ale nim zdążył zacisnąć zęby, ten odrzucił go kopnięciem. Spotkali się na środku pomieszczenia niczym oszaleli zapaśnicy. Podnosząc się, osuwając, chwytając, by zaraz potem puszczać, pozostawiali zakrwawione płomienie tam, gdzie trafiły zęby i kopyta. Nieprzyjaciel dwukrotnie trafił Pehnane’a w okolice nerek, a taki cios, byle dostatecznie silny, mógł uśmiercić. Lecz za każdym razem niebieskooki Keplian uchylał się lekko i jego przeciwnik nie osiągał zamierzonego rezultatu. Pulsująca ogniem krew szkarłatnookiego ogiera spływała mu po przednich nogach. Słabł i wiedział o tym.
Teraz Kepliany jednoczeÅ›nie wspięły siÄ™ dÄ™ba, usiÅ‚ujÄ…c dosiÄ™gnąć i przegryźć gardÅ‚o przeciwnika. Obu siÄ™ nie powiodÅ‚o i opadÅ‚y znów na ziemiÄ™, wierzgajÄ…c zawziÄ™cie. Niebieski pÅ‚omieÅ„ przeoraÅ‚ pierÅ› Pehnane’a. On również traciÅ‚ siÅ‚y, lecz w jego niebieskich oczach nie byÅ‚o lÄ™ku. Dlatego wÅ‚aÅ›nie pozostaÅ‚: żeby stawić czoÅ‚o współplemieÅ„cowi, który wybraÅ‚ Moce CiemnoÅ›ci, a za swego pana sÅ‚ugÄ™ Wiecznego Mroku. UchyliÅ‚ siÄ™, udajÄ…c sÅ‚abość. Drugi Keplian zarżaÅ‚ triumfujÄ…co, stajÄ…c dÄ™ba, by zadać Å›miertelny cios. Pehnane cofnÄ…Å‚ siÄ™ w bok, a kiedy jego przeciwnik straciÅ‚ równowagÄ™, wysunÄ…Å‚ pokrytÄ… niebieskimi pÅ‚omieniami gÅ‚owÄ™ do przodu i chwyciÅ‚ tamtego za gardÅ‚o. Resztkami siÅ‚ zacisnÄ…Å‚ zÄ™by na tÄ™tnicy szyjnej. Nieprzyjaciel spróbowaÅ‚ siÄ™ poderwać, szarpnÄ…Å‚ caÅ‚ym ciaÅ‚em. Daremnie — ugięły siÄ™ pod nim nogi. SzkarÅ‚atne Å›wiatÅ‚o zgasÅ‚o w jego oczach, kiedy waliÅ‚ siÄ™ na posadzkÄ™. ZapiekÅ‚a nienawiść zapÅ‚onęła w ostatnim spojrzeniu. Wyboru dokonaÅ‚ dawno temu; nie wyrazi wiÄ™c skruchy umierajÄ…c.
Pehnane wspiął się nad nim niemal pionowo i wymachując przednimi kopytami zawołał bezgłośnie. W odpowiedzi otoczyło go srebrzyste światło, potem zmieniło barwę na złotą i oto nagle znalazł się pod gołym niebem. Czekali na niego ci, których ukochał najbardziej. W ostatnim wysiłku ruszył chwiejnym krokiem. Poczuł na sobie ich dłonie. Światło zgasło w wielkiej sali, kiedy brama zatrzasnęła się za rannym Keplianem. Ciało jego przeciwnika zamieniło się w czarny dym i rozwiało. Zadanie zostało wykonane.
Wieża zadrżała, kiedy jej sługa zginał. Niebieski blask pomknął wokół dachu. Dostrzeżono go hen, daleko nad rzeką. Dowódca drużyny ściągnął wodze i cofnął kosie przed ogarniętymi żądzą krwi rasti. Podniósł głos:
— Cofnąć siÄ™! Cofnąć!
Wszyscy wycofali się na pewną odległość od zwierząt, z którymi walczyli. Potem oficer machnięciem ręki wskazał na wieżę.
— To znak. Nasze zadanie skoÅ„czone. Musimy odgonić te stwory od rannych. — WydaÅ‚ odpowiednie rozkazy. Kiedy niezdolni do walki ranni ruszyli w górÄ™ zbocza, rasti zawarczaÅ‚y. Nie pozwolÄ… odebrać sobie zdobyczy.
Daleko w wieży sługa Ciemności zorientował się, że grozi mu niebezpieczeństwo. Przestał atakować głupców, którzy walczyli wbrew jego rozkazom. Kiedy wycofał się z ich mózgów, rasti zawahały się i cofnęły nieco. Ich szał wynikał po części z reakcji na myślowy atak pana. Bardzo powoli, krok za krokiem dowódca drużyny odciągał swoich żołnierzy. Zbyt szybki bowiem lub niezdarny ruch mógł mimowolnie skłonić rasti do podjęcia walki na nowo. Później krwiożercze zwierzęta zawróciły w stronę swych legowisk.
Wówczas Hapwold rozkazał pośpiech swoim wojownikom. Keplianice oddzieliły się od jeźdźców i ruszyły z powrotem do domu. Dwie nigdy nie wrócą, jak również czterej Indzie, którzy polegli w boju. Wrogowie zapłacili za to rzeką krwi. Trudno byłoby żądać czegoś więcej.
Ludzie skierowali się do podgórza. Tam rozbili obóz. się opatrywaniem ran, podczas gdy woda gotowała się w: bryku, a gulasz dusił w kotle.
Keplianice powoli, z trudem, wspięły się górskim szlakiem. ^ W kanionie powitały je dzieci i przyjaciółki. Tylko dwa; źrebięta z rozdzierającym rżeniem biegały w poszukiwaniu; poległych matek. Otoczyły je pozostałe klacze. Runy strzegące i wejścia do wąwozu płonęły. Koło się zamknęło. Kepliańskie klacze i źrebięta stały w zdumieniu patrząc na siebie niebieskimi oczami.
Mieszkaniec Ciemnej Wieży wytężył swoją moc. Wróg był wewnątrz! Zamordowali mu sługę, ale nie zwyciężą!