— Tak jest, biaÅ‚y! Jaki pan sprytny! Wydaje mi siÄ™, że ci, którzy projektujÄ… te ukÅ‚adanki, sÄ… zÅ‚oÅ›liwi...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — ProszÄ™ pani, jeÅ›li pojedzie pani do siedziby detektywów Dystryktu Zachodniego przy PięćdziesiÄ…tej PiÄ…tej i Pine, gdzie podpisze pani dokument...
- Tak wiÄ™c nie można też ustalić, czy pewne rodzaje literackie uksztaÅ‚towaÅ‚y siÄ™ raczej pod naciskiem zjawisk realnych, czy raczej — norm kulturowych jako...
- dobiegÅ‚ do jej wytężonego sÅ‚uchu — cichy jak brzÄ™czenie komara daleki dzwonek, za chwilÄ™ ponowny • dzwonek, już bliżej, potem stukot...
- Niemniej obawiaÅ‚em siÄ™ wyjść z lasu — choć skÄ…dinÄ…d byÅ‚o oczywiste, że prÄ™dzej albo później wyjść muszÄ™...
- par³ margraf — ale nie jeno przeto, jeno ¿e przez Odrê³acniej siê przeprawiæ, w górnym biegu...
- ciekawe i co mnie osobiÅ›cie bardzo zaskoczyÅ‚o — zdaÅ‚em sobie spra- wÄ™, że czasami pracujÄ…c mniej i krócej, można byÅ‚o zrobić wiÄ™cej, niż...
- le jest potrzebny), niedostÄ™pnej dla użytkowników i przeznaczonej wy- Å‚Ä…cznie na potrzeby administratora, — skonfigurowanie portów...
- wyreperowaÅ‚ dach i Å›ciany, wybiÅ‚ otwory i wstawiÅ‚ okna, żeby byÅ‚ przewiew — zmieniÅ‚ caÅ‚e pomieszczenie tak, że wyglÄ…daÅ‚o prawie jak mieszkanie...
- — Od dawna panowaÅ‚o przekonanie, że rzeka Nil wypÅ‚ywa z wielkich jezior leżących u stóp Gór Księżycowych[46]...
- mogÅ‚a umknąć uwagi czatowników pilnujÄ…cych granicy — i niepostrzeżenie prze- dostać siÄ™ w gÅ‚Ä…b terenów Armektu...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Robią co mogą, żeby nas oszukać.
Ułożyła jeszcze jedną cząstkę i podsumowała:
— Wie pan, panie Poirot, przyglÄ…dam siÄ™ panu przez ostatnie dni. ChciaÅ‚am zobaczyć, jak pan pracuje, jeżeli rozumie pan, co mam na myÅ›li… Brzmi to jakbym nie miaÅ‚a serca i traktowaÅ‚a to morderstwo jak zabawÄ™. Ale tak nie jest. Och, dobry Boże, ile razy o tym myÅ›lÄ™, dreszcz mnie przechodzi. PowiedziaÅ‚am dziÅ› rano mężowi, że muszÄ™ stÄ…d wyjechać. Mój mąż sÄ…dzi, że teraz kiedy rozprawa wstÄ™pna już siÄ™ odbyÅ‚a, możemy natychmiast stÄ…d wyjechać. To byÅ‚oby wspaniaÅ‚e. A tak a propos Å›ledzenia, bardzo chciaÅ‚abym poznać paÅ„skie metody… czuÅ‚abym siÄ™ uprzywilejowana, gdyby mógÅ‚ mi pan je wyjaÅ›nić.
— Jest to trochÄ™ podobne do pani ukÅ‚adanki, madame, — rzekÅ‚ Herkules Poirot. — Dopasowuje siÄ™ do siebie kawaÅ‚ki mozaiki, dobiera siÄ™ kolory… i nagle okazuje siÄ™, że coÅ›, co każdy uważa za futrzany dywanik, jest ogonem kota.
— Jakie to ciekawe! Och, potrafi pan cudownie wyjaÅ›nić. A czy wiele jest tych kawaÅ‚ków, panie Poirot?
— Tak, madame. Prawie każdy w tym hotelu daÅ‚ mi jakiÅ› fragment do mojej ukÅ‚adanki. Pani także, miÄ™dzy innymi.
— Ja? — pisnęła podniecona pani Gardener.
— Tak, pewna uwaga pani byÅ‚a niezwykle pomocna. MógÅ‚bym powiedzieć, że oÅ›wieciÅ‚a mnie.
— Ach, czy to nie cudowne! Czy może pan mi powiedzieć coÅ› jeszcze, panie Poirot?
— WyjaÅ›nienia, madame, zachowam do ostatniego rozdziaÅ‚u.
— Szkoda — szepnęła pani Gardener.
V
Herkules Poirot zapukał delikatnie do drzwi pokoju kapitana Marshalla. Wewnątrz słychać było stuk maszyny do pisania.
Z pokoju dobiegÅ‚o krótkie: — ProszÄ™ wejść! — I Poirot wszedÅ‚.
Kapitan Marshall był odwrócony do niego plecami. Siedział przy stoliku ustawionym pomiędzy oknami. Nie odwrócił głowy, ale oczy jego spotkały się z oczami Poirota w lustrze wiszącym na ścianie tuż nad maszyną do pisania.
— Tak, panie Poirot? O co chodzi? — spytaÅ‚ niecierpliwie.
— TysiÄ…ckrotnie przepraszam za natrÄ™ctwo. Czy jest pan zajÄ™ty?
— Raczaj tak — odparÅ‚ Marshall.
— ChciaÅ‚bym panu zadać jedno krótkie pytanie — rzekÅ‚ Poirot.
— Mój Boże, mam już po uszy odpowiadania na pytania. PrzesÅ‚uchiwaÅ‚a mnie już policja. Nie widzÄ™ koniecznoÅ›ci rozmawiania z panem.
— Mam tylko jedno proste pytanie: czy przed poÅ‚udniem w dniu Å›mierci paÅ„skiej żony kÄ…paÅ‚ siÄ™ pan w wannie po ukoÅ„czeniu pisania na maszynie, zanim poszedÅ‚ pan grać w tenisa?
— Czy siÄ™ kÄ…paÅ‚em? Nie, oczywiÅ›cie, że siÄ™ nie kÄ…paÅ‚em. GodzinÄ™ wczeÅ›niej kÄ…paÅ‚em siÄ™ w morzu!
— DziÄ™kujÄ™, to wszystko — powiedziaÅ‚ Herkules Poirot.
— Ale niech pan… Och… — Marshall urwaÅ‚ niezdecydowanie.
Poirot wyszedł zamykając cicho drzwi.
— Ten facet zwariowaÅ‚! — zawoÅ‚aÅ‚ Kenneth Marshall.
VI
Przed barem Poirot spotkał pana Gardenera. Ten ostatni niósł dwa cocktaile i najwyraźniej zmierzał ku żonie zajętej łamigłówką. Na widok Poirota uśmiechnął się wesoło:
— PrzysiÄ…dzie siÄ™ pan do nas, panie Poirot? Poirot przeczÄ…co pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… i zapytaÅ‚:
— Co pan sÄ…dzi o rozprawie wstÄ™pnej, panie Gardener?
Pan Gardener zniżył głos.
— Wydaje mi siÄ™ dość niewyraźna. Policja musi mieć coÅ› w zanadrzu.
— Możliwe — powiedziaÅ‚ Poirot.
Pan Gardener jeszcze bardziej zniżył głos.
— BÄ™dÄ™ szczęśliwy, kiedy wywiozÄ™ stÄ…d żonÄ™. Ona jest bardzo, bardzo wrażliwa, a ta afera caÅ‚kiem rozstroiÅ‚a jej nerwy.
— Czy pozwoli pan, panie Gardener — poprosiÅ‚ Poirot — że zadam panu jedno pytanie?
— Ależ oczywiÅ›cie. ChÄ™tnie panu pomogÄ™.
— Jest pan czÅ‚owiekiem Å›wiatowym… czÅ‚owiekiem, jak sÄ…dzÄ™, bardzo bystrym. Dlatego ciekaw jestem pana opinii o zmarÅ‚ej pani Marshall.
Zaskoczony Gardener rozejrzał się ostrożnie dokoła i rzekł półgłosem.
— No cóż, panie Poirot, sÅ‚yszaÅ‚em co nieco. Różne tu krążyÅ‚y plotki, szczególnie wÅ›ród kobiet. Ale skoro chce pan znać mojÄ… opiniÄ™, to powiem panu, że moim skromnym zdaniem ta kobieta byÅ‚a niesÅ‚ychanie gÅ‚upia.
— To bardzo interesujÄ…ce — mruknÄ…Å‚ w zamyÅ›leniu Herkules Poirot.
VII
— Teraz moja kolej, prawda? — zagadnęła Poirota Rosamund.
— Pardon!
Roześmiała się.
— ParÄ™ dni temu komendant policji bawiÅ‚ siÄ™ w inkwizytora, a pan mu tylko towarzyszyÅ‚. Dzisiaj, jak mi siÄ™ wydaje, prowadzi pan wÅ‚asne nieoficjalne dochodzenie. ObserwowaÅ‚am pana. Najpierw pani Redfern, później mignÄ…Å‚ mi pan w oknie salonu, gdzie pani Gardener pracuje nad swojÄ… obrzydliwÄ… ukÅ‚adankÄ…. Teraz przyszÅ‚a moja kolej.
Herkules Poirot usiadł obok Rosamund. Znajdowali się na Słonecznej Krawędzi. W dole, pod nimi, lśniła głęboka zieleń morza, przechodząca dalej od brzegu w oślepiający błękit.
— Jest pani bardzo inteligentna, mademoiselle — rzekÅ‚ Poirot. — ZauważyÅ‚em to od razu, kiedy tylko przybyÅ‚em. ChÄ™tnie przedyskutowaÅ‚bym z paniÄ… tÄ™ sprawÄ™.
— Chce pan wiedzieć, co myÅ›lÄ™ o tym wszystkim? — spytaÅ‚a cicho Rosamund Darnley.
— ByÅ‚oby to niezwykle interesujÄ…ce.
— MyÅ›lÄ™, że w rzeczywistoÅ›ci wszystko jest bardzo proste. Przyczyna leży w przeszÅ‚oÅ›ci tej kobiety.
— PrzeszÅ‚oÅ›ci? Nie teraźniejszoÅ›ci?
— Niekoniecznie w bardzo odlegÅ‚ej przeszÅ‚oÅ›ci. ProszÄ™ tylko pomyÅ›leć: Arlena Marshall byÅ‚a atrakcyjna dla mężczyzn, fatalnie atrakcyjna. Bardzo możliwe, że szybko siÄ™ nimi nużyÅ‚a. WÅ›ród jej… wielbicieli, pozwoli pan, że użyjÄ™ tego sÅ‚owa… byÅ‚ ktoÅ›. kogo boleÅ›nie to dotknęło. Niech mnie pan źle nie zrozumie, nie musi być to ktoÅ›, kogo widać na milÄ™. Najpewniej jakiÅ› spokojny czÅ‚owieczek, próżny i wrażliwy, jeden z tych, co dÅ‚ugo pamiÄ™tajÄ… urazy. MyÅ›lÄ™, że dotarÅ‚ za niÄ… aż tutaj, zaczekaÅ‚, póki nie nadeszÅ‚a sposobność, i zabiÅ‚ jÄ….
— Chce pani powiedzieć, że byÅ‚ to ktoÅ› z zewnÄ…trz, ktoÅ›, kto przybyÅ‚ na wyspÄ™?
— Tak. Prawdopodobnie ukrywaÅ‚ siÄ™ w tej grocie, póki nie pojawiÅ‚a siÄ™ szansa.
Poirot z powątpiewaniem potrząsnął głową.
— SÄ…dzi pani, że udaÅ‚aby siÄ™ na spotkanie z odrzuconym wielbicielem? Nie, wyÅ›miaÅ‚aby go i nie poszÅ‚a.