- Czarujące! - wykrzyknęła pani Ingebrigtsen...
Serwis znalezionych hasełOdnośniki
- Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
- — Gdy przyjechałem, była pani na dole?— Tak...
- Czemu więc płakała? Obawiał się jednak, Ŝe jeśli będzie próbował nalegać, tylko - Nie musi mi pani od razu odpowiadać –uspokoił ją...
- Pani Hunter regularnie co miesic wystawiaa czeki za swj pobyt w klinice; bez mrugnicia wasnorcznie wpisywaa odpowiednie sumy, mimo e czasami nawet...
- - Pani Weronika, na Czarnomorskiej dwadzieścia siedem mieszka, piąte piętro, mieszkania osiemnaście...
- Podszed wprost do Nataszy wpatrujc si w ni uporczywie i powiedzia:- Moja wizyta u pani o tej godzinie i bez zapowiedzi jest do dziwna i przekracza granice...
- VIII Urojenia Kelvina Hallidaya Następnego ranka byli w ogrodzie, kiedy przyszła pani Cocker z pilną wiadomością...
- innymi nie otworzono już drzwi tego dnia, bo pani była zdrożona, a przy tym musiała się za-jąć panem Nowowiejskim...
- – Głupia, powinna mu była wcześniej powiedzieć, że duch jej pierwszego męża będzie go dręczył – rzekła pani Crick...
- – Czy to oznacza dla mnie kłopoty?Pani porucznik zaprzeczyła ruchem głowy...
- pytając: - Pan do pani Ingi, co ją dziś przyjęliśmy? Michał skinął głową...
Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.
Zofia nie była pewna, czy chodziło jej o matkę, jej mowę, obwarzankową piramidę, czy o samą Zofię.
Zerwały się oklaski, a jeden z chłopców rzucił racę w górę, aż na gruszę. Jorunn także wstała od stołu i próbowała ściągnąć Jorgena z krzesła. Nie protestował, zaraz ułożyli się na trawie i tam dalej się całowali. Po chwili poturlali się pod krzaki porzeczek.
- W dzisiejszych czasach dziewczęta przejmują inicjatywę - stwierdził doradca finansowy.
Z tymi słowami wstał, podszedł do krzewów porzeczek i stanął, z bliska przyglądając się niecodziennemu zjawisku. Reszta towarzystwa poszła za jego przykładem, na swoich miejscach zostali tylko Zofia i Alberto. Goście półkolem otoczyli Jorunn i Jorgena, którzy mając już za sobą pierwsze niewinne pocałunki, zastąpili je bardziej wyrafinowaną formą pieszczot.
- Najwidoczniej nie da się ich powstrzymać - orzekła pani Ingebrigtsen nie bez dumy w głosie.
- Tak, tak, gatunek podtrzymuje gatunek - zgodził się z nią mąż.
Rozejrzał się dokoła, chcąc sprawdzić, czy nie czekają go wyrazy uznania za tak trafnie dobrane słowa, ale gdy odpowiedziano mu tylko kiwaniem głową w milczeniu, dodał:
- Nic się na to nie poradzi.
Ze sporej odległości Zofia zauważyła, że Jorgen usiłuje rozpiąć Jorunn białą bluzkę, która już i tak zazieleniła się od trawy. Dziewczyna mocowała się z jego paskiem u spodni.
- Uważajcie, żebyście się nie przeziębili - powiedziała pani Ingebrigtsen.
Zofia zrezygnowana popatrzyła na Alberta.
- Sprawy postępują szybciej, niż przypuszczałem... Musimy jak najprędzej się wydostać. Wygłoszę tylko krótką mowę.
Zofia zaklaskała w dłonie.
- Czy możecie wrócić na swoje miejsca? Alberto chce wygłosić mowę.
Wszyscy z wyjątkiem Jorunn i Jorgena ociągając się znów zasiedli przy stole.
- Naprawdę ma pan zamiar wygłosić mowę? - zapytała Helenę Amundsen. - To bardzo uprzejmie z pana strony.
- Z góry dziękuję za uwagę.
- A w dodatku pan tak bardzo lubi spacerować. Podobno niezmiernie ważne jest utrzymywanie się w formie. Szczególnie sympatycznie jest, moim zdaniem, zabierać ze sobą psa. Czy on nie nazywa się Hermes?
Alberto wstał i zadzwonił w filiżankę.
- Droga Zosiu - zaczął. - Przypominam, że to filozoficzne przyjęcie w ogrodzie, dlatego wygłoszę mowę filozoficzną.
Już w tym miejscu przerwały mu oklaski.
- Na tym rozpasanym przyjęciu mimo wszystko przyda się odrobina rozumu. Nie zapomnijmy jednak pogratulować jubilatce z okazji piętnastych urodzin.
Nim skończył mówić, usłyszeli warkot zbliżającego się samolotu, który wkrótce zniżył się nad ogrodem. Za samolotem ciągnęła się długa szarfa z napisem: „Wszystkiego najlepszego z okazji piętnastych urodzin!”.
Wywołało to kolejną, jeszcze silniejszą falę aplauzu.
- Sami widzicie! - wykrzyknęła pani Amundsen. - Ten człowiek potrafi więcej, niż tylko odpalać petardy.
- O, to tylko bagatelka. Wespół z Zofią przeprowadzaliśmy w ciągu ostatnich tygodni badania filozoficzne o dość szerokim zasięgu. Tu i teraz mamy zamiar ogłosić, do jakich wniosków doszliśmy. Zdradzimy najgłębszą tajemnicę naszego istnienia.
Wśród zgromadzonych zapadła taka cisza, że słychać było śpiew ptaków. Zza krzewów dobiegały także odgłosy namiętnych pocałunków.
- Mów dalej!
- Po gruntownych badaniach filozoficznych, rozciągających się od pierwszych filozofów greckich aż po dzień dzisiejszy, stwierdziliśmy, że żyjemy w świadomości pewnego majora. Pełni on obecnie służbę jako obserwator z ramienia ONZ w Libanie, ale napisał także książkę o nas dla swojej córki, która mieszka w Lillesand. Ona nazywa się Hilda Moller Knag i skończyła piętnaście lat dokładnie tego samego dnia, co Zofia. Kiedy obudziła się wcześnie rano piętnastego czerwca, książka o nas wszystkich, a ściślej mówiąc, duży segregator, leżała na nocnym stoliku. Właśnie w tej chwili czuje, że w palec wskazujący łaskoczą ją już końcowe strony.
Gości przy stole zaczęła ogarniać nerwowość.